Jerzy Wróbel, działacz Konfederacji Korony Polskiej i sympatyk Grzegorza Brauna, kilka dni temu został zaatakowany nożem w Mrągowie. Szykany wobec mężczyzny nie ustają. Teraz przebito mu opony w furgonetce, na której wiesza banery Brauna.
Do ataku nożownika na sympatyka Brauna doszło 1 maja. Jak wspomina pan Jerzy, dzień wcześniej ustawił swój samochód z banerem Brauna na parkingu nieopodal miejsca w Mrągowie, gdzie miał przemawiać Rafał Trzaskowski. Wówczas podeszli do niego zwolennicy Trzaskowskiego, którzy w dość ostry sposób nakazali mu samochód przestawić.
– Usłyszałem groźby, że powinienem dostać po łbie, że jak dostanę po łbie, to się stąd wyniosę i nie mam prawa tutaj być na placu – opowiada.
Tamtego dnia do ataku fizycznego nie doszło. Ten nastąpił dzień później, czyli wspomnianego 1 maja. Pan Jerzy zaznacza, że bezpośrednim napastnikiem nie była żadna z osób, z którą słownie starł się dzień wcześniej. Nie wyklucza jednak, że przez te osoby napastnik został nasłany.
Do ataku doszło w momencie, gdy Pan Jerzy wieszał kolejny materiał wyborczy na swoim samochodzie. Zgodnie z relacją mężczyzny, napastnik obserwował go, a następnie zaatakował ostrym narzędziem – najprawdopodobniej scyzorykiem. Napastnik był pod wpływem narkotyków – tak ocenił pan Jerzy, co potem potwierdziła policja.
Pan Jerzy nie ma wątpliwości, że napad miał podłoże polityczne. Jest sfrustrowany działaniami policji, która – jego zdaniem – próbuje co najmniej „rozmiękczyć” temat, a najchętniej zamiotłaby go pod dywan.
To nie koniec prześladowań sympatyka Brauna. Jak zdradził na kanale SPRAWKI by Dawid Mysior, teraz ktoś mu przebił opony w samochodzie. Użyto do tego grubej igły lekarskiej, więc nie ma mowy o przypadku.
– W godzinach porannych, kiedy wyjechałem do lekarza po zaświadczenie sądowe z poprzedniego zdarzenia z ataku nożem, między godziną 7.30 a 9.15 ktoś, nieznany sprawca tak zwany, przebił oponę w tylnym kole samochodu oznakowanego z trzech stron banerami naszego kandydata Grzegorza Michała Brauna. Nie wydaje się, żeby to był przypadek. Była to gruba igła lekarska ze strzykawki – powiedział Wróbel i na dowód opublikował zdjęcia.
– Ja to rozumiem jako ostrzeżenie, jako kontynuacja i dowód tego, przed czym byłem ostrzegany. Mianowicie przed tym, żeby się nie pokazywać tutaj w Mrągowie nawet. Co ciekawe, te porady, te ostrzeżenia w formie pozornych dobrych rad, były udzielane nie tylko przez bezpośrednich sympatyków Trzaskowskiego – jak to miało miejsce 30 kwietnia – ale również również przez funkcjonariuszy. Nie powiem jeszcze dokładnie, bo to będzie przedmiotem śledztwa właściwych organów, gdzie padły takie zdania, że skoro mi się tutaj coś nie podoba, to powinienem stąd wyjechać – kontynuował.
– Dzisiaj po raz kolejny przekonałem się o tym, na szczęście w formie takiego delikatnego ostrzeżenia. To niestety wprowadza wiadomy nastrój i atmosferę dezorganizującą normalne życie, bo mimo że – jak policjanci powiedzieli – jest to tak zwane drobne wykroczenie, naprawa przebitej opony to jest może 50 zł, no to zajmuje to 2-2,5 godziny czasu (interwencja policji, wypełnianie papierków – itp.), a później jeszcze wizyta u wulkanizatora. To są takie pozorne drobiazgi, ale dosyć znaczące – podsumował Jerzy Wróbel.