Internetowy portal „lidovky.cz” zastanawia się nad obchodami 1 maja w Czechach, zauważając, że od 1990 r. są one konstruowane przede wszystkim jako sprzeciw wobec tradycji komunistycznej z czasów Czechosłowacji.
W Czechach modne jest karykaturowanie dawnych obchodów, w tym wymachiwanie transparentami i parodiowanie pochodów. Tego typu działania nie mają żadnych podtekstów politycznych i społecznych i są nakierowane na żartowanie z dawnej tradycji. Mają dawać poczucie, że ludzie powinni być wdzięczni za to, że nie żyją już w komunizmie.
Prawica czeska nie obchodzi 1 maj, ale zmaniła „święto pracy” w „święto miłości”, którego obchody odbywają się na wzgórzu Petřín w Pradze. Przez ostatnie kilka dekad obchody 1 maja stały się tylko domeną skrajnej lewicy.
Maszerujące ulicami miast niedobitki komunistów, anarchistów i różnej maści aktywistów lewicy to właściwie folklor. Swoją drogą, ich czerwone flagi, sierpy i płoty przypominają, że ra rzeczywistość nadal może być kiedyś groźna.
1 maja przestał się nad Wełtawą kojarzyć np. z obroną praw pracowniczych. Wysuwanie przy tej okazji postulatów społecznych jest z góry definiowane jako jakaś podejrzana forma „przywracania komunizmu”. Większość partii odcina się od „świętowania” i jak stwierdza nie bez żalu portal, być może „dlatego nie mamy autentycznych masowych demonstracji ani parad, jak na przykład we Francji czy Niemczech”.