Turystyczne miejscowości we Włoszech zmagają się z narastającą falą kradzieży wymierzonych w zagranicznych gości. Poszkodowani informują nie tylko o zuchwałości złodziei, ale również o niemal całkowitej bezradności włoskich służb porządkowych wobec tego procederu. Na własnej skórze przekonali się o tym Polacy.
Najczęstszym scenariuszem kradzieży są włamania do samochodów zaparkowanych w pobliżu turystycznych atrakcji. Złodzieje wybijają szyby i zabierają pozostawione w pojazdach bagaże oraz wartościowe przedmioty.
Jeden z czytelników „Faktu” podzielił się swoim doświadczeniem z Sycylii. Mimo świadomości zagrożenia i zaparkowania samochodu wśród innych pojazdów, gdzie „kręciło się sporo plażowiczów”, złodzieje zdołali włamać się do auta.
„Na plaży spędziliśmy około dwóch godzin. W pewnym momencie wróciłem do samochodu po jakieś rzeczy dla dzieci. Wtedy wszystko było jeszcze OK. Jednak 15 minut później mieliśmy już wybitą szybę i splądrowane auto” – relacjonował poszkodowany.
Złodzieje zabrali wszystko, co zdołali unieść – torby, plecaki, reklamówkę z mokrymi butami, a nawet kocyk i lalkę dziecka.
Największym zaskoczeniem dla okradzionych turystów jest często reakcja włoskiej policji. Jak donosi czytelnik „Faktu”, funkcjonariusze nie przyjeżdżają na miejsce zdarzenia, jeśli nie ma ofiar, a poszkodowani muszą sami udać się na posterunek.
Problem pogłębia bariera językowa – w wielu przypadkach funkcjonariusze nie mówią po angielsku. Spisywanie protokołu często trwa godzinami i odbywa się przy pomocy internetowych tłumaczy. Kiedy polski turysta zapytał o szanse na odzyskanie skradzionych rzeczy, usłyszał wprost: „W Katanii jest teraz bardzo dużo kradzieży. Nic z tym nie zrobimy”.