Były dowódca Sił Zbrojnych Ukrainy a obecnie ambasador Kijowa w Zjednoczonym Królestwie Walerij Załużny przyznał wprost, że ukraińskie rakiety spadały na terytorium Polski. Ujawnił to podczas spotkania ze studentami we Lwowie. Stwierdził też, że kraje bałtyckie wątpią w skuteczność art. 5 NATO.
Spotkanie Załużnego ze studentami we Lwowie miało miejsce dwa tygodnie temu. Były szef ukraińskich sił zbrojnych przemawiał na temat bezpieczeństwa w regionie oraz skuteczności NATO w kwestii obrony.
Podczas wykładu przyznał oficjalnie, że nie tylko rosyjskie, ale także ukraińskie pociski spadały na terytorium Polski. Powiedział też, że inne państwa w regionie mają „poważne wątpliwości” odnośnie realnej ochrony wynikającej z artykułu 5 NATO.
– Zdają sobie sprawę, że artykułu 5 nie ma i nigdy nie było. Polska to rozumie, gdzie nasze rakiety i rosyjskie rakiety okresowo spadają. Rumunia generalnie rozumie wszystko, ale milczy. Czasem do mnie dzwonią i mówią: „Bądźcie cicho”. No dobrze, dwa Shahedy spadły do portu, dlaczego milczycie? A potem dzwonią i mówią: „Dlaczego włączyliście swoje systemy walki elektronicznej, te (rosyjskie drony – red.) leciały w naszą stronę”. „To je zestrzelcie. Macie czterdzieści F-16” – odpowiedziałem – mówił Załużny.
Zwrócił też uwagę na sceptycyzm państw bałtyckich w kwestii wiary w obronę ze strony NATO.
Odnośnie spadających ukraińskich rakiet, Załużny nie wskazał konkretnego incydentu. Jednak z pewnością można założyć uderzenie w Przewodów, gdzie ukraiński pocisk dokonał zniszczeń i zabił Polaków.
15 listopada 2022 roku zginęły dwie osoby. Mimo informacji z USA, że „mało prawdopodobne” jest, by rakieta pochodziła z Rosji, każdy kto sugerował ukraińskie jej pochodzenie był wyzywany na poziomie państwowym od „ruskich onuc”. Wówczas rządził PiS.