Opublikowanie odtajnionych dokumentów dotyczących zabójstwa Johna F. Kennedy’ego rzuciło nowe światło na rolę agentów CIA w tym zamachu, co wywołało szok, a zarazem dumę ich rodzin. Dotąd były nieświadome tajnych operacji swoich bliskich.
Mimo udostępnienia 77 tysięcy dokumentów, okoliczności zamachu na prezydenta Kennedy’ego w 1963 roku wciąż pozostają niejasne. Tezy o samodzielnym działaniu Lee Harveya Oswalda nie zostały podważone. Dokumenty ujawniają natomiast kulisy zimnowojennej działalności wywiadowczej CIA, jej wysiłki w śledztwie dotyczącym zamachu oraz tajemnicę otaczającą pracę i poświęcenie zaangażowanych agentów – naukowców i specjalistów zbierających informacje o Związku Radzieckim, Kubie i Chinach.
Jednym z ujawnionych agentów był profesor Uniwersytetu Maryland, E.B. Smith. Podczas stypendium Fulbrighta w ZSRR w 1976 roku współpracował z wysoko postawionym urzędnikiem KGB, Wiaczesławem Nikonowem, zbierając informacje o ewentualnym zaangażowaniu ZSRR w zamach.
Dzięki kontaktom z Nikonowem, wnukiem ministra spraw zagranicznych Stalina, Wiaczesława Mołotowa, Smith uzyskał wgląd w ocenę Oswalda przez KGB. Nikonow, który gościł w amerykańskim domu profesora, potwierdził, że KGB monitorowało Oswalda, ale nie był on agentem sowieckim. Nikonow, obecnie zasiadający w rosyjskim parlamencie, wyraził wątpliwość, czy ktokolwiek mógł kontrolować Oswalda.
„Rodzina Smitha szczególnie ceni pamiątkowe zdjęcie dziadka, aktywnego działacza Partii Demokratycznej, z Kennedym w Gabinecie Owalnym. Odkrycie roli dziadka w zbieraniu informacji o zamachu na Kennedy’ego nadało temu zdjęciu jeszcze większego znaczenia” – podkreśla „Washington Post”.
Inny naukowiec, Robert North, profesor Uniwersytetu Stanforda, został zidentyfikowany jako „długoletnie, cenne źródło” dla CIA. Podczas kryzysu kubańskiego zbierał informacje o zwolennikach Fidela Castro w Miami, dostarczając kluczowych danych amerykańskim urzędnikom.
Jego żona, Dorothy North, była zszokowana odkryciem działalności męża, który nigdy nie wspominał o pracy w CIA. North przekazał wywiadowi m.in. informacje o Manuelu Rayu, Kubańczyku podejrzewanym o bycie „uśpionym komunistą” i tajnym agentem, który miał czekać na aktywację misji. Ray zmarł w 2013 roku.
„Dorothy ma nadzieję, że to odkrycie nie zmieni postrzegania jej męża. Był weteranem II wojny światowej, walczącym z Japończykami w bitwie o Saipan w 1944 roku. Był patriotą i prawdopodobnie uważał pracę dla amerykańskiego wywiadu za służbę ojczyźnie” – pisze „Washington Post”.
Rodzina innej zaangażowanej osoby, Bryana Millsa, sądziła, że pracował dla Departamentu Stanu. Okazało się, że był agentem CIA na Kubie, gdzie wynajął mieszkanie nad biurem chińskich mediów w Hawanie, aby zainstalować sprzęt do podsłuchu. Operacja zakończyła się aresztowaniem techników CIA udających turystów.
Syn Millsa, Mark, był zszokowany szczegółami operacji ojca, który był bardzo skryty. Rodzina często się przeprowadzała, mieszkając w Tajlandii, Wietnamie, Kanadzie i na Tajwanie, a matka żyła w ciągłym niepokoju.
„Na wypadek pytań, mama kazała nam mówić, że tata pracuje dla Departamentu Stanu. Dopiero w wieku 18 lat dowiedziałem się, że jest agentem CIA. Tata zadzwonił i poprosił o kable rozruchowe do samochodu. Wjechałem na parking CIA w Północnej Wirginii, ale nawet wtedy nie powiedział ani słowa o swojej pracy. O jego misji na Kubie dowiedziałem się od reportera «Washington Post»” – wspomina Mark Mills.
Jak dodaje gazeta Mills wyjeżdżał też do Wietnamu, gdzie znikał na całe miesiące. „Nigdy jednak o tym nie mówił. Dla mnie był po prostu tatą” – podsumowuje Mark.