Po niemalże dwóch wiekach milczenia, znana z nietuzinkowej urody (aczkolwiek moja wątroba z całą pewnością nie dałaby sobie rady z ilością wina pozwalającą ją docenić), redaktor Dobrosz-Oracz ostatecznie odezwała się na konferencji prasowej W.Cz. posła Grzegorza Brauna. Zrobiła to nie byle jak, bo zadając mu z pozoru trudne, mające niejako zdemaskować Jego zakłamanie i hipokryzję pytanie: ale dobrą kasę się tam zarabia w tym „eurokołchozie”, prawda?
Wtórowała jej koleżanka, gardłując, że jeśli poseł Braun tego „eurokołchozu” tak nienawidzi, jest tak zatwardziale „przeciw”, to dlaczego w nim jest, bezczelnie biorąc zeń sowite wynagrodzenie i to w euro – jakby waluta wypłaty świadczenia miała jakiekolwiek znaczenie. Sam niejednokrotnie byłem stawiany pod podobnym „pręgierzem”, na szczęście przez znacznie urodziwsze (czego nie domyśleć się nie sposób) redaktorki, kandydując do europarlamentu w 2014 roku i zawsze zastanawiałem się, czy w takich pytaniach więcej pospolitej tępoty, czy podłości?
Panie redaktorki najwyraźniej chcą tutaj judaszowskim podstępem sprowokować fałszywie rozumiane honorowe zrzeczenie się możliwości działania – w tym przypadku aktywności politycznej – na forum parlamentu europejskiego, oraz świadczeń z tym związanych, gdy nie są warunkowane wiernopoddańczym entuzjazmem. Z całą pewnością nie są to srebrniki zbrukane zdradziecką krwią.
Nierzadko los skazuje ludzi na życie pod okupacją danego reżimu czy jakiejś smutnej instytucji, z czego z natury rzeczy nie są specjalnie zadowoleni, ale chyba ostatnią rzeczą, która przyszłaby nam do głowy, byłoby oczekiwanie wyzbycia się przez nich nawet tych strzępków możliwości działania i świadczeń, które dany reżim w swej dobroduszności oferuje.
Niewolnik, nierzadko zagorzały przeciwnik niewolnictwa, miałby nie przyjmować fundowanych mu przez Pana posiłków czy dachu nad głową, tylko „honorowo” spać głodny pod chmurką? Czy od przegłodzonego, kołymskiego zega oczekujemy, aby rezygnował z dodatkowej kromki chleba z okazji kolejnej rocznicy wstąpienia Polski do U…, pardon, Rewolucji Październikowej? Zbyt ekstremalne, nieporównywalne okoliczności? Ale z jakich racji przeciwnik państwowej służby zdrowia, na którą pod przymusem płaci, ma odmawiać jej świadczeń zdrowotnych? Czy jeśli całe życie zawodowe jesteśmy okradani przez ZUS, to mamy jeszcze na starość ostentacyjnie zrzec się emerytury? A może fundacje, które są przeciwne podatkowi dochodowemu, winny rezygnować z pozyskiwania środków w ramach odpisu 1,5 proc.? Absurd. Podobnie zresztą jest z państwową edukacją, korzystaniem z dróg publicznych, czy choćby chodników. Jakby to poetycko a adekwatnie ujął Czesław Miłosz: „bo z chęcią, czy też mimo chęci, wszyscy jesteśmy tym objęci”. Mówiąc wprost: niezależnie od swojej woli, jesteśmy skazani na życie i aktywność w ramach obecnego, jedynie istniejącego ustroju i instytucji, w tym eurokołchozu.
Kasa z UE jako nagroda za zgięcie kolan
Ta perfidna prowokacja redaktor Dobrosz-Oracz ma zapewne na celu doprowadzenie do – może nie zaraz – kompletnego paraliżu, ale przynajmniej znacznego osłabienia tych sił społecznych, które stawiają opór totalniackim zapędom unijnych instytucji. Lewica – nie tylko poprzez dziś modny USAID, ale prywatne granty sorosowe, system oświaty, przemysł rozrywkowy, kulturę, urzędy, samorząd itp., itd. – futrowana jest grubymi strumieniami środków, tak przecież niezbędnych do uprawiania wszelakiej agitacji, a prawicowe zegi mają walkowerem pozostawić jej ostatnie mandaty i środki, zapewniając całkowity monopol przemysłowi kłamstwa i pogardy?
Europarlament bądź co bądź zatwierdza unijne władze, budżet, oraz stanowi powszechnie obowiązujące prawa, więc z jakiego powodu przedstawiciele niektórych, będąc ścisłym: prawicowych środowisk, mieliby odmawiać sobie przedstawiania własnych racji i zajmowania głosu na jego forum? Czy Pani redaktor chce nam powiedzieć, że europoselskie mandaty i fundusze z nimi związane to wyłącznie nagroda za bałwochwalcze żyrowanie wszelakich polityk narzucanych nam przez brukselsko-lewackie szajki? A politycy prawicy powinni obrócić się na pięcie, zdezerterować, porzucając swój elektorat i pozostawiając go na całkowitą pastwę lewackich hien i wariatów? Otóż nie! Moralnym obowiązkiem człowieka prawego jest, aby służyć słusznej sprawie wszelkimi dostępnymi środkami, które nie wymagają kompromisów zaprzeczającym tej idei, a niekorzystanie z tych sposobności byłoby niewybaczalnym błędem, niczym nieuzasadnioną kapitulacją i zdradą swoich środowisk.
Kto, za co i po co brał forsę
Ciekawe, czy Pani redaktor zdaje sobie sprawę, że z całą pewnością na takie podchody nie dali się nabrać wskrzesiciele niepodległości Polski, jak deputowany rosyjskiej dumy Roman Dmowski, poseł Raichtagu Wojciech Korfanty czy Wincenty Witos? Najwyraźniej działalność nawet w ramach instytucji państw zaborczych nie stanowiła przeszkody w działaniu na rzecz sprawy polskiej. Oczywiście wszyscy oni pobierali wynagrodzenie poselskie, stanowiące materialną podstawę zabezpieczenia potrzeb bytowych, co na tym łez padole jest konieczne, aby w ogóle myśleć o jakiekolwiek działalności, a politycznej w szczególności. Diety poselskie i wierszówki otrzymywał od komunistycznych władz nie tylko Stefan Kisielewski, ale sam Adam Michnik, Pani Redaktor. Może Jego weźmie Pani na przesłuchanie i mu to wypomni?
Kto tak naprawdę płaci
Poza tym przecież to nie eurokołchoz daje jakiekolwiek swoje pieniądze, a jedynie dysponuje środkami ściągniętym pod przymusem również od zwolenników Pana Brauna, którzy z całą pewnością ostatnią rzeczą, jakiej by sobie życzyli, to to, aby zasilały one budżety biernych żyrantów polityk zrodzonych w chorych głowach lewackich ciemniaków. Poseł Braun – w przeciwieństwie do miażdżącej większość polskich europosłów, co jest nie tylko moralnym, ale i prawnym obowiązkiem każdego z nich – na forum europarlamentu troszczy się o interes Polski, o dobre i sprawiedliwe prawa, o ekonomiczną i finansową politykę sprzyjającą dobrobytowi, wreszcie o zachowanie tożsamości i ładu społecznego. W takim razie, dlaczego jedynie i akurat Jemu Pani redaktor wypomina wynagrodzenie? A czy swoje wynagrodzenie z polskiej, publicznej – bo finansowanej z podatków Polaków – telewizji pobiera Pani redaktor z czystym sumieniem? Znam odpowiedź na to „intrygujące” pytanie, ale nie będę się tu przejęzyczał, narażając redakcję na kolejny proces.