Strona głównaMagazynZmiany przyszły za późno

Zmiany przyszły za późno

-

- Reklama -

Jedyną instytucją, która mogłaby zagrozić zwycięstwu bolszewików w Rosji, była niewątpliwie Cerkiew Prawosławna. Statystycznie była potęgą. Stanowiła jeden z najsilniejszych organizmów kształtujących życie państwa. Realna rzeczywistość była jednak inna. Cerkiew toczył od dawna kryzys wewnętrzny, który osłabiał jej wpływ na rosyjskie masy. Sprawcą kryzysu był car Piotr I Wielki, który, nie pytając nikogo o zdanie, zmienił ustrój Cerkwi, podporządkowując ją całkowicie swojej administracji.

Zabieg ten sprawił, że rosyjskie prawosławie stało się „carosławiem”, z wszystkimi tego konsekwencjami. Biskupi i księża stali się przede wszystkim carskimi urzędnikami. Dopiero gdy spełnili obowiązek wobec imperatora, mogli pomyśleć o Chrystusie. Cerkiew nie tylko stopniowo traciła autorytet wśród wiernych, ale ulegała demoralizacji. Przed toczącym Cerkiew rakiem ostrzegał pisarz i myśliciel Lew Tołstoj, a także Jan Kronsztadzki, uznany później przez Cerkiew za świętego, wybitny duszpasterz i opiekun biednych, którego przemyślenia i duchowość fascynują nawet wielu katolickich księży w Rosji. Zmian w Cerkwi domagali się również przedstawiciele petersburskiej inteligencji, a także co odważniejsi księża. Przygotowania do zmian ruszyły, ale przeprowadzono je zbyt późno, by Cerkiew mogła zagrodzić drogę rozprzestrzeniania się bolszewickiej ideologii. Lenin nie musiał się jej bać. Mieszkańcy Rosji doskonale pamiętali, że była ona przez wieki podporą samodzierżawia, które na ich oczach waliło się w gruzy. Nikt jeszcze nie zdawał sobie sprawy, jak wielką cenę przyjdzie zapłacić Cerkwi za uległość wobec cara.

- Reklama -
1,5 proc. dla Fundacji Najwyższy Czas!

Rosyjska Prawosławna Cerkiew u progu I wojny światowej była największą, najsilniejszą i wszechogarniającą życie całego imperium instytucją. Jej potencjał składał się z 67 diecezji, do których należało 54 174 cerkwi i 23 593 kaplic, a także 51 105 kapłanów oraz 15 035 diakonów, a także 478 klasztorów męskich, skupiających łącznie 11 845 kapłanów zakonnych oraz 9485 braci i nowicjuszy. Ponadto w skład Cerkwi wchodziło jeszcze 475 klasztorów żeńskich, w których żyło i służyło Bogu i ludziom 73 299 zakonnic i nowicjuszek. Cerkiew posiadała ponadto cztery akademie duchowne w Sankt Petersburgu, Moskwie, Kijowie i Kazaniu. Kształciły one ok. 1000 słuchaczy. Trafiali do nich absolwenci seminariów duchownych, które posiadała praktycznie każda diecezja. Uczęszczało do nich ok. 30 000 kleryków. Cerkiew prowadziła ponadto 37 528 parafialnych szkół, w których naukę pobierało ponad dwa miliony uczniów. Wszystkich wiernych, należących wówczas do Cerkwi, szacowano na 98 milionów. Rosyjska Prawosławna Cerkiew była wówczas największą autokefaliczną Cerkwią na świecie i największym Kościołem chrześcijańskim.

Europa Suwerennych Narodów

Cerkiew ta, mimo swojego ogromnego potencjału, nie cieszyła się wśród wiernych wielkim autorytetem. W powszechnej opinii uchodziła za główną podporę carskiego reżimu. Bolszewicy więc od razu przyjęli założenie, że jeżeli chcą obalić carskie samodzierżawie, to muszą także rozprawić się z Cerkwią. Z ich punktu widzenia nie wydawało się to trudne, bo Cerkiew nie wszędzie uchodził za świętą; znaczna część społeczeństwa traktowała ją jako instytucję zbiurokratyzowaną, przeżartą korupcją, której księża, a nawet biskupi byli zdemoralizowani i myśleli głównie o napełnianiu kieszeni, prowadząc na co dzień hulaszczy tryb życia.

- XVI Konferencja Prawicy Wolnościowej -

Obraz demoralizacji

Obraz tego zdemoralizowania znakomicie opisał w swoich pamiętnikach, przebywający na zesłaniu w Jarosławiu nad Wołgą, arcybiskup Zygmunt Szczęsny-Feliński. Opisuje w nich m.in. prawosławnego biskupa, który nie pociągnął do odpowiedzialności prawosławnego proboszcza za to, że ten w cerkwi odprawił chrześcijański pochówek psa miejscowej szlachcianki, gdy ów ksiądz poinformował go, że ten pies miał duszę chrześcijańską i zostawił dla biskupa zapis w wysokości 10 tys. rubli! Przypuszczać można, że takie sytuacje zdarzały się nie tylko w Jarosławiu. Były one konsekwencją kasaty Patriarchatu Moskiewskiego przez cara Piotra I Wielkiego, który na mocy tzw. Reglamentu Duchownego sam stanął na czele Cerkwi. Można spierać się, czy zrobił to pod wpływem idei protestantyzmu czy lektury traktatu „O państwie Bożym” św. Augustyna, którego autor uważał m.in., że funkcją państwa, przesądzającą rację jego istnienia, jest represja wobec przeważającej większości grzesznych, by utrzymać w ryzach ich zapędy.

Car oczywiście nie rządził Cerkwią bezpośrednio. Czynił to za pomocą świeckiego urzędnika – oberprokuratora, któremu pomocą miał służyć 12-osobowy Synod. Miał on jednak wyłącznie głos doradczy. System ten od początku budził sprzeciw wielu biskupów, którzy nie zgadzali się, by car sprowadzał Cerkiew do roli części swojej administracji. Oberprokuratorami byli często ludzie niemający z Cerkwią nic wspólnego. Nie uczęszczali nawet na prawosławne nabożeństwa, ale ich głos w nominacjach biskupów był decydujący. Mogli też przenosić niepokornych do innych diecezji. Każdy z hierarchów musiał złożyć przed carem przysięgę, która była dla nich poniżająca. Nie miała ona odniesienia do Boga, a car był w niej ukazywany jako najwyższy sędzia.

Carscy urzędnicy, zwłaszcza gubernatorzy, odnosili się do biskupów często z lekceważeniem, starali się ich sobie podporządkować, co było logiczne, jeśli się zważy, że w terenie to oni reprezentowali cara. Zdarzało się nawet, że naciskali na biskupów, by ci ujawnili tajemnicę spowiedzi itp. Wszelkie próby protestów ze strony biskupów nic nie dawały. Niepokorni biskupi byli przenoszeni do klasztorów. Ich miejsce zajmowali powolni władzy świeckiej, godzący się wyprawić chrześcijański pogrzeb psu, jeśli tylko ten pies przekazał mu w testamencie odpowiedni zapis. Postępująca demoralizacja Cerkwi spowodowała, że dopiero w początkach XX wieku powstała grupa młodych intelektualistów, która w toku trwających bardzo długo debat doszła do wniosku, że sytuację w Cerkwi może uzdrowić tylko Sobór. Konkluzja ta nie uzyskała rzecz jasna aprobaty władz. Niemniej jednak 22 spotkania intelektualistów w Petersburgu pozostawiły trwały ślad.

Spóźniona lawina

Periodyk „Nowa Droga” zamieszczał bowiem stenogramy z dyskusji, które się na nich odbywały. Dyskusja stała się niejako publiczna i ruszyła kamień, który zaczął przekształcać się w lawinę. Także słynna „krwawa niedziela”, spacyfikowana przez policję, wzmogła niechęć do Cerkwi, kierowanej w dotychczasowy sposób. Przyzwyczajona do lojalizmu wobec caratu Cerkiew nie stanęła po stronie robotników. Spowodowało to dalsze wzburzenie w ich szeregach. Nawet prasa w stolicy zaczęła krytykować Cerkiew, że jest obojętna wobec świata pracy. Kamienie lecące w stronę plebanii i krytyka prasowa, na którą pozwoliła cenzura – spowodowało to ferment wśród kleru. 32 duchownych petersburskich wystąpiło z protestem wobec metropolity, który doradził im napisanie memorandum zaakceptowanego i opublikowanego w cerkiewnym organie. W końcowym akapicie tego elaboratu czytamy:

„Cerkiew musi wyzwolić się z trudnej i upokarzającej sytuacji, w następstwie której jawi się ona jako instytucja działająca pod wpływem w określony sposób pojmowanych zobowiązań wobec państwa lub jako ani ciepły, ani zimny obserwator ludzkich problemów i życia społecznego. Jest rzeczą konieczną, by Cerkiew odzyskała swój twórczy wpływ na wszystkie strony ludzkiego życia i całą siłę swego głosu. W tym celu winna posiąść na nowo pełną wolność, od zawsze jej należną i określaną zestawem świętych kanonów”.

Nie brakło też i innych głosów, jeszcze ostrzej oceniających sytuację Cerkwi. Siergiej Witte, późniejszy premier, w 1905 r. pisał:

„Głównym celem cerkiewnej reformy Piotra I było przekształcenie Cerkwi w zwyczajny urząd państwowy, zobowiązany wyłącznie do realizacji celów państwowych. I rzeczywiście, administracja cerkiewna wnet stała się tylko jednym z wielu trybów złożonej machiny państwowej. W następstwie czego urząd do spraw wyznania prawosławnego poprawnie został zorganizowany na wzór pozostałych ministerstw na czele z oberprokuratorem, który był przedstawicielem Cerkwi przy władcy i wobec wyższych urzędów państwowych (Rada Państwa, Komitet Ministrów). Już dwieście lat nie słyszeliśmy głosu Cerkwi; czyż nie nadszedł już czas, aby się uważnie wsłuchać w jej głos, czyż nie nadszedł już czas, by się dowiedzieć, co ona sama myśli o aktualnym położeniu spraw cerkiewnych, do których doszło bez jej woli i wbrew odziedziczonym przez nią tradycjom uświęconym przeszłością? Podczas ogólnokrajowego Soboru, w którym trzeba zagwarantować udział zarówno mądrych duchownych, jak i świeckich osób, musi być także rozważna sprawa zmian w organizacji życia cerkiewnego, które dałyby Cerkwi możliwość odpowiedzenia na wymagania epoki i zapewnienia sobie koniecznej swobody działania”.

Spóźniony Sobór

Takie głosy nie pozostały wprawdzie wołaniem na puszczy, ale nie były na tyle silne, by zmusić cara Mikołaja II do szybkich ustępstw. Zgodził się on na powołanie Przedsoborowego Urzędu, ale ten działał tak wolno, ze Sobór został zwołany w Moskwie dopiero 15 sierpnia 1917 r. Władzę w Rosji sprawował Rząd Tymczasowy, a za dwa miesiące po władzę mieli sięgnąć bolszewicy. Na froncie niemiecko-rosyjskim panował ogromny chaos. Kapelan generalny armii rosyjskiej G. Szawelski tak oceniał sytuację:

„Doszliśmy do strasznej katastrofy. Burza wewnętrzna przeszła stosunkowo spokojnie, statek z jej powodu nie rozbił się, ale teraz nadchodzi nawałnica z zewnątrz i ona może rozbić okręt państwa na strzępy, ono może pęknąć. Uważam, że przemilczanie tego jest przestępstwem… Armia jako całość nie istnieje: jest korpus oficerów i uzbrojona rozbuchana masa narodu”.

Zdaniem Szawelskiego bolszewicy wzywają ten tłum, by skierować swe karabiny przeciwko oficerom rosyjskim i zbratać się z Niemcami.

Wrzenie zaczęło ogarniać także samą Cerkiew. Widząc, że Sobór nie spieszy się z dokonaniem zadań, wierni zaczęli brać sprawy we własne ręce. Z 67 diecezji aż w 35 doszło do poważnych konfliktów między wiernymi a biskupami. W 20 drogą wyborów zmieniono nie tylko ordynariuszy, ale także biskupów pomocniczych. Cerkiew zaczęła się chwiać. Bolszewicy zacierali ręce, ale Cerkiew zdołała kontynuować prace Soboru, a przede wszystkim wybrać nowego patriarchę i zmienić ustrój wewnętrzny, odrzucający spuściznę narzuconą jej przez Piotra I. Sam wybór patriarchy odbywał się w czasie, gdy w Moskwie toczyły się zażarte walki, w rezultacie których mocno ucierpiały kopuły kremlowskich soborów. Nowy patriarcha Tichon od razu zrozumiał, że nadchodzą czasy Antychrysta, który będzie chciał zniszczyć Cerkiew. Na wszelki wypadek na jego wniosek Sobór wybrał trzech strażników tronu patriarszego, z których jeden pozostający na wolności lub przy życiu miałby pełnić jego funkcję aż do wyboru następnego patriarchy. Tichon liczył się, że wkrótce może zostać aresztowany albo zamordowany. Nazwiska osób, wyznaczonych do pełnienia funkcji strażników tronu patriarszego, zostały umieszczone w zalakowanej kopercie.

Patriarcha Tichon nie zdawał sobie sprawy, kim są bolszewicy. W liście otwartym, skierowanym do władz bolszewickich, Tichon napisał:

„Opamiętajcie się nierozumni, zakończcie krwawe występki. To, co wy czynicie, to nie tylko okrutne działania; to naprawdę szatańskie dzieło, za które czeka was piekielny ogień w życiu przyszłym za grobem i straszliwe przekleństwo przyszłej generacji w życiu doczesnym – ziemskim. Na mocy władzy danej nam przez Boga zakazujemy wam przystępowania do sakramentów Chrystusowych, wyklinamy was, jeśli tylko nosicie jeszcze chrześcijańskie imiona i jeśli choćby z pochodzenia swojego należycie do prawosławnej Cerkwi Chrystusowej. Wzywamy i was wszystkich wiernych, trzód prawosławnej Cerkwi Chrystusowej, nie nawiązujcie jakichkolwiek stosunków z takimi zwyrodnialcami ludzkości”.

Ocena patriarchy Tichona była straszna, ale hierarcha ten w najczarniejszych snach nie przypuszczał, do czego ci zwyrodnialcy mogą się posunąć.

Najnowsze