J. D. Vance jest dobrym mówcą i swoje pierwsze poważne wystąpienie na arenie międzynarodowej wykorzystał znakomicie. Jeśli miał zamiar wykazać, że europejskie „elity” zmierzają do politycznego samobójstwa, mając zdrowy rozsądek za nic, udało mu się to znakomicie. Wiceprezydent USA wygłosił przemówienie na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, gdzie argumentował, że największymi zagrożeniami dla Europy nie są Chiny ani Rosja, ale kwestia masowej migracji i przepisy ograniczające wolność słowa.
„Podczas gdy administracja Trumpa jest bardzo zaniepokojona bezpieczeństwem Europy i uważa, że możemy dojść do rozsądnego porozumienia między Rosją a Ukrainą, zagrożenie, o które najbardziej się martwię w kontekście Europy, to nie Rosja, to nie Chiny, to nie żaden inny zewnętrzny aktor – mówił. – Tym, o co się martwię, jest zagrożenie wewnętrzne. Jest to wycofanie się Europy z niektórych najbardziej podstawowych wartości, wartości dzielonych ze Stanami Zjednoczonymi Ameryki”.
Przetrwacie Elona Muska
Wiceprezydent postanowił nie wchodzić w szczegóły wojny na Ukrainie ani planów rozmów pokojowych administracji Donalda Trumpa, ani też nie omawiał oczekiwań Waszyngtonu, aby Europa przeznaczyła więcej środków na wydatki na obronę. Zamiast tego oskarżył europejskich polityków o wykorzystywanie praw mających na celu minimalizowanie fałszywych informacji i dezinformacji do marginalizowania głosów „populistów” i wyborców.
– Dla wielu z nas po drugiej stronie Atlantyku wygląda to coraz bardziej jak stare, zakorzenione interesy kryjące się za słowami z czasów sowieckich, takimi jak „fałszywa informacja i dezinformacja”, kiedy po prostu nie podoba się, że ktoś o alternatywnym punkcie widzenia mógłby wyrazić odmienną opinię lub nie daj Boże głosować inaczej, a co gorsza, wygrać wybory – głosił Vance. – Jeśli startujesz w wyborach w strachu przed własnymi wyborcami, Ameryka nie może nic dla ciebie zrobić. Ani, co za tym idzie, nie możecie nic zrobić dla Amerykanów, którzy wybrali mnie i prezydenta Trumpa.
Vance skrytykował „komisarzy” Unii Europejskiej za cenzurowanie „treści pełnych nienawiści” i wezwał Wielką Brytanię do „odejścia od praw sumienia”. Wiceprezydent zauważył, że wpływ osób z zewnątrz na wybory nie jest równoznaczny z ingerencją w wybory. Nie zgodził się bowiem z grudniową decyzją Rumunii o unieważnieniu wyników pierwszej tury wyborów prezydenckich po tym, jak odtajnione dokumenty służb bezpieczeństwa miały wskazywać na rosyjską ingerencję, która promowała „skrajnie prawicowego” kandydata.
Bronił również działań Elona Muska, miliardera technologicznego i sojusznika Trumpa, który wkroczył do polityki europejskiej i pojawił się wirtualnie na wiecu niemieckiej prawicowej partii Alternative für Deutschland (AfD). – Wypowiadanie się i wyrażanie opinii nie jest ingerencją w wybory. Nawet gdy ludzie wyrażają poglądy poza granicami twojego kraju i nawet gdy ci ludzie są bardzo wpływowi – mówił. – I uwierzcie mi, a mówię to z humorem: jeśli amerykańska demokracja przetrwała 10 lat łajania Grety Thunberg, wy przetrwacie kilka miesięcy Elona Muska.
Vance uznał masową migrację jako najpilniejszy problem, z jakim zmaga się kontynent. Przytoczył incydent w Monachium dzień wcześniej, gdy migrant wjechał samochodem w tłum jako przykład konsekwencji masowej migracji. Podejrzanym jest 24-letni Afgańczyk, który przybył do Niemiec jako azylant w 2016 roku. W wyniku ataku rannych zostało ponad 30 osób, a motywem prawdopodobnie był ekstremizm islamski.
– Żaden wyborca na tym kontynencie nie poszedł do urn, aby otworzyć wrota dla milionów niesprawdzonych imigrantów – twierdził Vance. – Coraz częściej w całej Europie głosuje się na przywódców politycznych, którzy obiecują położyć kres niekontrolowanej migracji. Zgadzam się z wieloma z tych obaw. Nie musicie się ze mną zgadzać, ale po prostu sądzę, że ludzie się tym martwią.
Prawda w oczy
W geście uznania dla zmiany administracji Vance powiedział europejskim „liderom”, że „w mieście (Waszyngtonie – red.) pojawił się nowy szeryf”. „Pod przywództwem Donalda Trumpa możemy nie zgadzać się z waszymi poglądami, ale będziemy walczyć o wasze prawo do wyrażania ich publicznie, niezależnie od tego, czy się zgadzacie, czy nie” – powiedział wiceprezydent USA.
Przemówienie spotkało się z chłodnym przyjęciem zebranych. Rzadko pojawiały się oklaski, a jeśli już, to skromne. Widać było, że zebrani po prostu byli w szoku, że ktoś może wygarnąć im prawdę prosto w oczy. Ludzie zajmujący się bezpieczeństwem kontynentu otrzymali ostrzeżenie, że Europa jest zafascynowana zagrożeniami, ale jest tak moralnie zagubiona, że nie jest nawet świadoma stanu rzeczy.
Publiczność – politycy i wojskowi – siedziała oniemiała, gdy Vance wymienił kilka szczególnie rażących niedawnych przypadków w państwach europejskich, w których rząd represjonował wolności, od aresztowania chrześcijan za cichą modlitwę po odwoływanie wyborów, a także gdy otwarcie oskarżył przywódców kontynentu o sowieckie, antydemokratyczne nastawienie. Co najgorsze, jak powiedział, mają takie nastawienie wobec własnych narodów.
Amerykański polityk przedstawił długą listę zaniedbań rządów europejskich w zakresie poszanowania wolności własnych obywateli. Vance zdiagnozował kontynent jako stracony z powodu własnej niezdolności do zrozumienia, co reprezentuje i – co gorsza – z pogardą dla poglądów własnych obywateli. „Obawiam się, że w Wielkiej Brytanii i całej Europie wolność słowa jest w odwrocie” – powiedział, wzywając do wykazania szacunku dla demokracji – prawdziwej demokracji, w której wyborcy mają głos, który należy uszanować, niezależnie od tego, czy to, co ludzie mówią, jest do przyjęcia przez paternalistyczną elitę, czy nie. Apelował do przywódców, aby mieli więcej szacunku dla własnych społeczeństw. Dodał: „Proszę moich europejskich przyjaciół, aby mieli trochę perspektywy. Możecie wierzyć, że Rosja źle robi, kupując reklamy w mediach społecznościowych, aby wpłynąć na wasze wybory. My z pewnością też tak uważamy. Możecie potępiać to nawet na arenie światowej. Ale jeśli wasza demokracja może zostać zniszczona za pomocą kilkuset tysięcy dolarów reklamy cyfrowej z obcego kraju, to nie jest ona silna od samego początku”.
Jego zdaniem istnieje nadzieja, ponieważ demokracja może być jednak silna, dopóki ogólne nastawienie do wyborców nie jest takie, że są złymi ludźmi ze złymi opiniami, których należy poniżać i ignorować. Mówił europejskim „liderom”, a w szczególności tym w Niemczech – które były kilka dni przed wyborami krajowymi – aby szanowali „populistów”, a nie bali się ich. Kontynuował: „Organizatorzy tej właśnie konferencji zabronili legislatorom reprezentującym partie »populistyczne« zarówno po lewej, jak i prawej stronie udziału w tych rozmowach”.
A mottem konferencji w Monachium było hasło, że problemy należy rozwiązywać poprzez… dialog. Vance zauważył, że to na „liderach” ciąży obowiązek dialogu z tą nie do końca milczącą większością Europejczyków.
Przed czym dokładnie się bronicie?
Konferencja tradycyjnie zajmuje się, jak głosi nazwa, sprawami bezpieczeństwa. Amerykański polityk miał własną perspektywę, którą przedstawił, co było widać, zdumionej publiczności: „Jestem pewien, że wszyscy przyszliście tutaj przygotowani, aby porozmawiać o tym, jak dokładnie zamierzacie zwiększyć wydatki na obronę w ciągu najbliższych kilku lat zgodnie z jakimś nowym celem… Ale pozwólcie, że zapytam was również: jak zaczniecie myśleć o kwestiach budżetowych, jeśli nie wiemy, czego właściwie bronimy? Słyszałem wiele o tym, przed czym musicie się bronić i oczywiście to jest ważne, ale to, co wydaje mi się trochę mniej jasne, a z pewnością wielu obywatelom Europy tak się wydaje, to przed czym dokładnie się bronicie. Jaka jest pozytywna wizja, która ożywia to wspólne porozumienie o bezpieczeństwie, które wszyscy uważamy za tak ważne. I głęboko wierzę, że nie ma bezpieczeństwa, jeśli boimy się głosów, opinii i sumienia, którymi kierują się ludzie.”
Opinie Vance’a odrzucili przede wszystkim politycy niemieccy. „Demokracja została właśnie zakwestionowana przez wiceprezydenta USA. Nie tylko demokracja niemiecka, ale całej Europy. Mówił o unieważnieniu demokracji. I jeśli dobrze go zrozumiałem, porównuje stan Europy do stanu, który panuje w niektórych autorytarnych reżimach” – powiedział niemiecki minister obrony Boris Pistorius. „Panie i panowie, to jest niedopuszczalne! To jest niedopuszczalne!” – kontynuował, dodając: „W naszej demokracji każda opinia ma głos”. Pistorius nazwał komentarze Vance’a „nie do przyjęcia”, co spotkało się z aplauzem zebranych na konferencji.
Kanclerz Niemiec Olaf Scholz również ostro skrytykował Vance’a za jego opinie, a także za „poparcie” dla partii Alternatywa dla Niemiec (AfD).
Z kolei Marie-Agnes Strack-Zimmermann z rządzącej partii FDP zabiła w dzwony: „Nasz liberalny świat jest w ekstremalnym zagrożeniu”. I postanowiła zastosować… cenzurę: „Przemówienie wiceprezydenta USA Vance’a było dziwacznym intelektualnym niskim lotem i nie powinno mieć miejsca na międzynarodowej konferencji bezpieczeństwa”.
To było dobre i orzeźwiające przemówienie, dające pogląd, jak administracja Trumpa postrzega Europę. Sądząc po reakcjach najważniejszych ludzi odpowiedzialnych za politykę i bezpieczeństwo Europy, trudno mieć nadzieję na zmiany.
Biały Dom ceni polityków wiedzących, czego chcą, słuchających ludzi, podejmujących przede wszystkim decyzje. Bezproduktywni politycy nie mogą liczyć na szacunek. Żyjącym w oparach lewicowych ideologii i politycznej poprawności europejskim elitom należała się terapia szokowa. Skutków jednak nie będzie, tych pozytywnych rzecz jasna. Tutaj nadziei nie ma.