Wiceprezydent USA JD Vance ostro skrytykował w Monachium Brukselę i postawę państw unijnych, które dławią wolność słowa, wspierają imigrację i oszukują wyborców. Zaapelował też do tradycyjnych partii w Niemczech o współpracę z prawicą i wskazał bezsens tworzenia tzw. „kordonów sanitarnych” wobec partii, które mówią to czego naprawdę oczekują wyborcy.
Spotkało się to z krytyką ze strony rządu w Berlinie. Wystąpienie Vance na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa odebrano jako wsparcie ruchu Alternatywa dla Niemiec (AfD). „To, czego niemiecka demokracja, żadna demokracja, amerykańska, niemiecka ani europejska, nie przetrwa, to wmówienie milionom wyborców, że ich myśli i obawy, ich aspiracje, ich prośby o pomoc są nieważne lub niegodne, by w ogóle mogły być uważane za demokrację” – mówił Vance.
„Demokracja opiera się na świętej zasadzie, że głos ludu się liczy” – dodał amerykański wiceprezydent. Wezwanie to zostało odebrane w Berlinie jako „ingerencja administracji Donalda Trumpa w kampanię przed niemieckimi wyborami parlamentarnymi” wyznaczonymi na 23 lutego. Natychmiast przypomniano też wsparcie dla AfD udzielone przez miliardera Elona Muska.
Rzecznik kanclerza Olafa Scholza ostrzegł przed „ingerencją” ze strony Stanów Zjednoczonych. „Dotychczasową praktyką było nieingerowanie w wewnętrzne sprawy zaprzyjaźnionego kraju”, zwłaszcza gdy nie miało się „pełnego oglądu debaty politycznej” – powiedział Steffen Hebestreit podczas briefingu prasowego w Berlinie.
Rzecznik podkreślił, że Niemcy, ze względu na swoją przeszłość, mają „bardziej rygorystyczne podejście niż Stany Zjednoczone” w kwestii wyrażania „idei ekstremistycznych”.
Tymczasem najnowsze sondaże przewidują znaczny wzrost poparcia dla AfD w wyborach parlamentarnych. W sondażach prowadzi jednak CDU:CSU z wynikiem 31% poparcia.
Źródło: AFP