Przed sądem w Hajnówce (Podlaskie) rozpoczął się proces pięciu osób zajmujących się rzekomą pomocą humanitarną przy granicy z Białorusią, oskarżonych o ułatwienie grupie nielegalnych migrantów niezgodnego z prawem pobytu na terenie Polski. Chodzi o imigrantów z Iraku i Egipcjanina.
Zgodnie z art. 264a par. 1 Kodeksu karnego, kto, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej, umożliwia lub ułatwia innej osobie pobyt na terytorium RP wbrew przepisom, podlega karze od 3 miesięcy do 5 lat więzienia.
Zanim sąd otworzył przewód sądowy, najpierw przeprowadził losowanie przedstawicieli mediów, którzy mogą przebywać na sali rozpraw. Sąd uznał, że ze względu na duże zainteresowanie dziennikarzy prasy, radia, telewizji i mediów internetowych i rozmiary sali, nie wszyscy przedstawiciele ok. 20 redakcji mogliby się na niej zmieścić.
Potem sąd oddalił wniosek obrony o umorzenie postępowania karnego, a następnie – przez blisko godzinę – rozpoznawał za zamkniętymi drzwiami wniosek prokuratury o całkowite wyłączenie jawności procesu; oskarżyciel publiczny powołał się na ważny interes państwa, by nie doszło do ujawnienia okoliczności, które ze względu na ten interes powinny być zachowane w tajemnicy.
Ostatecznie sąd zdecydował, że wyłączenie jawności będzie częściowe. I końcowa część wtorkowej rozprawy odbywała się już z takim wyłączeniem. Sąd proces odroczył, ale kolejnego terminu nie wyznaczył.
Do zatrzymania aktywistów niedaleko Narewki przez Straż Graniczną doszło blisko trzy lata temu. Jak podawała wtedy SG, aktywiści w samochodach wieźli nielegalnych migrantów.
Prokuratura Rejonowa w Hajnówce postawiła zatrzymanym zarzuty pomocnictwa do nielegalnego przekraczania granicy polsko-białoruskiej (grozi za to nawet do ośmiu lat więzienia) przez Egipcjanina i rodzinę z Iraku; śledczy składali wnioski o areszt, ale sąd ich nie uwzględnił.
Po dwuletnim śledztwie prokuratura zmieniła te zarzuty i w takiej wersji do sądu trafił akt oskarżenia, dotyczący pięciu osób. Jedną z nich oskarżono m.in. o to, że dostarczała nielegalnym migrantom jedzenie i ubrania, gdy ci przebywali w lesie; miała też przekazywać im informacje przydatne w razie zatrzymania, udzielić im cudzoziemcom schronienia i zapewnić odpoczynek oraz przewieźć w głąb kraju.
Pozostałe cztery oskarżono o to, że przewoziły w głąb kraju tych cudzoziemców. W ocenie prokuratury, oskarżeni działali w celu osiągnięcia korzyści osobistej przez osoby, którym pomogli.
W sądzie stawiło się we wtorek czworo z pięciorga osób oskarżonych (piąta przebywa za granicą, w jej przypadku prawomocna jest decyzja o wydaleniu z Polski, związana z wydarzeniami, których dotyczy proces). Zgadzają się na podawanie w mediach ich danych i prezentowanie wizerunku. Wszystkie nie przyznają się, przed sądem składały wyjaśnienia, ale nie zgodziły się odpowiadać na pytania.
– Pomaganie i uważność na potrzeby innych osób, to integralna część mojej tożsamości (…). Uważam, że podzielenie się z bliźnim tym, co mam, to jest mój obowiązek, jako człowieka i jest czynem słusznym moralnie – przekonywał Mariusz Chyżyński, na stałe mieszkający w Szkocji.
Zwracał uwagę, że od dawna zaangażowany jest w „działalność humanitarną”, pracował m.in. w obozach dla uchodźców w Grecji oraz przy ewakuacji uchodźców wojennych z Ukrainy do Polski.
Oskarżona również w tym procesie Joanna Humka podkreślała, że działała, by ratować „być może życie, a na pewno zdrowie i godność innego człowieka”. Opisywała realia ówczesnej sytuacji przy granicy z Białorusią.
– Dla mnie wyrzucanie osób z terytorium Polski na terytorium Białorusi jest, w gruncie rzeczy, jak udział w usiłowaniu zabójstwa w białych rękawiczkach – mówiła.
Odwoływała się do Konstytucji i zapisanych tam praw.
– Nie uważam, by moje zachowanie wypełniło przesłanki jakiegokolwiek przestępstwa – dodała.
– Uważam, że w tamtej sytuacji postąpiłam tak, jak każda osoba powinna postąpić. Ponieważ zgodnie z prawem mogły być mi postawione zarzuty za nieudzielenie tej pomocy – powiedziała przed sądem Kamila Mikołajek.
– W szkole uczą nas o naszej polskiej gościnności, o tym, jaką mamy też tradycję pomagania. Ja w tym duchu zostałam wychowana – żeby pomagać i nie być obojętną – twierdziła oskarżona.
– Czuję się zażenowana, że państwo wkłada swoją siłę, pieniądze i nasze podatki w ten proces, a nie zajmuje się czymś pożytecznym, np. inwestycjami w służbę zdrowia – dodała.
W jej ocenie, sprawa ma tło polityczne i „jest na rękę każdej władzy”.
Ewa Moroz-Keczyńska – mieszkanka okolic Hajnówki – mówiła m.in. o tym, jak zmieniła się tam sytuacja, gdy zaczął się kryzys migracyjny na granicy z Białorusią.
– Każdy z nas doskonale wie, czym jest głód, choroba, pragnienie, czym jest strach – powiedziała przed sądem.
Podkreślała, że nie ma znaczenia wyznanie czy wygląd.
– Na końcu i tak jesteśmy ludźmi (…). Naprawdę trudno jest żyć, kiedy masz świadomość, że nieopodal twego domu umiera człowiek – powiedziała.
W jej ocenie, nikt mieszkańców w sytuacji tego kryzysu nie wsparł „w inny sposób niż militarny”.
– Inaczej się tę sytuację postrzega w Warszawie, czy Poznaniu, niż wtedy, kiedy twój dom stoi bezpośrednio przy granicy – mówiła Moroz-Keczyńska.
Postawienie zarzutów tym osobom, a potem skierowanie do sądu aktu oskarżenia, spotkało się z protestami ze strony organizacji wspierających imigrantów na granicy z Białorusią.
Już w 2022 roku Grupa Granica, której działacze od początku kryzysu na polsko-białoruskiej granicy niosą „pomoc humanitarną” przebywającym w lasach imigrantom informowała, że zatrzymani nieśli pomoc humanitarną rodzinie z siódemką małych dzieci, która „przebywała w lesie od wielu dni: bez wody, jedzenia, schronienia i dostępu do pomocy medycznej”. Zarzuty pomocnictwa w nielegalnym przekraczaniu granicy określiła jako „absurdalne”.
„Oferowana pomoc, to ratowanie wyczerpanych ludzi przed śmiercią na polskim terytorium” – podawała wówczas w mediach społecznościowych, podkreślając, że polskie prawo „nakazuje niesienie pomocy tym, których życie jest zagrożone”.
Przed budynkiem sądu w Hajnówce odbył się we wtorek protest osób solidaryzujących się z oskarżonymi. Protestowano pod hasłami: „Pomaganie nie jest nielegalne” oraz „Paragrafami prawdy nie da się zabić”. W akcji wzięło udział kilkadziesiąt osób, które czekały też do zakończenia rozprawy. Na początku stycznia miała również miejsce akcja tzw. autodonosów do prokuratury przez wiele osób, które – również w geście solidarności z oskarżonymi – zgłaszały, iż też udzielały pomocy migrantom.
Do udziału w procesie dopuszczone zostały, jako organizacje społeczne, Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Stowarzyszenie Interwencji Prawnej, Fundacja „Wolne Sądy” oraz Naczelna Rada Adwokacka.