Strona głównaGŁÓWNYRewolucyjna zapowiedź Zuckerberga. Czy Facebook zdąża do wolnościowej Mety?

Rewolucyjna zapowiedź Zuckerberga. Czy Facebook zdąża do wolnościowej Mety?

-

- Reklama -

Facebook od kilku lat ma dość poważne problemy. Ich kulminacją jest zmiana władzy. Jednak Mark Zuckerberg się nie poddaje i stosuje niespodziewany ruch, a mianowicie ogłasza wolność słowa i zniesienie cenzury. Po cichu jednak dodaje, że nie dotyczy to UE, a jeszcze ciszej, że najpewniej tylko USA.

Szef korporacji Meta Mark Zuckerberg ogłosił ogromne zmiany. Były one – jak zwykle – komentowane po nagłówkach, że oto na Facebooka wraca wolność słowa. Dopiero w szczegółach jednak można dowiedzieć się, że dotyczy to najpewniej tylko USA, a na pewno nie UE, a więc także nie Polski.

- Reklama -
1,5 proc. dla Fundacji Najwyższy Czas!

I nie ma się co dziwić. Mark Zuckerberg wielokrotnie pokazał, że chętnie wprowadziłby ideologiczną cenzurę. „Wolność słowa” to dla niego możliwość dyskutowania o skrajnie lewackich rozwiązaniach. Jednak na potrzeby chwili ubiera się w zwolennika wolności słowa. A poprzez swoich ludzi próbuje nawet przekonywać, że on nigdy nie chciał nikogo cenzurować, tylko był do tego zmuszony przez administrację ustępującego prezydenta Josepha Bidena.

Europa Suwerennych Narodów

Mark Zuckerberg wystąpił w nagraniu na stronie korporacyjnej Meta. Ogłosił, że korporacja nie będzie korzystała już z „weryfikatorów” „faktów”. Celowo umieszczam oba wyrazy w cudzysłowie, gdyż zlewaczałe organizacje odpowiadające za to niczego nie weryfikowały i nie interesowały ich fakty. Widać to było szczególnie w trakcie Wielkiej Histerii zwanej „pandemią”, gdy cenzurowano nawet wypowiedzi specjalistów epidemiologów, gdy krytykowali lockdown.

Meta to nie tylko Facebook. Poza tym serwisem korporacja posiada też Instagrama oraz mniej popularny w Polsce Threads. Zamiast dotychczasowej cenzury dokonywanej przez współpracujące z Metą podmioty trzecie, będą stosowane „notki społeczności”. To rozwiązanie wprost wzięte od Elona Muska i jego platformy X.

Posty z notkami nie są cenzurowane. Jeśli jednak wiele osób zwróci uwagę na jakąś nieścisłość czy manipulację, wraz z postem wyświetlać się będzie notatka zawierająca kontekst.

– Wrócimy do korzeni i skupimy się na ograniczaniu błędów, uproszczeniu naszych zasad i przywróceniu wolności wypowiedzi na naszych platformach. Dokładniej rzecz biorąc, pozbędziemy się weryfikatorów faktów i zastąpimy ich notatkami społeczności, podobnie jak w X, zaczynając od Stanów Zjednoczonych –zapowiedział Zuckerberg w nagraniu na stronie korporacyjnej Meta.

Ale nie u nas…

Zmiany nie obejmą jednak Unii Europejskiej, a więc także Polski. Portal „Politico” po publikacji tekstu na temat zmian ogłoszonych przez Zuckerberga otrzymał od Mety sprostowanie. Jak podkreślono, zapowiadane zmiany „nie zostaną na razie wdrożone w UE”. Najpewniej więc zmiany będą tylko w USA, by zbliżyć się nowej władzy i stworzyć pozory sprzyjania wolności. Ale tylko do momentu, gdy władza w USA ponownie wpadnie w ręce lewactwa.

Media zwracają uwagę, że zmiany ogłaszane przez Metę to sposób właśnie na pozyskanie łaski nowej administracji, która nadejdzie wraz z zaprzysiężeniem Donalda Trumpa na prezydenta USA. Meta już przekazała 1 mln dolarów na fundusz Trumpa. Ponadto przydzieliła kilka wysokich stanowisk Republikanom. Jednym z nich jest Dan White. To wieloletni Republikanin i sojusznik Donalda Trumpa.

Wcześniej Mark Zuckerbeg sugerował, że cenzura na Facebooku to nie jego decyzja, lecz administracji prezydenta Josepha Bidena. Już latem sugerował, że on i jego korporacja odczuwały „presję” ze strony administracji, by cenzurować wybrane treści. Ostatnio Meta także przypomniała o tych sugestiach.
Jest to jednak raczej zabieg PR-owy, by „wybielić” w oczach opinii społecznej – a przede wszystkim w oczach Trumpa – Marka Zuckerberga. Należy jednak przypomnieć, jak to z tą cenzurą na Facebooku było.

Przede wszystkim tzw. moderacja treści istniała od zawsze. Konserwatywni użytkownicy mogli sami się przekonać, że lewakom wolno było pisać znacznie więcej i agresywniej, z życzeniami śmierci włącznie. Tymczasem katolicy i obrońcy życia byli banowani za byle kontrargument w trakcie dyskusji.

Mogę o tym zaręczyć osobiście. Około 2012 roku mój publiczny profil przeżył najazd feminazistek promujących aborcję. Mogłem przeczytać m.in., że nie mam prawa wypowiadać się o prawie do mordowania dzieci, bo jestem mężczyzną; życzenia zgwałcenia córki, żony (nie miałem wówczas żadnej z wymienionych, ale oj tam) oraz całe litanie wyzwisk.

Gdy odpowiedziałem jednej, że radykalny feminizm jest wyśmiewany, w ciągu niecałych pięciu minut otrzymałem tygodniowego bana w serwisie, a komentarz został usunięty przez administrację. Cała reszta wspomnianego szamba pozostała oczywiście widoczna.

To tylko jeden z wielu przypadków cenzurowania treści jeszcze przed „weryfikatorami” „faktów”. Tych Facebook wprowadził w 2016 roku. Meta nawiązała współpracę z „zewnętrznymi partnerami”, dzięki czemu sam Facebook mógł twierdzić, iż on nie cenzuruje, tylko usuwa to, co ci „zewnętrzni partnerzy” ocenią jako fałszywe. I na podstawie opinii tychże partnerów oceniano, że treści są zmanipulowane lub fałszywe, wskutek czego ograniczano ich zasięg lub całkowicie je usuwano, a autorów nieraz także blokowano.

Program uruchomiono konkretnie po zwycięstwie Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA. Podobnie zresztą postąpił Twitter, który aż do przejęcia go przez Elona Muska także podlegał cenzurze, usuwając nieraz profile dziennikarzy lub całych portali internetowych. Wspomnę, że Twitter usunął m.in. profil mojego portalu kontrrewolucja.net. Rzekomo udostępniał „niezgodne z regulaminem” treści, a konkretnie informację o kontrmanifestacji w Lublinie przeciwko marszowi LGBT. Blokada nastąpiła w 2020 roku, zaś informacja, pod pretekstem której ją wprowadzono, dotyczyła wydarzeń z 2018 roku.

Po wykupieniu Twittera przez Elona Muska w 2022 roku i zmianie nazwy na X, platforma wprowadziła notki społecznościowe.

Ludzie raczej przechodzili obojętnie obok cenzury. W powszechnej świadomości utrwaliło się, że jeśli ktoś został zbanowany, to najpewniej sobie na to zasłużył. A to, że usuwane posty nie naruszały w żaden sposób regulaminu ani nie były fałszywe, a jedynie niezgodne z lewacką agendą, nie przebijało się. Aż do Wielkiej Histerii.

Wówczas temat wzbudził wielkie zainteresowanie społeczne. Okazało się, że tzw. zwykli ludzie nie mogą dzielić się swoimi spostrzeżeniami na temat nie tylko absurdalności ani szkodliwości lockdownu. Bany i ograniczenia były „rozdawane” przez Facebooka nawet za zwrócenie uwagi na niespójność w narracji o śmiertelnej pandemii zabójczego koronawirusa.

Gdy ludzie jednak się tematem zainteresowali, było już za późno. Cenzura w mediach społecznościowych Marka Zuckerberga szalała na dobre. Wtedy ludzie zdali sobie sprawę z tego, że cenzura na Zachodzie to fakt, a nie „szurska teoria spiskowa”. Choć tu muszę z wyrzutem wobec tzw. zwykłych ludzi stwierdzić, że przebudzenie przyszło za późno.

Podsumowując, Mark Zuckerberg chwilowo ogłasza się „ofiarą” cenzury ze strony Bidena. Jednak jego wcześniejsze działania wskazują wyraźnie, że to nieprawda. Gdy tylko lewica ponownie przejmie władzę, Facebook przywróci w USA narzędzia cenzorskie. Na chwilę obecną zaś nie ma żadnych śladów wskazujących, by cenzura na terenie UE – w tym Polski – została kiedykolwiek przez Metę zniesiona.

Najnowsze