Turcja umacnia swoje pozycje w Syrii i nie ukrywa, że chce w niej objąć rolę kuratora nowego reżimu i odgrywać wobec niego taką rolę, jaką wobec ekipy Asada odgrywały Rosja i Iran. Nie jest to zadanie łatwe, bo nadmiernego znaczenia Turcji w Syrii nie życzą sobie Stany Zjednoczone i Izrael. Ankara się tym wcale nie przejmuje i twardo buduje w Syrii swoją pozycję. Nie wyklucza też podjęcia zbrojnej operacji przeciw Kurdom, żeby ułatwić Damaszkowi przywrócenie integralności jego terytorium.
Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan stał się też wielkim orędownikiem nowej Syrii na arenie międzynarodowej. Doskonale zdaje sobie sprawę, że zarówno on, jak i Turcja stoją dziś przed wielką szansą. Przejęcie kontroli nad Syrią sprawi, że rola gospodarcza Ankary na Bliskim Wschodzie wzrośnie znacząco. Pod jej skrzydła wróci wydarta Zachodowi dawna część Otomańskiego Imperium.
Turcja umacnia swoją pozycję w Syrii i robi to w sposób tak oczywisty, że wielu zachodnich komentatorów uważa, że wręcz ustanawia tam swoje porządki. W Damaszku złożył już wizytę szef Zarządu Wywiadu Turcji İbrahim Kalın, który – jak można się domyślać – koordynował całą operację przejęcia kontroli nad Syrią przez protureckich bojowników. Tuż po nim do Damaszku wybrał się minister spraw zagranicznych Turcji Hakan Fidan, który nie ukrywał, że przyjechał do niego, żeby przygotować wizytę prezydenta Erdoğana. Jednocześnie miał uzgodnić z nowymi władzami przeprowadzanie zmian i reform w Syrii w taki sposób, by respektowały centralną rolę Turcji.
Nie wykluczył on też, że w najbliższym czasie Turcja może rozpocząć operację wojskową przeciwko bazującym na północy Syrii tzw. „Siłom Narodowej Samoobrony”. Ankara zarzuca im, że są zbrojnym ramieniem Partii Pracujących Kurdystanu, którą uważa ona za organizację terrorystyczną, zagrażającą jej bezpieczeństwu. Minister Spraw Zagranicznych Turcji twardo oświadczył, że „wszystko, co konieczne, zostanie zrobione”. Jego zdaniem „Siły Narodowej Samoobrony” powinny być zlikwidowane i jeżeli nie zrobi tego nowa syryjska administracja, to zrobi to Turcja, która musi dbać o swoje bezpieczeństwo. W sprawie rosyjskich baz w Syrii szef tureckiego MSZ oświadczył, że to jest „sprawa syryjskiego narodu i to on podejmie decyzję”.
„Starszy brat” z Ankary
O wpływach Turcji w Damaszku świadczy fakt, ze ludzie w niej mieszkający od lat obejmują w syryjskim rządzie najwyższe stanowiska. Ministrem Spraw Zagranicznych Syrii został mianowany Asad Hasan al-Szibani, znany wcześniej jako Zaid al-Attar, który do 2024 r. mieszkał w Turcji.
Także prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan zapowiedział, że wybierze się wkrótce do Damaszku i w swoich wystąpieniach niedwuznacznie dał wszystkim do zrozumienia, że zamierza wziąć na siebie rolę opiekuna i „starszego brata” rządu w Damaszku. Według niego głównym zadaniem jest zdjęcie z Syrii międzynarodowych sankcji, co jest warunkiem jej odbudowy. Ponadto Erdoğan zasugerował, że nadszedł czas do zneutralizowania wszystkich działających w Syrii organizacji terrorystycznych.
Erdoğan zapowiedział także, że zrobi wszystko, by sprawić, by Izrael nie tylko opuścił wszystkie terytoria syryjskie, ale by Syria odzyskała również tę część syryjskich Wzgórz Golan, które Izrael okupuje od czasu wojny sześciodniowej w 1967 r. Erdoğan zapowiedział, czy raczej ogłosił, że Turcja pomoże Syrii utworzyć nowoczesną, regularną, trzystutysięczną armię, delegując do tego odpowiednią liczbą specjalistów i doradców. Jądro tych sił, czyli korpus protureckich bojówek, a de facto regularnych oddziałów zbrojnych w liczbie ok. 80 tysięcy żołnierzy, jest już w Syrii. Dowodzą nimi oficerowie wyszkoleni w tureckich szkołach i akademiach wojskowych. Domniemywać można, że tych oficerów, wyszkolonych zgodnie z tureckimi regulaminami, będzie coraz więcej.
Izraelskie zagrożenie
Zdaniem Erdoğana nowoczesna i silna armia jest Syrii potrzebna nie tylko ze względu na sytuację wewnętrzną, ale także zagrożenie ze strony Izraela. Tureccy doradcy będą też tworzyć syryjskie służby specjalne. Nie będą one jednak formowane zupełnie od podstaw. Będzie w nich miejsce także dla funkcjonariuszy bezpieczeństwa obalonego prezydenta Asada, jeżeli tylko nie będą zamieszani w przestępstwa. To samo zresztą według nowych protureckich gospodarzy Damaszku będzie dotyczyć też armii.
Nowe władze Syrii zapowiadają zgodnie z życzeniem Ankary, że pierwszoplanowym zadaniem jest dla nich odzyskanie kontroli nad północno-wschodnimi prowincjami Turcji, opanowanymi przez Kurdów. Ich zbrojne oddziały mają złożyć broń i zostać rozwiązane albo zostaną zlikwidowane. Wspierający ich działania kontyngent wojsk USA ma też opuścić terytorium Syrii. Dla nowych władz Syrii odzyskanie kontroli nad całym terytorium republiki jest kwestią zasadniczą. Nie tylko ze względów prestiżowych i jurysdykcyjnych, ale także ekonomicznych. Stworzona przez Amerykanów kurdyjska autonomia funkcjonuje z eksploatacji pokładów ropy naftowej, które zdaniem władz w Damaszku należą do całego syryjskiego narodu, a nie do Kurdów.
Miejsca starczy dla wszystkich
Działania nowych syryjskich władz, wspomaganych przez Turcję, na pewno nie spodobają się Waszyngtonowi, który uważa Kurdów za swoich partnerów i gwarantów utrzymania stabilności w regionie. Antykurdyjskie działania Damaszku budzą też rozdrażnienie w Brukseli. Zwłaszcza, że nowe władze ustami swego lidera Abu Muhammada al-Jolaniego oświadczyły, że Damaszek i Moskwę wiążą strategiczne interesy, więc nie chcą, by Rosja wycofała się z Syrii, co mogłoby negatywnie wpłynąć na ich stosunki. Al-Jolani podkreślił też, że po upadku reżimu Baszszara al-Asada władze Rosji oceniły działalność nowej ekipy w Damaszku bardzo pozytywnie.
Wielu komentatorów uważa, że Syrii wystarczy dla wszystkich. Podkreślają również, że na razie sytuacja w Syrii zaczyna się dopiero kształtować i wszystko w niej może się zdarzyć. Pewne jest tylko, że Turcja z Syrii już nie wyjdzie. Wynika to chociażby ze słów Erdoğana, że z satysfakcją widzi w nowych władzach tego kraju tylu absolwentów tureckich szkół i uczelni.