W okresie Restauracji we Francji (1815-1830) Claude-Henri de Saint-Simon, niesłusznie nazywany socjalistą utopijnym (w rzeczywistości raczej radykalny zwolennik gospodarki planowej, lecz z pewnością nie będący egalitarystą) napisał, że gdyby któregoś dnia zniknęli wszyscy arystokraci, to ogół Francuzów by tego nie odczuł. Więcej, ogół ten tylko by na tym zyskał, gdyż arystokracja pasożytuje na tzw. industrialistach (producentach i przemysłowcach). Myśl ta wzbudziła zgorszenie w paryskich salonach i została uznana za niegodną. Jednak po dwustu latach żyjemy w świecie bez arystokracji. Mamy też nową „arystokrację” pasożytującą na współczesnych „industrialistach”. Klasę tę stanowi elita Unii Europejskiej.
Elity polityczno-urzędnicze istniały zawsze i zawsze istnieć będą, ponieważ są nieodzowne do funkcjonowania państwa. Osobiście za utopię uważam libertarianizm czy anarcho-kapitalizm, czyli świat bez państwa, ponieważ właściciele głoszonych przez tę ideologię „agencji ochrony” szybko staliby się nową elitą polityczną i zmonopolizowaliby w swoich rękach prawo używania przemocy. Problemem nie jest istnienie rządzących, wynikłe z natury ludzkiej, lecz ich charakter. Elity podzielić możemy na konstruktywne i pasożytnicze.
W mojej ostatniej książce „Imperium rationis. Państwo suwerenne w zachodniej myśli politycznej XVI i XVII stulecia” (Warszawa 2024) pokazałem elity konstruktywne, które pobudowały państwa w epoce nowożytnej, aby troszczyć się o interesy poszczególnych narodów w sytuacji permanentnych wojen międzynarodowych i wewnętrznych, często mających zabarwienie religijne, co nadawało im piętno fanatyzmu skutkującego barbarzyństwem. Stąd tytuł książki: imperium rationis, czyli władztwo rozumu – zaczerpnięty od Hegla za pośrednictwem Carla Schmitta.
Elita polityczna państwa narodowego często także ma charakter pasożytniczy, szczególnie wtedy, gdy państwo ingeruje nazbyt szeroko w życie gospodarcze i społeczne, a za każdą ingerencją idzie cały legion urzędników, zajmujących się zbędnymi zarządzeniami i kontrolą. Mimo to elita państwa narodowego przy okazji zwykle dba o interesy narodowe, czyli interesy stojące ponad interesami poszczególnych jednostek.
Problemem epoki globalizacji są elity pasożytnicze. Cechuje je kompletny brak przywiązania do interesów własnego państwa, a więc z natury nie bronią one narodowych interesów. To notoryczni kosmopolici. Centrum elity typu pasożytniczego jest dziś Komisja Europejska, wraz ze wszystkimi swoimi przybudówkami. Z samej definicji „europejscy” urzędnicy czy komisarze nie bronią interesów narodowych, lecz interesów „europejskich”. Prawdę mówiąc, nie bardzo widzę istnienie czegoś takiego. Dlatego w przypadku konfliktu zbrojnego na Ukrainie jedne z państw chcą wspomagać Kijów do samego końca, gdy innym przebieg granicy rosyjsko-ukraińskiej i członkostwo Ukrainy w NATO jego dogłębnie obojętne.
Jedne państwa, te o słabym rolnictwie, chcą zawarcia umowy handlowej z Mercosurem, aby mieć tańsze steki argentyńskie na stołach, a inne widzą w tym zagrożenie dla własnych producentów rolnych, ponieważ mają silne rolnictwo. Mający za swoją podstawę elektrownie jądrowe Francuzi uważają atom za formę zielonej energii, a zapóźnieni w atomie Niemcy uważają ten rodzaj wytwarzania energii za nieekologiczny. Przypadki tych niezgodności można mnożyć i wyliczać w nieskończoność, więc ze swojej strony ograniczyłem się tylko do tych najważniejszych, o których obecnie najwięcej się mówi. Wskazują one na faktyczny brak interesu paneuropejskiego. UE składa się ze zbyt dużej ilości państw, posiada zbyt dużą powierzchnię i liczbę ludności podzieloną na wiele narodów o odmiennych tradycjach. Dlatego wyznaczenie w Europie quasi-narodowego interesu europejskiego jest niemożliwe. Mamy tutaj brutalną walkę o interesy narodowe państw członkowskich, pokrywaną pustą narracją europejską.
Wytworzona w czasie kilkudziesięciu lat integracji europejskiej unijna elita pasożytnicza doskonale zdaje sobie z tych faktów sprawę. Wie też, że w związku z coraz pogarszającą się konkurencyjnością gospodarek europejskich (czego po części sama jest sprawcą), rosnącym zadłużeniem i upadkiem pozycji międzynarodowej Europy w stosunku do BRICS z jednej, a Stanów Zjednoczonych z drugiej strony, będzie poddawana coraz głośniejszej krytyce. Podobnie jak coraz większe niezadowolenie towarzyszyło trwaniu Austrii, a potem kosmopolitycznych Austro-Węgier, gdy ich pozycja polityczna coraz bardziej słabła w stosunku do mocarstw sąsiednich. Jak reaguje elita pasożytnicza, gdy widzi, że sama jest przyczyną upadku pewnej konstrukcji imperialnej? Reaguje zawsze w ten sam sposób: poprzez próbę wyciszenia krytyki za pomocą cenzury.
Osoba-symbol elity pasożytniczej, a mianowicie Ursula von der Leyen, w swoich kolejnych wystąpieniach permanentnie mówi o konieczności walki z „dezinformacją”, czyli – po przełożeniu z europejskiego na polski – walki z informacjami niewygodnymi dla i o elicie pasożytniczej. UE wyraźnie przygotowuje się do walki przeciwko wolności słowa w Internecie i w mediach społecznościowych, czyli w miejscach znajdujących się aż dotąd częściowo poza kontrolą elity pasożytniczej. Stąd idee zakazania na terenie UE portalu „X” Elona Muska lub zmuszenia go do zaprowadzenia cenzury podobnej do tej, która funkcjonuje na Facebooku czy YouTubie. Ursula von der Leyen do tzw. standardów społeczności (czytaj: zarządów tych korporacji) chce dodać jeszcze unijne standardy cenzorskie. Francja już usunęła Rumble’a, a Bruksela chce tę zasadę zastosować jako powszechną w UE. Mamy przeto idee „walki z mową nienawiści”, „walki z rosyjską dezinformacją”, „walki przeciwko denializmowi klimatycznemu” etc. Słowem, chodzi o zwykłą i dobrze znaną cenzurę, gdzie standardy prawdy politycznej będzie wyznaczał ktoś o poglądach Anne Applebaum, a standardy ekologizmu ktoś o poglądach Jakuba Wiecha.
Czy Państwa zadaniem cenzura uratuje nieudolne rządy elity pasożytniczej? Czy wracamy do myśli Saint-Simona?