Strona głównaMagazynOsuszyć bagno. Kto zostanie polskim Muskiem?

Osuszyć bagno. Kto zostanie polskim Muskiem?

-

- Reklama -

Przez lata polscy wolnościowcy byli szantażowani przez ludzi uważających się za prawicowców stwierdzeniami o rzekomej niemożliwości wprowadzania modelu wolnościowego tylko z tego powodu, że „nikt na świecie tego nie robi”. No to właśnie ten idiotyczny argument upadł. Model wolnościowy zaczyna być wprowadzany i spełnia pokładane w nim nadzieje w dużym kraju, jakim jest Argentyna. Lada moment zacznie być wprowadzany w Stanach Zjednoczonych. Najwyższy czas zacząć wprowadzać go w Polsce.

Prominentni przedstawiciele PiS-owskiej kleptokracji w ciągu 8 lat pobytu u władzy przeszli znamienną metamorfozę. Na początku kradli nieśmiało i z pewnego rodzaju powściągliwością. Na koniec uprawiali rabunek na rympał i w dodatku głośno usprawiedliwiali go dobrem Polski.

- Reklama -
1,5 proc. dla Fundacji Najwyższy Czas!

– PO kradło i na tej kradzieży budowało swoje elity, to my też mamy prawo tak robić, zwłaszcza, że nasze elity są propolskie, a elity PO Polski nie lubią – przekonywał mnie jeden z akolitów Jarosława Kaczyńskiego, zajęty akumulacją pieniędzy podatnika w jednej z państwowych spółek naftowych. – Nie ma innego wyjścia, bo przecież drogą budowania przedsiębiorczości dużych majątków szybko się nie zbuduje. PO kradło, więc chyba lepiej, że teraz pieniądze trafiają do nas – argumentował.

1,5 proc. dla Fundacji Najwyższy Czas!

Starałem się go przekonywać, że jeśli „elity” stawiają na zbudowanie swojej siły ekonomicznej w oparciu o kradzież i usprawiedliwiają to tym, że inni też kradną, to wprowadzają kulturę państwowej kradzieży, systemowej kleptokracji i nie może to się skończyć dobrze, zwłaszcza że jednocześnie tworzą przerażający w skali socjal, który sprawia, że niedługo nie będzie się w Polsce opłacało pracować, a ci, co przy sensownej pracy wytrwają, będą sfrustrowani brakiem jej owoców zabieranych im przez „elity” i odbiorców socjalu. W efekcie gospodarka, a za gospodarką demografia i kultura zaczną się po prostu rozpadać. By te zaawansowane już procesy powstrzymać, trzeba radykalnie odejść od obecnego modelu uniosocjalistycznego i postawić na uczciwość, pracowitość i oszczędność, ale przede wszystkim na wolność. Tak by każdy, kto tylko ma chęć, pomysł i determinację, mógł tworzyć i zarabiać bez żadnych ograniczeń i dławików narzucanych przez funkcjonariuszy socjalistycznego państwa.

– Te wasze mrzonki – odparł mi na to PiS-owski korumpant. – Prawda jest taka, że wszędzie na świecie jest taki model jak u nas i żadnej wolności nigdzie nie uda się wprowadzić. Ja też, jak byłem młody, to wierzyłem w te bajki Korwina, a teraz po prostu wolę dobrze zarobić w spółce państwowej i nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia, bo innej drogi nie ma. To wy wychodzicie na głupków, bo nie skorzystaliście z okazji – sztorcował mnie z nieukrywanym poczuciem wyższości i satysfakcją z dorwania się do zasobnego koryta.

Centralizacja

W gruncie rzeczy podobne głosy wyrażali też niektórzy prominentni nawet przedstawiciele Konfederacji głoszący postulat „centralizacji”. Ich zdaniem wprowadzenie radykalnie wolnościowych reform nie jest w zasadzie możliwe „w obecnej sytuacji”. Innymi słowy, możliwe są tylko kosmetyczne reformy, które nie naruszą struktury systemu. Wg tej koncepcji nadal więc ilość redystrybuowanych przez państwo pieniędzy ma rosnąć, nadal państwo ma wkraczać z butami w każdą dziedzinę życia oraz paraliżować ludzką wytwórczość konfiskacyjnymi podatkami i rujnującymi aktywność gospodarczą urzędniczymi regulacjami i obostrzeniami, które mają być tylko nieco bardziej łagodne.

– Jesteśmy tu i teraz, więc nie ma co kopać się z koniem – tłumaczył mi jeden z obecnych posłów Konfederacji. – Po prostu trzeba skończyć z korwinizmami i zająć się drobnymi naprawami państwa – przekonywał. Gdy starałem się mu wytłumaczyć, że drobne zmiany kursu, w sytuacji gdy płyniemy okrętem na zderzenie z brzegiem, nic nie dadzą, gdyż potrzebny jest zwrot o 180 stopni – jak zwykle słyszałem, że „przecież nigdzie na świecie się wolności nie wprowadza, bo wyborca jej nie chce, więc trzeba zaspokajać jego gusta, a »korwinizmy« to kurs na 1 procent”.

Efektem takiego podejścia był program Konfederacji ogłoszony przed wyborami parlamentarnymi w 2023 r. Zabawne było już to, że nie wiadomo właściwie, kto był jego autorem, a na pewno takimi autorami nie byli przywódcy partii – przynajmniej nikt z nich do autorstwa się nie przyznał. Na poziomie merytorycznym z programu zniknęły wszystkie postulaty odróżniające Konfederację od innych partii politycznych – jego treść wypełniły nic nie znaczące ogólniki, możliwe do interpretacji w dowolną stronę. Równie dobrze program ten pasowałby do PiS czy KO. Oczywiście argument za jego przyjęciem był jeden: wolność źle się wyborczo sprzedaje. Choć okazało się ostatecznie, że to centralizacja sprzedaje się marnie i Konfederacja uzyskała słaby wynik wyborczy, nadal nikt w partii nie wyciągnął z tego żadnych wniosków.

Rok Milei

Minął ponad rok. W tym czasie w Polsce upadł rząd PiS, mój znajomy korumpant stracił posadę i obecnie nie może znaleźć żadnej pracy, a jego miejsce zajął korumpant z KO. Z kolei Konfederacja przedstawiła w sejmie kilka ustaw, z których żadna nie miała wolnościowego charakteru. Wręcz przeciwnie, jedna z nich – o dodatkowym urlopie macierzyńskim dla matek wcześniaków – była przedmiotem wyścigu na socjalizm Konfederacji z Lewicą. Ostatecznie wygrała Lewica, bo jest w rządzie i jej wersja projektu ustawy trafiła do sejmu. Byłoby to śmieszne, gdyby nie było tak tragicznie symboliczne. Czyli w Polsce wszystko po staremu.

Natomiast na świecie zaczęło się dziać coś niesłychanego. W Argentynie do władzy doszedł polityk, który bez oglądania się za siebie zaczął realizować reformy, jak z podręcznika wolnego rynku. Zakończył dodruk pieniądza, zaczął na masową skalę zwolnienia urzędników i ograniczanie wydatków państwowych, przystąpił do destrukcji mafijnego systemu urzędniczych ograniczeń i sitw oplatających jego kraj.
– Uwielbiam niszczyć państwo od środka – deklarował Javier Milei. – Socjalizm to rak i trzeba go po prostu usunąć – dodawał.

Po roku już wiadomo to, co zawsze było oczywiste: wolność działa. Inflacja w Argentynie została praktycznie zlikwidowana, zamiast deficytu gospodarczego pojawiła się budżetowa nadwyżka, gospodarka zaczęła rosnąć. Ale to nie wszystko. Radykalnie, bo aż o kilkanaście procent, skurczyła się sfera ubóstwa.

– To oczywiste. Państwo, jak się zajmuje jakąś dziedziną, to ta dziedzina ma znacznie mniejszą wydajność niż sektor prywatny. Jeśli więc zwolnimy urzędników i przejdą oni do sektora prywatnego, to ich wydajność znacznie wzrośnie i całe społeczeństwo stanie się bogatsze, w tym ci najbiedniejsi – tłumaczył tę oczywistą oczywistość Elon Musk, najbogatszy człowiek świata, który chce obecnie podobną rewolucję wolnościową przeprowadzić w Stanach Zjednoczonych.

Rewolucja Muska

Musk rozpocznie swoje urzędowanie w specjalnie powołanym dla niego resorcie deregulacyjnym – Department of Government Efficiency (DOGE) – już za kilkanaście dni. Jego plan jest prosty i do złudzenia przypomina działania Milei, z którym jest zresztą w ciągłym kontakcie. Chodzi o zlikwidowanie inflacji i deficytu, radykalną obniżkę i likwidację wielu podatków i oddanie ludziom wolności poprzez zwolnienie na początek 75 proc. urzędników oraz likwidację 350 z 450 głównych instytucji państwowych. Za tymi zwolnieniami i likwidacjami ma pójść oczywiście likwidacja ich budżetów oraz przepisów, które regulują ich działalność, co z kolei pozwoli na obniżenie obciążeń podatkowych. Cała ta gigantyczna rewolucja ma się dokonać pod hasłem „Osuszenia bagna”. Bagna, w którym tonie Ameryka, a teraz ma szansę się z niego wydostać.

Musk zapowiedział, że ma zamiar wszystkie radykalnie wolnościowe reformy, których dokładny kształt niebawem ujrzymy, przeprowadzić w dwa lata. Po tym okresie ma zamiar odejść z DOGE, a za swoją pracę, której chce poświęcać obecnie większość swojego czasu, nie chce pobierać ani centa.

Osuszmy polskie bagno

Korumpanci z PiS i KO, wariaci z Lewicy, centralizatorzy z Konfederacji, patrzą oczywiście na te wydarzenia z rosnącym niedowierzaniem. Myślę nawet, że wali im się ich świat oparty na teorii zakładającej niemożność wydostania się z socjalistycznego bagna, w którym zresztą, przy odrobinie szczęścia, wytrwałości, a także oczywiście zaprzaństwa i podłości można się jakoś urządzić. Myślą sobie prawdopodobnie: „No bo jak to, tak? Nagle mamy wyjść z socjalizmu, w którym tak świetnie się urządziliśmy i który daje nam tak wielkie możliwości? Mamy radykalnie zmienić socjalistyczne poglądy, którym tak naprawdę całe życie przyświadczaliśmy?” Poglądy oczywiście głupie, szkodliwe i nielogiczne, ale rozstrzygający w ich przypadku był argument, że „nigdzie na świecie się to nie dzieje”. No to teraz ten argument upadł, bo właśnie zaczęło się dziać.

Polska powinna być pierwszym europejskim krajem, który jak najszybciej pójdzie śladem Milei i Muska – zlikwiduje inflację, zakaże deficytu budżetowego, zwolni większość urzędników, radykalnie obniży ilość i wartość podatków, tak by przez państwo nie przepływało więcej niż 10 proc PKB. Polska musi też stać się pierwszym europejskim krajem, który zapisze wolność w konstytucji i będzie penalizować nastawanie na nią, by uniemożliwić recydywę socjalistycznego złodziejstwa po jego likwidacji. Nie ma czasu na zwłokę. Czas na polskiego Muska i polski DOGE. A program, jaki trzeba zrealizować, jest znany i przemyślany. W końcu pracujemy nad nim w „Najwyższym CZAS!”-ie już 35 lat.

Po raz pierwszy od wielu lat zaczynam wierzyć, że zmiana nastąpi jeszcze na moich oczach.

Najnowsze