– Wszystko to, co zostało stwierdzone w komunikatach RPO dotyczących ks. Michała Olszewskiego i dwóch byłych urzędniczek MS, pokrywa się – mimo że nie w każdym szczególe – z tym, co mówiliśmy przez cały czas – powiedział w poniedziałek prezes PiS Jarosław Kaczyński.
W Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich prowadzone było postępowanie w zakresie prawidłowości traktowania przez służby trojga podejrzanych ws. Funduszu Sprawiedliwości: ks. Michała Olszewskiego, prezesa Fundacji Profeto, oraz dwóch b. urzędniczek Ministerstwa Sprawiedliwości: Karoliny K. oraz Urszuli D.
Chodzi zarówno o działania ABW i policji podczas ich zatrzymania, jak i prawidłowości traktowania ich przez funkcjonariuszy Służby Więziennej podczas pobytu w areszcie śledczym oraz zapewnienia prawa do obrony.
W poniedziałkowych komunikatach RPO podkreślono, że przeprowadzone czynności nie dały podstaw do uznania, że ks. Olszewskiego oraz dwie b. urzędniczki byli poddani torturom w rozumieniu przyjętym w konstytucji i na gruncie prawa międzynarodowego. Wykazały natomiast, że w przypadku ks. Olszewskiego doszło do niehumanitarnego traktowania oraz innych naruszeń praw i wolności, a w przypadku dwóch podejrzanych – do licznych naruszeń.
Do informacji tych odniósł się w poniedziałek prezes PiS Jarosław Kaczyński, który stwierdził, że „wszystko to, co zostało stwierdzone w tym oświadczeniu (RPO) pokrywa się – mimo że nie w każdym szczególe – z tym, co mówiliśmy przez cały czas”.
– To znaczy doszło do bardzo poważnych nadużyć w stosunku do dwóch pań z ministerstwa sprawiedliwości, aresztowanych – w moim przekonaniu – całkowicie bezpodstawnie i do księdza Olszewskiego. To były nadużycia – cytując oświadczenie profesora (Marcina) Wiącka – niehumanitarne, nadmierne i bezprawne, to znaczy łamiące przepisy prawa – powiedział prezes PiS.
Co prawda – jak mówił – RPO „nie uznał, że to postępowanie miało charakter tortur, powołał się tutaj na konstytucję, która wyraźnie mówi, że przecież ratyfikowane umowy międzynarodowe w Polsce obowiązują”.
– I wedle tego, co jest w tych ratyfikowanych umowach międzynarodowych dotyczących praw człowieka to te działania jednak miały charakter tortur, tutaj się z panem profesorem nie możemy zgodzić” – podkreślił Kaczyński.
Ale – jak dodał – „oczywiste jest, chociaż tego rodzaju konkluzji w tym oświadczeniu nie ma, że mieliśmy tutaj do czynienia z działaniami drastycznymi”.
– Bo na przykład rozbieranie kobiet do naga, czy zmuszanie ich do różnych czynności w obecności mężczyzn – to są rzeczy naprawdę daleko idące (…) Chodziło o to, żeby skłonić te osoby do składania zeznań zgodnie z oczekiwaniami władz – zaznaczył prezes PiS.
Kaczyński zwrócił uwagę, że obecny RPO Marcin Wiącek, mimo że to osoba raczej związana z obecnym obozem władzy, to w tej sprawie wykazał się obiektywizmem.
– Uważamy, że to, co zrobił prof. Wiącek, to dowód na jego obiektywizm, dowód na to, że swoją misję chce, nawet w tych bardzo trudnych warunkach, wykonać w sposób właściwy” – podkreślił szef PiS.
I – jak dodał – „za to jesteśmy mu wdzięczni, bo niewielu niestety jest po tamtej stronie takich ludzi”.
– A on jednak w przeciwieństwie do swojego poprzednika na tym samym stanowisku (Adama Bodnara – PAP) te cechy, tę siłę charakteru ma – ocenił Kaczyński.
– I to jest to, czego oczekujemy od innych, czego oczekujemy od tych wszystkich funkcjonariuszy państwowych – dodał prezes PiS.
W związku ze śledztwem ws. Funduszu Sprawiedliwości ksiądz Olszewski i obie urzędniczki zostali zatrzymani przez ABW pod koniec marca i trafili do aresztu, który opuścili po prawie siedmiu miesiącach – 25 października. Było to możliwe po decyzji Sądu Apelacyjnego w Warszawie, który uchylił im areszt pod warunkiem wpłacenia po 350 tys. zł poręczenia i przy zastosowaniu m.in. dozoru policji, zakazu kontaktowania się ze świadkami i współpodejrzanymi oraz zakazu opuszczania kraju.
Prokuratura przedstawiła im zarzuty, które dotyczą m.in. wypłaty z Funduszu Sprawiedliwości ponad 66 mln zł dla fundacji Profeto, która – w ocenie prokuratorów – nie spełniała wymagań formalnych i merytorycznych, by otrzymać te pieniądze. Urzędnicy, którzy decydowali o przyznaniu tych środków – jak podawała Prokuratura Krajowa, która prowadzi to śledztwo – mieli działać wspólnie i w porozumieniu z prezesem fundacji.