Kandydat PiS na prezydenta Karol Nawrocki został zapytany, co sądzi o sprawie Marcina Romanowskiego. Ku wielkiemu zaskoczeniu, całkowicie „bezpartyjny” kandydat „nie uważa nic”, ale za to powiedział, że w Polsce trwają prześladowania polityczne i on sam też jest ofiarą tych prześladowań.
Kandydatura Nawrockiego jest póki co traktowana z przymrużeniem oka przez wiele osób. Kandydat PiS wmawiający wszystkim, że jest „bezpartyjnym kandydatem” nie potrafił skrytykować PiS. Ponadto nie potrafi za bardzo wzbudzić w nikim zainteresowania.
Nawrocki miał okazję to zmienić. Ale nie podołał. Chodzi o aktualnie rozgrzewający emocje temat ucieczki z Polski Marcina Romanowskiego.
Romanowski jest podejrzany o popełnienie 11 przestępstw związanych z Funduszem Sprawiedliwości. Był ścigany krajowym listem gończym, a teraz uruchomiono w jego sprawie Europejski Nakaz Aresztowania.
Świetna okazja, by się wypowiedzieć i przedstawić swój pogląd. Ale Nawrockiego to przerosło.
– O sprawie Marcina Romanowskiego nie uważam nic – odpowiedział kandydat PiS na prezydenta Karol Nawrocki.
– To sprawa pana posła, która jest częścią debaty publicznej, natomiast kandydat na urząd prezydenta RP nie zajmuje się tego typu sprawami. Ja nie jestem rzecznikiem pana posła Romanowskiego – dodał, próbując zamknąć temat.
Dziennikarze jednak nie odpuszczali.
– Mam wrażenie, że przyszliście tutaj bardziej dla pana posła Romanowskiego niż dla mnie. Ja nie jestem rzecznikiem pana posła Romanowskiego – powtórzył się Nawrocki.
Następnie dodał, że… „prześladowania polityczne w Polsce trwają”.
– Sam jestem obiektem tych prześladowań. Nie dostrzegam jednak analogii do sytuacji w stanie wojennym – wypalił Nawrocki.
– No to już chyba jakieś żarty są. Czy PiS wystawił kandydata bez poglądów? – zapytał na X Stanisław Tyszka.
No to już chyba jakieś żarty są. Czy PiS wystawił kandydata bez poglądów? https://t.co/QsPADdSRVI
— Stanisław Tyszka (@styszka) December 20, 2024
Warto dodać, że nie trzeba być rzecznikiem jakiegoś polityka, by wypowiedzieć swoją ocenę na jego temat. Najwyraźniej jednak „bezpartyjny” kandydat nie potrafiłby – albo nie mógł – powiedzieć czegoś, po czym nie wyszedłby na rzecznika.