Pewien poseł spokojnie przebywał w hotelu sejmowym, aż tu nagle został oszukany „metodą na policjanta”. Szokujące kulisy, jak łatwo dał się przechytrzyć, opisuje „Gazeta Wyborcza”. Parlamentarzysta stracił 150 tys. zł.
Do zdarzenia miało dojść na początku listopada 2024 r. Dyrektor biura poselskiego zadzwoniła do parlamentarzysty, aby przekazać mu, że dostała telefon z policji z prośbą o jego numer telefonu. Zapewniono ją, że sprawa jest wagi państwowej.
Kolejnego dnia do posła zadzwonił mężczyzna, podając się za inspektora Boronia. Utrzymywał, że dzwoni w sprawie istotnej dla bezpieczeństwa posłów i Sejmu.
Polityk miał usłyszeć od rzekomego inspektora, że jego telefon został zhakowany, a służby proszą go o współpracę. Poseł nie dowierzał jednak, czy rzeczywiście ma do czynienia z prawdziwym funkcjonariuszem. Mężczyzna podał mu jednak swoje dane i polecił rozłączyć się, a następnie zadzwonić na 112. Poseł tak też zrobił.
Polityk usłyszał głos kobiety oraz odgłosy biurowej krzątaniny. „Potwierdzono”, że numer identyfikatora, podany przez „inspektora Boronia”, jest prawdziwy. Poseł został ponownie przełączony do mężczyzny, z którym wcześniej rozmawiał. Jak się później okazało, wszystko to było oszustwem.
– Straciłem czujność. Policjanci mówili mi potem, że to żadna ujma, bo w taki sam sposób oszuści dymają nawet prezesów banków – przyznał po wszystkim polityk.
A jak doszło do oszustwa? Rzekomy inspektor Boroń zapytał posła, czy ma konta w dwóch, konkretnych, bankach. – Proszę się natychmiast zalogować, bo dostęp do kont został już przejęty. Przeleje pan pieniądze na konto techniczne. My je tam zabezpieczymy – twierdził.
Poseł miał jednak wątpliwości. Wtedy oszust zaczął go uspokajać, zapewniając, że policja przeleje mu trochę swoich pieniędzy, by sprowokować hakerów. Na koncie po chwili pojawiło się kilka tysięcy złotych. Polityk zaś przelał swoje oszczędności oszustom. Następnie fałszywy inspektor nalegał, by poseł poprosił o podobny ruch żonę, by dalej „prowokować” hakerów.
Tak też się stało. Żona posła przelała mu 50 tys. zł, które polityk przelał oszustom. Zlikwidował też lokaty, zadłużył się na karcie kredytowej i uruchomił dodatkowy debet.
– Za chwilę zadzwoni pracownik banku, żeby potwierdzić operację. Proszę uważać, bo to jeden z oszustów. Proszę wszystko potwierdzać, my ich namierzamy – zapewniał „inspektor”. Poseł posłusznie wykonywał polecenia.
W sumie polityk i jego żona stracili 150 tys. zł. Poseł przyznał, że przez kilka godzin działał jak w amoku. Dopiero, gdy obudził się o piątej nad ranem, dotarło do niego, że cała sprawa jest mocno podejrzana. Wtedy skontaktował się ze znajomym policjantem. Ten od razu ocenił, że „inspektor Boroń” był oszustem.
Według ustaleń „Gazety Wyborczej”, w podobny sposób oszuści okradli na pół miliona złotych księdza z Pomorza. Z kolei z policyjnych danych wynika, że tylko w 2022 roku oszuści telefoniczni wyłudzili od swoich ofiar 140 mln zł.