Strona głównaWiadomościŚwiatWybory prezydenckie w Rumunii, niespodzianki i duży błąd sondaży exit pool

Wybory prezydenckie w Rumunii, niespodzianki i duży błąd sondaży exit pool

-

- Reklama -

Pierwsze sondaże przypisały wygraną w I turze wyborów prezydenckich w Rumunii kandydatowi postkomunistów i premierowi kraju Marcelowi Ciolacu. Druga miała być centrowa Eleni Lasconi. Później okazało się, że wygrał w I turze Calin Georgescu, uznawany za kandydata „prorosyjskiego i prawicowego”, a rzekomy lider nie wszedł do II tury..

To ciekawy znak czasów, kiedy to wyborcy ukrywają swoje prawdziwe preferencje, ulegając na zewnątrz presji mainstreamowych mediów. W nomenklaturze zachodniej prasy, postkomunista jest prezentowany jako „proeuropejski premier”, a polityk prawicy jako „prorosyjski”. No i się zawiedli.

- Reklama -

Sondaże wskazywały, że Georgescu uzyska nawet poniżej 10% głosów., a tymczasem ostatecznie I turę wygrał. Forsowany na lidera sondaży premier Ciolacu był trzeci i przegrał jeszcze z Eleną Lasconi, liderką centrowej partii USR (Związek Ocalenia Rumunii). Lider postkomunistycznej PSD Marcel Ciolacu poinformował swoich współpracowników, że rozważa złożenie rezygnacji już w nadchodzących dniach.

Z ciągle częściowych wyników wyborów wynika, że do drugiej tury przejdą reprezentujący prawicowe i suwerenistyczne poglądy Calin Georgescu (startujący jako niezależny) z wynikiem ok. 23 proc., oraz szefowa USR Elena Lasconi (19,17 proc.). Ciolacu znalazł się na trzecim miejscu (19,15 proc.), a na czwartej pozycji jest George Simion (13,9 proc.) z radykalnej konserwatywno-narodowej partii AUR. Centrowy Nicolae Ciuca dostał 8,8 proc. głosów.

Burmistrz małego miasteczka Elena Lasconi powalczy z Georgescu 8 grudnia w II turze. Kandydat prawicy George Simion z partii AUR (Sojusz na rzecz Jedności Rumunów) zajął dopiero 4. miejsce z wynikiem 13,94%. Prosta arytmetyka wskazywałaby, że większe szanse na zwycięstwo ma Georgescu.

Prawica zdobyła w Rumunii w sumie ponad 35% głosów. To m.in. efekt zmęczenia wojną na sąsiedniej Ukrainiei związanych z tym obaw, inflacji, niezadowolenia z polityki unijnej i rządów postkomunistycznej socjaldemokracji. 19-milionowy kraj idzie powoli podobną drogą jak Węgry i Słowacja.

Prezydent pełni w Rumunii zasadniczo funkcje reprezentacyjne, ale podobnie jak w Polsce, jego wybór w wyborach powszechnych daje mu spory mandat moralny. Georgescu to zwolennik większej suwerenności Rumunii w UE, gorący kibic Donalda Trumpa, który umiejętnie prowadził kampanię w mediach społecznościowych, m.in. na TikToku.

Ma szansę zając fotel wywodzącego się z mniejszości niemieckiej prezydenta Klausa Iohannisa, który sprawował ten urząd przez 10 lat. To zagorzały sojusznik kIjowa, ale coraz mniej popularny ze względu np. na swoje kosztowne podróże zagraniczne finansowane ze środków publicznych.

Dobry wynik polityków antysystemowych w wyborach prezydenckich, może przyczynić się do do zmiany układu sił w parlamencie, ponieważ wybory do tego organu zaplanowano pomiędzy dwoma turami na 1 grudnia. Być może władzę stracą socjaldemokraci, spadkobiercy partii komunistycznej, która przez ponad trzydzieści lat kształtowała życie polityczne kraju. Obecnie ta partia rządzi w koalicji z liberałami z PNL.

Georgescu to dziwny kandydat i pozostaje niewiadomą. Krytykował m.in. „polityczną kolonizację” swego kraju przez Waszyngton, której wyrazem miała być budowa tarczy antyrakietowej w rumuńskim Deveselu, ale angażował się też w ruchy klimatyczne. Przez 17 lat pracował w ONZ na wspierając ideologię klimatyzmu i był powiązany z pomysłami tzw. „zrównoważonego rozwoju”. Pełnił funkcję dyrektora United Nations Global Sustainable Index Institute w Genewie i w Vaduz. Był też związany z radykalnym lobby globalistycznym – Klubem Rzymskim. Teraz został ogłoszony politykiem „skrajnie prawicowym”, ale może to być równie dobrze farbowany lis…

Najnowsze