W czasie przeprowadzonego minionej nocy ostrzału Ukrainy Rosja mogła użyć rakiety RS-26 „Rubież”. Jeśli to się potwierdzi, byłoby to pierwsze w historii wykorzystanie w czasie konfliktu zbrojnego międzykontynentalnego pocisku balistycznego. Rosja nie komentuje jednak własnego manifestu siły. Rzecznik rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa otrzymała zakaz mówienia o tym. I to na wizji.
Przedstawicielka rosyjskiej dyplomacji w trakcie odbywającego się dziś briefingu prasowego odebrała telefon. Podczas krótkiej rozmowy co prawda ściszyła głośność, zrobiła to jednak na tyle nieskutecznie, że kamery i mikrofony wychwyciły wypowiedź jej rozmówcy.
– Masza, o atakach rakietami balistycznymi, o których zaczęły mówić zachodnie media, bez żadnego komentarza – brzmiał przekaz.
Zacharowa wymówiła się tym, że odebrała telefon od „eksperta”, a ten dzwonił w sprawie „sprzecznych materiałów, które pojawiły się w internecie przed brifingiem”. Nie zajęła zatem stanowiska w sprawie doniesień, że minionej nocy Rosja wystrzeliła na Ukrainę międzykontynentalną rakietę balistyczną zdolną do przenoszenia głowic jądrowych, jednak nieuzbrojoną w tego typu ładunki.
Informacja o wykorzystaniu tego rodzaju uzbrojenia, jak do tej pory, pochodzi wyłącznie od Ukraińskich Sił Powietrznych. Zgodnie z tym, co przekazały zachodnim mediom, w pobliżu miejscowości Dniepr Rosjanie mieli uderzyć wystrzelonym z oddalonego o niespełna tysiąc kilometrów Astrachania pociskiem ICBM RS-26 „Rubież”.
To rozwijany od 2008 r. projekt oparty na bazie pocisku RS-24 „Jars”. Postępy prac nad „Rubieżą” nie są znane. Odbywały się one w tajemnicy i nie były monitorowane przez zagranicznych inspektorów. Projekt narusza bowiem postanowienia „Traktatu o całkowitej likwidacji pocisków rakietowych krótkiego i średniego zasięgu” z 1987 r.