To oczywiście nie o tzw. wielkiej socjalistycznej rewolucji październikowej – która, jak sama nazwa wskazuje, odbyła się w listopadzie – lecz o polskim Październiku 1956. Piszę o tym, bo przejrzałem kilkadziesiąt komentarzy w Sieci do moich tekstów na zbliżone tematy – i z przerażeniem odkryłem, że wiedza ludzi na ten temat drastycznie odbiega od rzeczywistości – w której przecież żyłem.
Zanim dojdziemy do Października 1956 kilka słów o okresie poprzedzającym. Armia Czerwona nie po to wyzwalała kolejne kraje zajęte przez III Rzeszę, by pozostawić je własnemu losowi. Bałkany zostały podzielone wedle papierkowej umowy Churchill–Stalin, również w Polsce Zachód miał mieć wpływy dzięki śp. Stanisławowi Mikołajczykowi.
Sytuację zmienił vítězný únor, czyli komunistyczny pucz w Pradze, w lutym 1948. Socjalistyczny rząd Wielkiej Brytanii nie chciał lub nie potrafił na niego zareagować – i nagle Polska znalazła się otoczona przez ZSRS, jego kolonię, czyli Niemcy Wschodnie – i socjalistyczną Czechosłowację (moja ciotka Wacława zdołała w ostatniej chwili zwiać przez Czechy na Zachód). Całkowite opanowanie Czechosłowacji zajęło Sowietom prawie rok – ale od 1949 bratni uścisk stał się żelazny.
Polska była wtedy „Rzeczpospolitą 2 1/2” – teoretycznie opartą na przywróconej Konstytucji „marcowej” z 1921 roku – bo komuniści naprawdę walczyli o poparcie ludzi nie lubiących sanacji. Wbrew temu, co się dzisiaj myśli, sanacja po klęsce wrześniowej i katastrofie powstania „warszawskiego” nie miała u ludzi poparcia – i idea powrotu do d***kracji przedsanacyjnej była popularna. Ludzie byli zajęci odbudową kraju i o szczegóły konstytucyjne mało kto dbał. Kościół liczył, że wszystko się z czasem ułoży, istniało Stronnictwo Demokratyczne, Stronnictwo Pracy, PPS, śp. Bolesław Piasecki zagwarantował u gen. Sierowa miejsce dla swojej narodowo-komunistycznej, prorosyjskiej „Falangi” (pod nazwą PAX) i wreszcie z Londynu przyjechał śp. Stanisław Mikołajczyk, premier „rządu emigracyjnego”, który w 1946 został v-premierem w Tymczasowym Rządzie Jedności Narodowej.
Jednak oprócz konstytucji z 1921 roku w RP 2 1/2 obowiązywał tzw. „mały kodeks karny” przewidujący drastyczne kary za działalność opozycyjną – a, jak wiadomo, prawo późniejsze anuluje wcześniejsze. W Polsce panowała wtedy ostra walka polityczna, istniało zbrojne podziemie – i nie jest prawdą, że w sławetnym referendum ludzie głosowali za PPR 3xTAK lub za PSL (2xTAK, 1xNIE); bardzo wiele osób głosowało 2xNIE, a nawet 3xNIE – co było starannie ukrywane przez rząd i… PSL, które chciało mieć monopol na opozycji.
Po czym nastąpiła rozgrywka z PSLem poprzez atak na „Gazetę Ludową” oskarżoną o szpiegostwo na rzecz Zachodu (czyli przekazywaniu danych o zbrodniach UBP). Redaktor naczelny śp. Zygmunt Augustyński dostał 15 lat (wyrok złagodziła… masoneria!), ks. Leon Pawlina 10 lat, a Zygmunt Maciejec, funkcjonariusz UBP, przykładową karę śmierci.
Wykonano ją we wrześniu 1947 – najprawdopodobniej jako środek nacisku psychicznego na Mikołajczyka. Rozmaici „życzliwi” – a też i naprawdę życzliwi – straszyli Go, że ma być następny. Najprawdopodobniej komuniści nie odważyliby się aresztować człowieka przysłanego na mocy umowy z Zachodem – ale nigdy tego nie sprawdzimy. Mikołajczyk załamał się, 27 X 1947 r. uciekł schowany w bagażniku samochodu ambasady USA, komuniści zatarli ręce, przedstawili Go jako tchórza, szpiega i zdrajcę – i zaczęli likwidować PSL.
I wtedy nadszedł vítězný únor…
Terror rozwijał się bez przeszkód, bo prawdziwa opozycja nie miała już kontaktu z Zachodem przez Czechy i Bawarię. Zresztą lewicowe rządy w Waszyngtonie, Londynie i Paryżu wcale nie popierały reakcjonistów! Jedynym ich oparciem było Radio Madryt – ale do Hiszpanii było daleko…
Rozzuchwaleni komuniści „wygrali bitwę o handel” – bo przemysł już był upaństwowiony, czemu nie należy się dziwić: socjaliści w Wielkiej Brytanii zrobili przecież to samo, przy okazji okrutnie wyśmiewając reakcjonistę Churchilla. Takie wtedy były nastroje w Europie. Handel jednak był w Polsce prywatny – i dopiero po jego zlikwidowaniu w 1949 zaczął się pełen zjazd gospodarczy na dno.
Komuniści spróbowali jakoś uregulować swoją sytuację, tworząc 22 VII 1952 r. Polską Rzeczpospolitą Ludową – ale niczego to nie zmieniło. Dopiero śmierć Stalina w marcu 1953 stworzyła jakieś nadzieje na zmianę. Co ciekawe: w Polsce aparat bezpieki po śmierci Stalina zaczął srożyć się jeszcze bardziej, by zyskać uznanie twardogłowych w Moskwie. Dopiero kompletna katastrofa gospodarcza spowodowała, że PZPR postanowiła oddać władze przedstawicielowi „prawego skrzydła”, czyli więzionemu śp. Władysławowi Gomułce.
Gomułka nie był intelektualistą, był człowiekiem na poziomie prostego ślusarza – ale swój rozum miał, a doświadczenia z Sowietami wiele Go nauczyło. Zdecydował się odzyskać niepodległość, przeciwstawiając się sowieckim czołgom, nie ustąpił śp. Nikicie Chruszczowowi i przywrócił w Polsce (jako jedynym demoludzie) prywatną własność ziemi, tolerował też rzemiosło i utrzymywał dobre stosunki z Kościołem Rzymsko-Katolickim.
Trzeba więc powiedzieć, że Październik 1956 roku to była prawdziwa katharsis. 100 tys. ludzi witało na placu Defilad Władysława Gomułkę, śpiewając „Sto lat!”. Marszałek Konstanty Rokossowski został odesłany do Moskwy, skazani wychodzili z więzień, na nich miejsce szli co okrutniejsi oprawcy z UBP, cenzura była tak łagodna, że partyjne wydawnictwo wydawało felietony śp. Cyrila N. Parkinsona, późniejszego doradcy śp. Małgorzaty Thatcherowej, a śp. Stefan Kurowski otrzymał doktorat za pracę, w której dowodził, że socjalizm nie ma szans w konkurencji z kapitalizmem (inna sprawa, że potem nie mógł zostać docentem…). Prywatne rolnictwo produkowało dość żywności (i tylko sztuczne, zaniżone ceny powodowały, że czasem czegoś brakło), a prywatne rzemiosło robiło nawet… części do sowieckich czołgów!
…ale zanim się ktoś połapał, państwowa biurokracja pomalutku, pomalutku odtworzyła swój uścisk na naszym gardle – tu przepisik, tam rozporządzonko – i ok. 1964 roku już było po odwilży.