Stan Kalifornia od lat jest najbardziej „postępowym” obszarem USA. Rządzący tam Demokraci twierdzą, że „wolności, które cenią są zagrożone, a Kalifornia przygotowuje się do przeciwstawienia się administracji Trumpa”.
Lewica stosowała swoją tradycyjną politykę oszustów, krzycząc w ostatnich latach „łap złodzieja” i oskarżając zwolenników Trumpa o nieuznanie wyników poprzednich wyborów i słynny „atak na Kapitol”. Sami jednak teraz zapowiadają jeszcze poważniejsze rokosze, secesje i nieposłuszeństwo.
Kalifornia ma stać się „bastionem oporu wobec Donalda Trumpa”. Liczący 40 milionów mieszkańców socjalistyczny stan to zarazem… piąta co do wielkości gospodarka świata. Warto przypomnieć, że dominację Demokratów, przerwał tam jedynie na krótko aktor Schwarzenegger, który wystąpił pod szyldem Republikanów, ale teraz np. popierał Kamalę Harris.
Obecnie histeria lewactwa w USA jest większa, niż w roku 2016 r. Niektórzy mówią o opuszczeniu Ameryki i emigracji. Gubernator Kalifornii Gavin Newsom zapowiada jednak „walkę” i 7 listopada ogłosił, że jego stan przygotowuje się do walki w sądzie, jeśli nowa administracja zaatakuje kalifornijskie prawa.
Gavin Newsom jest zaciekłym wrogiem nowego amerykańskiego prezydenta i ostrzegł, że kiedy „wolności, które cenimy w Kalifornii, są zagrożone, nie będziemy siedzieć bezczynnie i nic nie robić”. Wezwał nawet lokalny parlament o ustanowienie specjalnego funduszu, który ma finansować przyszłe działania prawne przeciw administracji federalnej.
Uruchomił się też prokurator generalny Kalifornii, Rob Bonta, który przypomniał, że ten stan wszczął ponad 120 pozwów przeciwko poprzedniej administracji Trumpa: „Już przez to przechodziliśmy. Przeżyliśmy erę Trumpa 1.0. Wiemy, do czego jest zdolny. znamy projekty, które ma na myśli, będziemy monitorować i dbać o to, aby jego decyzje były zgodne z prawem i nie naruszały żadnego prawa Kalifornii”.
Jednak i w tym stanie wzrosła liczba głosów oddanych na Donalda Trumpa. W 2016 roku Donald Trump przegrał tu z Hillary Clinton. Ale w 2024 r. swoje wyniki znacznie poprawił. Chociaż gubernator Newsom obiecuje „bronić praw stanu”, a szczególnie przepisów „ochrony środowiska” swojego stanu, to tym razem opinia publiczna może nie wspierać go tak bardzo, jak podczas pierwszej kadencji Donalda Trumpa.
Nagonka na prezydenta-elekta trwa w najlepsze. Warto też wspomnieć o donosie do FBI w sprawie „przebudzenia rasistowskiego”. NAACP, organizacja „praw Afroamerykanów” twierdzi, że zgłosili nadawanie dużej ilości „anonimowych rasistowskich SMS-ów”. Czarni mieszkańcy Karoliny Północnej, Wirginii, Alabamy i Pensylwanii mieli otrzymywać wiadomości z wezwaniem „stawienia się na plantacji celem zbioru bawełny”…
Alergicznie reagują też rozmaici celebryci. Np. „gwiazdy” programu telewizyjnego „The View” amerykańskiej stacji ABC ubrały się na czarno, a barwy żałobne, współprowadząca program Sunny Hostin usprawiedliwiała porażką Harris, która była „referendum kulturowej niechęci w USA” (wobec ciemnoskórej kandydatki Demokratów i jej męża, który urodził się w żydowskiej rodzinie. Idiotyzmy lewaków można by jeszcze długo mnożyć…
Tak naprawdę, wrogowie prezydenta-elekta boją się skutków polityki Donalda Trumpa. Jego plan to m.in. zablokowanie obostrzeń ekologicznych wyniszczających amerykańską ekonomię w imię walki z zmianami klimatycznymi, powrót do większego wydobycia ropy i gazu, powstrzymanie deindustrializacji i globalizacji i powstrzymanie masowej imigracji, a jest i zapowiedź masowej deportacji ok. 18 mln nielegalnych imigrantów, którzy wdarli się do USA w za kadencji prezydenta Bidena. Do tego idą złe czasy dla ideologii „woke” i wynaturzeń LGBT.