W amerykańskich stanach Waszyngton i Oregon doszło do podpalenia dwóch urn wyborczych. Śledczy szukają podejrzanego o podłożenie ognia – poinformowała stacja CNN.
Wiele kart do głosowania w urnie w Portland nie zostało naruszonych. Setki w pobliskim Vancouver, w stanie Waszyngton, uległy zniszczeniu. Według urzędników przygotowujących wybory, obydwa incydenty są powiązane z trzecim, do którego doszło na początku tego miesiąca w Vancouver.
Jak podała we wtorek stacja CNN, Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego USA w biuletynie z września ostrzegał: „Niektórzy użytkownicy mediów społecznościowych zachęcają do różnych metod sabotowania urn wyborczych, co prawdopodobnie zwiększa ryzyko ataku na infrastrukturę wyborczą w 2024 roku. Pozostaje ona atrakcyjnym celem dla niektórych krajowych ekstremistów stosujących przemoc i innych, usiłujących zakłócić proces demokratyczny i operacje wyborcze”.
Sekretarz stanu Oregon LaVonne Griffin-Valade uznała, że bez względu na motywację stojącą za incydentami, nie ma żadnego uzasadnienia dla jakiejkolwiek próby ograniczenie praw wyborczych. Sekretarz stanu Waszyngton, Steve Hobbs, zapewnił, że nie będzie tolerancji dla gróźb ani aktów przemocy, zmierzających do podważenie procesu demokratycznego.
Głosowanie w Oregonie i Waszyngtonie przebiega niemal wyłącznie pocztą lub w punktach, gdzie są skrzynki do wrzucania kart wyborczych. Np. w hrabstwie Multnomah, w Oregonie, mniej niż 1 proc. ludzi głosuje osobiście. W hrabstwie Clark, w stanie Waszyngton, 60 proc. głosów pochodzi ze skrzynek wyborczych, a 40 proc. przychodzi pocztą.
CNN podała też, że w hrabstwie Miami-Dade na Florydzie przypadkowy kierowca znalazł na drodze pudełko i torbę z kartami do głosowania, na których głosy oddano przedterminowo. Przekazał je policji.
(PAP)