Poseł Przemysław Wipler został przyłapany, jak jadąc na hulajnodze, popełnił wykroczenie. Na szczęście nie został za nie ukarany, bo prawo jest w tej kwestii strasznie głupie.
O co chodzi? Wipler jadąc hulajnogą, przejechał przez skrzyżowanie na czerwonym świetle. I co się stało? Zupełnie nic, bo skoro żyje, to znaczy, że można było bezpiecznie przejechać.
W sieci można jednak zobaczyć święte oburzenie, że o la boga, co też ten poseł wyczynia i że rzekomo zły przykład daje.
Ekspert ds. bezpieczeństwa ruchu drogowego, Marek Konkolewski, w rozmowie z „Super Expressem” mówi, że „za taką jazdę zwykły obywatel zapłaciłby mandat karny wysokości 500 zł i otrzymałby nawet 15 punktów karnych”.
No to bardzo niedobrze, bo nie powinien. Co tu w ogóle można karać? Zdrowy na umyśle obywatel jest w stanie rozpoznać, czy może bezpiecznie przejechać przez ulicę, czy nie, a jeśli przejechał i nic się nikomu nie stało, to znaczy, że nikt nie jest poszkodowany.
W wielu państwach prawo na to pozwala, ale w Polsce jakaś mentalność niewolnika każe nam stać na tym czerwonym i nawet kilka minut czekać na możliwość przejść, nie widząc przez ten czas żadnego samochodu na horyzoncie.
W rozmowie z „Super Expressem” Wipler sensownie tłumaczy się z zajścia i przypomina, że Konfederacja chciała zmienić te durne przepisy.
– Nie przypominam sobie sytuacji, żebym przejechał na czerwonym światle, bo co do zasady nie jeżdżę na czerwonym. Chyba, że w okolicy nie było kompletnie żadnego samochodu, to mogła się taka rzecz zdarzyć. Jeśli nic nie jechało ani z lewej ani z prawej strony, to mogła się zdarzyć taka sytuacja – tłumaczył.
– Myśmy kiedyś składali propozycję przepisów, żeby odstąpić od karania przechodzenia przez pieszych na czerwonym świetle w chwili, gdy nie ma żadnych samochodów i nie stwarza się żadnego zagrożenia. Ale zawsze trzeba jednak kierować się zdrowym rozsądkiem i własną oceną sytuacji – przyznaje poseł.