Rozszerza się wojna na Bliskim Wschodzie. Zawierucha wojenna rozpoczęta nagłym atakiem palestyńskiego Hamasu na Izrael 7 października 2023 r. przybrała już postać regionalnej bliskowschodniej wojny, w której udział bierze już kilka państw lub ruchów. Izrael jest w tej chwili zaangażowany w wojenne starcia z muzułmanami-sunnitami z palestyńskiego Hamasu oraz z muzułmanami-szyitami: z libańskiego Hezbollahu, z jemeńskimi Huti, z Iranu oraz z alawitami z Syrii. Poparcia braciom szyitom udzielają także dominujący w Iraku szyici.
Po militarnym rozbiciu Hamasu wojna obecnie przybiera postać starcia izraelsko-irańskiego. Jest to więc wojna z szyitami, których liderem na Bliskim Wschodzie jest właśnie Iran. Wojna jak na razie eskaluje dzień po dniu, grożąc przekształceniem się w konflikt ponadregionalny, zwłaszcza jeśli prezydenckie wybory w USA wygra Donald Trump znany ze swojego ostrego antyirańskiego stanowiska, który podczas swojej prezydentury wycofał USA z umowy mocarstw z Iranem tzw. porozumienia JCPOA (Joint Comprehensive Plan of Action) wynegocjowanej w 2015 z udziałem, Francji, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Rosji, Chin i Stanów Zjednoczonych. Umowa ta ograniczała irański program nuklearny w celu niedopuszczenia Iranu do wyprodukowania broni atomowej, a złamanie umowy przez USA spowodowało, że Teheran wrócił do tych prac.
Hezbollah wraca do gry
Działająca w Libanie organizacja Hezbollah jest uważana za najsilniejszą organizację terroru nie tylko na Bliskim Wschodzie, ale za jedną największych na świecie, choć oczywiście jej główne zaangażowanie jest skierowane przeciwko Izraelowi. Hezbollah reprezentuje interesy Iranu i podlega temu państwu. Według Pawła Rakowskiego, eksperta od spraw Bliskiego Wschodu, potęga Hezbollahu w południowym Libanie jest tak wielka, że możemy mówić nie o granicy libańsko-izraelskiej, ale irańsko-izraelskiej, choć obecnie na skutek sugerowanego osłabienia relacji Iranu z Hezbollahem ten pogląd wydaje się bardziej kontrowersyjny. Hezbollah utrzymuje się nie tylko z dotacji z Iranu, ale również jest zaangażowany w handel narkotykami, mając dość silną pozycję w tej „branży” w Ameryce Południowej. Hezbollah jest również zaangażowany w globalny dżihad.
Dzień po ataku Hamasu na Izrael Hezbollah na znak solidarności z Palestyńczykami zaczął ostrzeliwać północną część Izraela, co spotkało się z natychmiastową podobną reakcją wojsk izraelskich. W efekcie tej wymiany ognia nastąpił exodus mieszkańców. Ok. 100 tys. Izraelczyków ewakuowało się na południe, a ok. miliona Libańczyków uciekło na północ. Obszary po obu stronach granicy są obecnie wyludnione.
Cel strategiczny Izraela
Nie ulega wątpliwości, że Izrael podjął strategiczną decyzję całkowitego rozprawienia się z muzułmańskimi organizacjami terrorystycznymi. Zgodnie z podstawową teorią strategii w przypadku dwóch przeciwników najpierw rozprawił się ze słabszym przeciwnikiem, czyli Hamasem, żeby nie walczyć na dwa fronty, a teraz angażuje się w wojnę z Hezbollahem. Strategiczny cel Izraela ma jednak swoją piętę achillesową. Jest nią niezałatwienie ostatecznej sprawy z Hamasem i ze Strefą Gazy. Izrael ma plan przebudowy całej strefy Gazy poprzez utworzenie pasa buforowego. Ma on oddzielać Izrael od Strefy. W samej strefie, w której dobija ostatnie brygady Hamasu, ma zamiar doprowadzić do dehamasizacji, demilitaryzacji i deradykalizacji. Plan ten oparty na wymienionych trzech filarach jest w zasadzie mało realny. Można oczywiście stworzyć pas buforowy, ale w żaden sposób nie dokona się deradykalizacji społeczeństwa palestyńskiego. Ilość zbrodni wojennych popełnionych przez Izrael na palestyńskiej ludności w Strefie nie tylko wyklucza deradykalizację, ale wzmacnia przeciwne tendencje. Nawet jeśli Izrael ostatecznie zdusi militarny opór Hamasu, to na jego miejscu prędzej lub później powstaną inne komórki organizacyjne palestyńskich mścicieli. Warto też dodać, że żadne arabskie państwo nie ma żadnego zamiaru wystąpić w roli sił rozjemczych nadzorujących pas buforowy. Po prostu żaden rząd arabski nie ma zamiaru narażać się swoim obywatelom, występując w roli ochroniarza Izraela.
Uderzenie Izraela na Hezbollah przed finalnym załatwieniem sprawy Strefy Gazy i Hamasu przypomina wyprawy Napoleona i Hitlera na Rosję/Związek Sowiecki bez finalnego rozwiązania problemów tyłów, czyli ostatecznego wyeliminowania Wlk. Brytanii. Hezbollah pełni tu rolę Sowietów. Niemcy niespodziewanym atakiem 22 czerwca 1941 r. zaatakowali przed świtem sowieckie lotniska, niszcząc w znacznej mierze lotnictwo Armii Czerwonej. To był pierwszy element planu „Barbarossa”. Izraelczycy też mieli swoją „Barbarossę”. Był nim plan eliminacji kierownictwa, oficerów i aktywistów Hezbollahu przy użyciu naładowanych materiałami wybuchowymi pagerów, laptopów i innych urządzeń technologicznych. Na tym jednak kończy się analogia. Niemieckie wojska lądowe, korzystając wtedy z niepodważalnej dominacji niemieckiego lotnictwa, zadawały Armii Czerwonej miażdżące ciosy, eliminując z walk setki tysięcy jej żołnierzy. Nie mniej Hitler, a wcześniej Napoleon, nie docenili głębi strategicznej Rosji. Hezbollah też ma swoją głębię strategiczną, tylko nie w postaci horyzontu za horyzontem, ale dosłownie w głębi ziemi. On zbudował ogromną sieć tuneli i bunkrów w południowym Libanie na skalę o wiele większą, niż to zrobił Hamas. Ponadto tam jest wiele gór i lasów, które są naturalnymi sprzymierzeńcami obrońców. Izrael również pamięta lekcję z pierwszej wojny z Hezbollahem w 2006 r. Armii izraelskiej nie udało się wtedy ani pokonać bojowników wroga, ani nie udało im się zdobyć ich głównego bastionu w mieście Bint Dżubajl. Od tego czasu Hezbollah bardzo rozwinął swoje siły, dlatego wojna z tą organizacją o wiele silniejszą od Hamasu będzie krańcowo trudna. Przykładem siły Hezbollahu, mimo wyeliminowania kierownictwa tej organizacji, jest śmierć ośmiu izraelskich komandosów ze specjalnej jednostki „Egoz” nazywanej Jednostką 621. To pododdział specjalizujący się w działaniach przeciwpartyzanckich i kontrretorystycznych. Ich celem jest eliminacja wroga podczas krótkich i niespodziewanych ataków. Formalnie mogą działać wszędzie na całym świecie, ale ich główną areną jest pograniczne terytorium Izraela i południowego Libanu, są przeznaczeni do walki z Hezbollahem. Mimo perfekcyjnego wyszkolenia i technologicznie unikatowego wyposażenia zginęli w jakiejś nieznanej nam wiosce w Południowym Libanie w walce z bojownikami Hezbollahu 2 października br. Wejście wojsk izraelskich w głąb Libanu to syndrom Wietnamu.
Dwie strategie Izraela
Wobec tego należy zadać pytanie, w jaki sposób Izrael chce zrealizować swój cel strategiczny, jakim jest wyeliminowanie muzułmańskich organizacji terrorystycznych i jaką wybierze strategię, żeby osiągnąć ten cel. Wydaje się, że istnieją dwie strategie.
Pierwsza strategia polega na systematycznym likwidowaniu ludzi i materialnych zasobów tych organizacji przy jednoczesnych wysyłaniu sekretnych sygnałów w kierunku Iranu, że za odstąpienie od finansowania Hezbollahu i Hamasu zostaną zniesione sankcje nałożone na ten kraj. To kusząca oferta, ponieważ gospodarka Iranu bardzo cierpi z powodu sankcji i jej stan jest daleki od zadowalającego, co powoduje okresowe bunty, głównie dość zdesperowanej młodzieży. Na razie wydaje się, że ta strategia nie przynosi efektów, co nie znaczy, że ona jest nierealna, ponieważ Iran dokonał rakietowego ataku na Izrael. Iran jako dominator szyickiej koalicji nie może pozwolić sobie na bierne obserwowanie destrukcji swoich koalicjantów. On musiał zająć stanowisko. Jeśli by nie zareagował, to znaczy że wypadłby z gry i wówczas niczego by mu nie zaoferowano. Atakując Izrael, podbija stawkę.
Druga strategia może dojść do skutku w przypadku niepowodzenia pierwszej. To wciągnięcie USA do wojny Iranem. Ma ona polegać na takim świadomym rozwoju konfliktu, że Stany Zjednoczone nie będą miały wyboru, jak stanąć po stronie Izraela w tej wojnie. To ryzykowna strategia, mało prawdopodobna w przypadku wyborczego zwycięstwa Kamali Harris, lecz w przypadku wyborczego sukcesu Donalda Trumpa niewykluczona, nawet możliwa. Nie należy wykluczyć, że premier Izraela Binjamin Netanjahu swoją strategię opiera m.in. na tym wyborczym rozstrzygnięciu w Ameryce.
Dlaczego ten konflikt może eksplodować
Są pewne znaki świadczące, że ta wojna może eskalować. Pierwszym z nich jest atak Izraela na przywódców wrogich organizacji. Przedtem zazwyczaj, choć nie zawsze, unikano tego. W 70. latach XX wieku izraelscy snajperzy mieli na muszce Jasera Arafata w Bejrucie. Szef tej jednostki zadzwonił do premiera Izraela z pytaniem o decyzje, ale otrzymał odpowiedź odmowną. Teraz to się zmieniło. Służby specjalne Izraela zorganizowały skuteczny zamach na szefa Hamasu Ismaila Hanyia. Został on zabity w Teheranie wyniku eksplozji bomby w jego mieszkaniu znajdującym się w kompleksie strzeżonym przez irańską Gwardię Rewolucyjną.
W połowie września Izrael przeprowadził wspomnianą spektakularną akcję. Tysiące pagerów, krótkofalówek oraz laptopów eksplodowało, zabijając kilkadziesiąt i raniąc ok. tysiąca członków Hezbollahu. Okazało się, że Izrael kontrolował zakup tych urządzeń przez tę szyicką organizację. 27 września precyzyjnym nalotem izraelskie lotnictwo uderzyło w budynek, w którym lub pod którym przebywał Hassan Nasrallah, sekretarz generalny Hezbollahu oraz kierownictwo tej organizacji. Zginęli wszyscy. Izrael skutecznie eliminuje też przywódców i dowódców innych mniejszych organizacji terrorystycznych.
Innym znakiem eskalacji jest po raz pierwszy atak izraelskiego lotnictwa na rosyjską bazę lotniczą w Syrii. Trzecim znakiem jest determinacja Izraelczyków w postaci coraz mniejszego liczenia się ze własnymi stratami. Skuteczność izraelskich służb specjalnych (Mossad wywiad cywilny, Aman wywiad wojskowy, Szin Bet służba bezpieczeństwa) budzi przerażenie swoją skutecznością i daje wiele do zrozumienia w Teheranie, w Moskwie i w Pekinie, jako że te akcje stanowią połączenie amerykańskiej i izraelskiej technologii ze skutecznością. Dla Amerykanów jest to poligon dla ich produktów sztucznej inteligencji. Warto jeszcze zwrócić uwagę na działalność izraelskich służb. Według informacji Izrael rozpracowywał Hezbollah przez 20 lat. Wszystko kopiowano i wszystko rozpracowywano. Według jednej z wersji wydarzeń namierzenie Nasrallaha miało dokonać się wyniku uścisku dłoni szefa Hezbollahu z nieznaną osobą, w wyniku czego na jego dłoni został specjalny żel naprowadzający. Kto miał być tym drugim, nie wiadomo. Nasrallah rzadko się witał, więc musiał być to ktoś bardzo wysokiej rangi. Przypuszcza się, że był to Irańczyk.
Co dalej? Nadchodzą święta w Izraelu, a potem wybory w USA, więc sugeruje się, że Izrael będzie się ograniczał w te dni do pacyfikowania terytorium południowego Libanu, nie dalej niż ca. 20 km od swojej granicy oraz bombardowania swoich wrogów w Libanie, w Syrii i w Jemenie. Nie można też wykluczyć rakietowego ostrzału Iranu, ale obecnie jest on mniej prawdopodobny, choć nie wykluczony.