Choć powodzie na ziemiach należących obecnie do III RP zdarzały się co najmniej od ponad tysiąca lat i bywały znacznie gorsze w skutkach niż ta obecna czy z 1997 roku, to nikt się tym specjalnie nie przejmuje. Nikt z osób działających publicznie. W mediach bezwstydnie wygaduje się najbardziej banalne kłamstwa czy formułuje się absurdalne zarzuty.
Powodzie od setek albo tysięcy lat
Powodzie w Polsce, w szczególności na Dolnym Śląsku czy Śląsku, występują nie od lat, ale od wieków. A gdybyśmy mieli jak to sprawdzić, to zapewne występują od tysiącleci. Pojawienie się człowieka w tych regionach niczego nie zmieniło, choć niektórzy próbują sugerować, że jest inaczej.
Układ Dolnego Śląska sprawia, że region jest bardzo narażony na powodzie. Jedna z najgorszych powodzi miała mieć miejsce w 1310 roku. Jan Długosz w swojej kronice pisał, że drugi dzień powodzi miał zatopić „całe przedmieście Kłodzka”, gdzie „utonęło przeszło dwa tysiące ludzi”.
Solidna ulewa i powódź była również podczas starcia sił francuskich i prusko-rosyjskich pod Kaczawą, 26 sierpnia 1813 roku. Uznaje się, że powódź wielkich rozmiarów, która wówczas nawiedziła tereny Dolnego Śląska, była przyczyną porażki Francuzów w bitwie i gwoździem do militarnej trumny Napoleona Bonapartego.
Natomiast najstarsza historycznie odnotowana powódź w Polsce pochodzi z końca X wieku. Oczywiście, są to przekazy ustne, które kronikarz spisał, słysząc przekaz od kogoś, który ktoś kiedyś usłyszał od kogoś innego etc. Więc przekaz może być nie do końca dokładny. Wskazuje jednak, że powodzie w Polsce występowały i bywały znacznie tragiczniejsze w skutkach niż dzisiaj. A i zanim historycznie odnotowano powodzie, te zapewne występowały w regionie.
Powódź spowodowało podważanie klimatyzmu
Nie przeszkadza to jednak klimatystom w wykorzystywaniu tragedii ludzi połączonej z nieudolnością władz w szerzeniu swoich fideistycznych bzdur, obarczając przy tym de facto winą osoby, które w kocopoły o zmianach klimatu rzekomo wywoływanych głównie przez człowieka, nie wierzą.
– „Ludzi, którzy publicznie kwestionowali zmiany klimatu i ich skutki dla Polski, należy wysłać do przymusowej pracy społecznej przy usuwaniu strat na zalanych terenach” – napisał na X Jan Mencwel, współtwórca stowarzyszenia „Miasto Jest Nasze”.
Tak więc nie jesteś idiotą? Wiesz, że powodzie były znacznie wcześniej i bywały gorsze i zwyczajnie nie uważasz, że obecna powódź spowodowana jest dogmatyką klimatystów i tym, że nie chcesz pić z papierowej słomki? To należy wysłać Cię do obozu pracy.
Jan Oleszczuk-Zygmuntowski, współprzewodniczący Polskiej Sieci Ekonomii podobnie, z tym że nie chce wysyłać nikogo na przymusowe roboty. Zamiast tego proponuje rabunek, zwany „specjalną opłatą karną nakładaną na publiczne wypowiedzi negujące antropogeniczne zmiany klimatu”.
Podobnych wypowiedzi było wiele, choć nie wskazywały na „karanie” zuchwalców mających czelność korzystać z wolności słowa i przytaczania faktów zgodnie z kontekstem sytuacyjnym. Tzw. denialiści klimatyczni – czyli osoby nie dające się zwariować i weryfikujące brednie klimatystów – są de facto współwinni powodzi. Absurd, ale przez wielu odbiorców klimatystycznych traktowany jako święta prawda.
Wina Tuska/Kaczyńskiego/innego rządu
Najgorsze w tym wszystkim rzecz jasna jest zachowanie polityków, partyjnych i ich propagandystów, niesłusznie nazywanych „dziennikarzami”. Tradycyjnie PiS zarzuca nieudolność KO, a KO PiS-owi. Opozycja – która przecież rządziła przez osiem lat – krzyczy: „wina Tuska”, rząd zbagatelizował zagrożenie.
Wybitnie wyróżnia się tutaj strona pisowska z przystawkami. Użytkownik X Fan Jacka Gnoja zrobił kilka zestawień pasków z telewizji Republika. Co na nich możemy przeczytać? „Służby Tuska nie radzą sobie z ulewnym deszczem”, „Służby Tuska nie radzą sobie z opadami deszczu”, „Tusk zlekceważył zagrożenie – są ofiary i zalane miasta”, „Czesi radzą sobie z powodzią, Polska tonie”, „Tusk: »Różne kraje różnie sobie radzą«”, „Czesi ostrzegali przed powodzią – Tusk przekonywał, że »prognozy nie są przesadnie alarmujące«”.
To ostatnie jest akurat prawdą. Donald Tusk faktycznie w piątek dwa tygodnie temu twierdził, że „dzisiaj nie ma powodu, żeby przewidywać zdarzenia w skali, która wywołałaby zagrożenie na terenie całego kraju”. – Nie ma powodu do paniki, ale jest powód, żeby być w pełni zmobilizowanym – mówił Tusk.
W mediach społecznościowych korzystają z sytuacji czołowi pisowscy politycy, formalnie do PiS (jeszcze) nie należący. Zbigniew Ziobro na X twierdził, że „kiedy Zjednoczona Prawica kierowała państwem, strażacy nie musieli prosić, żeby ktoś im przekazał środki na nowy sprzęt”. Przy tej bezczelnej wypowiedzi przypomnieć muszę, że na Ukrainę za darmo wysłano dziesiątki tysięcy jednostek sprzętu, w tym pomp używanych do wypompowywania wody. W innym wpisie chwalił się, że „Fundusz Sprawiedliwości przeznaczył na ten cel [środki na sprzęt – red.] ponad ćwierć miliarda zł”.
Z kolei rządowa strona wydaje się być istnym kosmosem. Urszula Zielińska, sekretarz stanu w Ministerstwie Klimatu znana z radykalnie klimatystycznych postulatów i minister Klimatu Paulina Hennig-Kloska, są de facto twarzami wstrzymywania prac nad zabezpieczaniem rzek przed wylaniem. W imię natury i klimatu właśnie. Ponadto Zielińska, zapowiedziała propozycję pożyczek dla powodzian z oprocentowaniem 2,5 proc. Jedna z czołowych postaci rządu państwa, które za darmo oddawało sprzęt Ukraińcom, a setkom tysięcy z nich zapewniło przywileje w Polsce, proponuje Polakom dotkniętym powodzią pożyczkę z oprocentowaniem.
Polak przed szkodą i po szkodzie głupi
Podsumowując sytuację, III RP jest nadal formalnie państwem, które w rzeczywistości jest mokrym kartonem posklejanym ekstrementami. Obecnie jest wybitnie mokrym kartonem, lecz jego istota się nie zmieniła.
Faktem jest, że jeśli państwo już chce działać i się wtrącać – a III RP jest państwem socjalistycznym i interwencjonistycznym – to jest totalną kompromitacją fakt, że od 1997 roku nic się nie zmieniło. Fatalnie o politykach świadczy to, że nie potrafią powstrzymać się od ataków i zbijania kapitału politycznego, w momencie gdy trwa powódź. Choć – jak wielokrotnie już to zaznaczałem – najwyraźniej przywykliśmy do tego. Bo mnie te reakcje w ogóle nie szokują.
Państwo zajęte jest na co dzień rozkradaniem tubylców oraz podjudzaniem swoich wyznawców propagandą, nie ma czasu na konkretne działania. O zbiornikach retencyjnych, tamach czy innych zabezpieczeniach zaczyna się myśleć tylko w sytuacji kryzysowej, gdy już jest za późno na realne działania i prewencja w danym momencie nie ma racji bytu.
A ludzie? Ludzie to akceptują. Polacy dali się wytresować na partyjną lojalność i potakiwanie swoim umiłowanym przywódcom. Przyzwoitość nie ma dla nich żadnego znaczenia. De facto nie ma znaczenia jeszcze bardziej niż dla polityków, gdyż ludzie w partii politycznej widzą coś na kształt zbawienia.
Na koniec jeszcze pytanie. Spójrzcie, proszę, na chaos informacyjny oraz nieprzygotowanie państwa na realne zagrożenie. Wyobraźcie sobie teraz, że nie mamy powodzi, tylko inwazję obcego państwa. Nie musi być to Rosja, Ukraina czy Niemcy. Dajmy na to – państwo wielkości Słowacji czy Litwy. Jak myślicie, ile trwałaby obrona, zanim rząd ogłosiłby kapitulację? Przecież III RP nie potrafi poradzić sobie dosłownie z niczym.