Jesienią 2022 roku, a więc już po wybuchu pełnowymiarowej wojny na Ukrainie, nieprzejednana – pod warunkiem, że nie jest zagrożone miejsce na liście – reprezentantka antysystemu Małgorzata Zych wzięła udział w konferencji prasowej zorganizowanej w ramach akcji „Stop Ukrainizacji Polski”. Przeszłoby to zapewne bez echa, jak znaczna część działalności polityk, która w przeszłości startowała z list Konfederacji, gdyby jej nazwisko nie pojawiło się w gronie kandydatów paktu senackiego w sierpniu 2023 roku. Ku zaskoczeniu wszystkich, włącznie z koalicjantami, Zych została zarekomendowana przez Polskie Stronnictwo Ludowe, czyli najbardziej systemową formację, jakiej można uświadczyć w naszym urokliwym bantustanie.
Jak opisywały media, o jej pojawieniu się na liście zdecydowały, a jakżeby inaczej w przypadku PSL-u, powiązania rodzinne z wieloletnim działaczem partii, Józefem Zychem. Ów, jako wicemarszałek Sejmu, zasłynął wpadką na mównicy sejmowej, kiedy zwrócił się do zebranych parlamentarzystów, mówiąc, że „nie po raz pierwszy staje mu… przychodzi mu stawać przed Izbą”, co wywołało w ławach poselskich poruszenie, podobne do tego, jakie występuje podczas co bardziej lotnych polskich kabaretów. Choć Zych jeszcze wiosną 2023 roku udostępniała materiały obarczone logiem Konfederacji, to zdecydowanie bardziej obciążające okazały się prezentowane przez nią niepoprawne politycznie poglądy, szczególnie na konflikt za naszą wschodnią granicą.
Okazało się, iż nawet zasadnicza krytyka Unii Europejskiej nie jest aż tak poważną myślozbrodnią, jak protestowanie przeciwko „ukrainizacji Polski” albo krążące w mediach społecznościowych komentarze, w których dawna „dama antysystemu” obciążała winą za wybuch wojny władze Ukrainy. W związku z odkrytymi przez żurnalistów przebrzydłymi poglądami Zych nagle nastąpiło potężne zamieszanie, którego komiczności nie przewidziałby nawet Stanisław Bareja.
Czytaj więcej tekstów autora:
- Kto stoi za Mentzenem, czyli Hołownia dla prawicy
- Powodziowa katastrofa. Winni w oku parszywej propagandy
- Wojna Tuska z przeklętymi zbawcami powodzian
Jak można było przeczytać w książce „Kampania Konfederacji ‘23. Brudna prawda”: „Jeszcze 29 sierpnia pytana przez dziennikarza o to, czy Władimir Putin jest zbrodniarzem wojennym, odpowiadała, że »na wielkiej polityce się nie zna«, ale już dzień później zamieściła w mediach społecznościowych oświadczenie, w którym niczym wytrawny ekspert od geopolityki podkreśliła, że zbrodnie popełniane przez Rosjan na Ukrainie sprawiają, że prezydent Rosji »decydujący o tej agresji, jest zbrodniarzem wojennym«”. Złośliwcy szybko wówczas ustalili, że prawdopodobną przyczyną radykalnej zmiany podejścia był intensywny nocny kurs dotyczący tego, jak zachować szanse na zdobycie mandatu. Dziś Zych twierdzi, że w związku ze startem z paktu senackiego nie „wyrzekła się nigdy idei antysystemowych”, co potwierdzić może każdy sklerotyk.
Wystosowane przez Zych pismo miało sprawić, że „spełniła warunek prezesa” i zachowa miejsce na liście, ale szybko okazało się, iż giętki kręgosłup – jak to czasem bywa – tworzy jedynie schody dla politycznej kariery bardziej bezwzględnych graczy, a nie zapewnia sukcesu. Pomimo tego, że dawna „kobieta Konfederacji” zatańczyła, jak jej Władysław Kosiniak-Kamysz zagrał, to ostatecznie „jednogłośną decyzją sygnatariuszy paktu senackiego” straciła rekomendację. To sprawiło, że niedoszła kandydatka znów pokazała swą nieprzejednaną twarz, rozgryzając, iż to wszystko wina „środowisk probanderowskich w Polsce”, którym Zych – jak wiadomo – się nie kłania, w związku z czym pospiesznie przeprosiła prezydenta Rosji za nazwanie go „zbrodniarzem wojennym”.
Nieco ponad rok po kompromitujących wydarzeniach, które rozegrały się na obrzeżach wielkiej bitwy o uratowanie, wówczas jeszcze bardziej pokojowej, demokracji w naszym umęczonym kraju, Zych próbuje pozować na recenzentkę antysystemowości. Niedoszła kandydatka paktu senackiego zakłóciła spotkanie ze Sławomirem Mentzenem w Tarnobrzegu, przynosząc ze sobą megafon i wykrzykując w kierunku kandydata wybranego same nieprzyjemne rzeczy, co zakończyło się siłową interwencją europosła Konfederacji Tomasza Buczka, a to z kolei bardzo spodobało się prezesowi Nowej Nadziei. Po próbie zakłócenia wiecu Zych grzmiała w swych mediach społecznościowych, nazywając Mentzena „fałszywym” oraz „koncesjonowanym” antysystemowcem. Zdaje się jednak, że te określenia wobec polityka nie mają racji bytu, gdyż zarówno sam kandydat wybrany, jak i jego środowisko polityczne, odeszli od utożsamiania się z antysystemem.
Mentzen nie reprezentuje obecnie antysystemu i nie można zarzucić mu próby podszywania się pod jego przedstawiciela. Kim bowiem jest antysystemowiec? To osoba, która podważa pryncypia aktualnego systemu, a więc – używając metafory stosowanej przez posła Konrada Berkowicza – chce wyjść z „socjalistycznego więzienia”, a nie się w nim urządzać. Systemu nie podważa asertywna polityka w ramach Unii Europejskiej, ale opuszczenie „eurokołchozu”. Systemu nie podważa zmiana wysokości i sposobu naliczania podatku dochodowego, ale jego zniesienie. Systemu nie podważa dobrowolny ZUS dla przedsiębiorców, ale likwidacja państwowych emerytur. Systemu nie podważa wprowadzenie bonu na kulturę albo edukację, ale wycofanie państwa z tych obszarów. Systemu nie podważa budowa Centralnego Portu Komunikacyjnego, ale wcielenie w życie idei, że rządzący mają skupić się jedynie na zapewnieniu obywatelom bezpieczeństwa, a nie na budowaniu lotnisk. Tymczasem zarówno w programie Konfederacji na wybory parlamentarne w 2023 roku, jak i w programie Mentzena na wybory prezydenckie w 2025 roku, trudno znaleźć radykalne propozycje.