Szwedzki minister sprawiedliwości Gunnar Strömmer ostrzegł, że tłumienie fali brutalnej przestępczości w tym kraju zajmie co najmniej dziesięć lat. Wskazał, że gangi narkotykowe złożone głównie z imigrantów „przedostają się” już do sądów, policji i więziennictwa.
Długoletnia polityka pobłażliwości doprowadziła w Szwecji do prawdziwej eksplozji przestępczości. Bezsporny jest tu wpływ obcych kulturowo imigrantów, którzy masowo znajdowali tu przez lata schronienie.
W mediach można znaleźć bardziej oględne analizy. Niektórzy widzą źródła tej eksplozji w tym, że społeczeństwa nordycko-skandynawskie opierają się na luterańskich koncepcjach uczciwości i miłości, które wobec obcych kulturowo i religijnie osób po prostu się sprawdzają.
Przełomem był tu rok 2015 roku i duża masa uchodźców, zwłaszcza z Bliskiego Wschodu. Powstała szybko mieszanka wybuchowa, która teraz szybko eksploduje. W Malmö Szwedzi spodziewali się ujrzeć inny rodzaj np. Duńczyka, człowieka o trochę ciemniejszej karnacji.
Tymczasem do owczarni wpuścili wilki. Przybysze z kompletnie innej kultury postrzegają miejscowe kobiety i dziewczęta jak prostytutki, Szwedów jako miękkich żigolaków nie reagujących na rabunek, czy molestowanie ich kobiet. Kiedy spotykają się oporem, tak jak miało to miejsce w przypadku mieszkającego w tym kraju Polaka, w ruch idą… noże.