Wśród głównych tematów amerykańskiej kampanii prezydenckiej znajduje się wojna w Gazie, imigracja, ale także sytuacja gospodarcza w kraju. Ważnym tematem stała się tu inflacja, pośredni skutek rządów Demokratów i Joe Bidena.
Ameryka pozna swojego prezydenta już za niecałe dwa miesiące. Donald Trump wprowadził do debaty temat katastrofalnej sytuacji gospodarczej kraju pod rządami Joe Bidena. Ze swojej strony Biały Dom odpiera ataki i chwali się najniższą od dziesięcioleci stopą bezrobocia.
Demokraci twierdzą także, że powstrzymali inflację po gwałtownym wzroście cen, który rozpoczął się w 2021 r. Nie znajduje to jednak odbicia w nastrojach konsumentów, którzy „widzą swoje” na rachunkach.
Wpływ wyższych cen na preferencje polityczne nie jest jednak oczywisty. Dostrzegamy to także w Polsce, gdzie bitwy polityczne toczone o „ceny benzyny”, czy ceny papierosów, słabo przekładają się na słupki sondażowe. Wzrost cen zawsze da się wytłumaczyć koniunkturą i czynnikami zewnętrznymi.
Kamala Harris w atakach na Donalda Trumpa z kolei ucieka się do taniego populizmu. Tworzy obraz Trumpa, który „nie walczy o portfele Amerykanów, ale o miliarderów i wielki biznes”. Kandydat Republikanów ripostuje wprost, że Harris to „komunistka”.
It’s no longer Republicans vs. Democrats. It’s America vs. Communism.
That’s a battle America must win. pic.twitter.com/YA4yEuNR6S
— DogeDesigner (@cb_doge) September 5, 2024
