Szczęść Boże, 1 września w moim pokoleniu z mocno już nieaktualnym PESEL-em, data tak mocna, że bywały czasy, że może najmocniejsza w rocznym kalendarzu pamięci historycznej Polaków, bo też w życiu mojej rodziny, jak i wszystkich polskich rodzin, czasów moich dziadków, pradziadków, wszystko się liczyło przed 1 września 1939 i po 1 września 1939. Świat się skończył.
Przez dłuższy czas zdawało się, że ta data podwójnie przechodzi do historii, że staje się to data upamiętniająca, odnosząca się do czegoś, co odeszło do przeszłości. W ostatnich dekadach, w ostatnich latach, dylemat, dramat i tragedia dziejowa 1 września zdaje się na powrót aktualizować. Zdaje się i jest to poczucie coraz bardziej z każdym rokiem dojmujące, że możliwa jest powtórka z historii. I w związku z tym życzę moim rodakom – to proste – by się to nigdy nie wydarzyło. Co? No tu potrzebne jest gruntowniejsze odrobienie lekcji 1 września.
Myślę, że punkt pierwszy, który warto sobie wypisać na tablicy: nie od tego jest polityka i nie do tego służą, nie do tego są nam potrzebni przywódcy, mężowie stanu, by wprowadzali naród w uliczkę jednokierunkową, po to, żeby potem elokwentnie tłumaczyć, dlaczego się inaczej nie dało. Nie od tego jest rząd, ministrowie, parlamenty, żeby stwarzać sytuacje bezalternatywne, a potem w pamiętnikach pisanych w Londynie czy Waszyngtonie objaśniać, dlaczego nie było alternatywy.
Polityka jest od tego, żeby mnożyć rozwiązania, żeby stwarzać opcje alternatywne, po to, żeby zachowywać swobodę decydowania o własnym losie, o losie narodu. 1 września 1939 roku wydarzyło się coś, co było rezultatem bezalternatywizmu w polityce. A wydarzyło się coś, co było kolejnym w naszej historii przyzwoleniem na zarządzanie losami Polaków przez naszych na przykład bezalternatywnych, a nielojalnych, nieuczciwych, fałszywych sojuszników. Zostaliśmy posadzeni na lewe sanki i oby nigdy więcej.
Druga lekcja, którą tak sam sobie przepowiadam, bo nieustannie prowadzę jakieś autokorepetycje z historii, (…) taka, że polityka nie jest od tego, żeby poobrażać sobie, jak to mówią ludzie, wszystkie sklepy przy własnej ulicy. Polityka nie do tego powinna służyć, by ostatecznie usytuować państwo, naród między młotem a kowadłem. A w 1939 roku to był nie tylko niemiecki młot i sowieckie kowadło. Przypominam, że zostaliśmy napadnięci przez cztery podmioty prawa międzynarodowego. Była to jeszcze Słowacja, o paradoksie wtedy na krótko niepodległa, choć może nie w pełni suwerenna. I było jeszcze, uwaga, wolne miasto Gdańsk. Wolne miasto Gdańsk było czwartym państwem, jeśli państwem jest podmiot prawa międzynarodowego, które dokonało zbrojnej napaści na Rzeczpospolitą Polską i można powiedzieć, że się elita i zbrojne bojówki tego wolnego miasta Gdańska wyrywały, paliły do tej roboty i w ogóle mieli oni takie ambicje, że to poradzą sobie na Westerplatte, zanim nadejdą walne siły, zanim Wehrmacht dotrze do Gdańska, to już flaga III Rzeszy powiewać będzie nad polską placówką na półwyspie Westerplatte.
To się nie stało, ale faktem była zbrojna napaść. Jaka z tego lekcja? Szanowni Państwo, mamy dzisiaj, jak wtedy, wrogów zewnętrznych i uwaga, mamy hodowanych pracowicie wrogów wewnętrznych. W 1939 roku Rzeczpospolita Polska i jej siły zbrojne, aparat państwowy, administracyjny, policyjny, to wszystko stało się obiektem napaści, nie tylko ze strony państw, ale także ze strony bojówek, ze strony jaczejek zorganizowanych, które wypowiedziały lojalność państwu polskiemu, nawet jeśli nie było podmiotu, wobec którego chciałyby być lojalne. Mam na myśli i ukraińskich banderowców, którzy napadali i mordowali Polaków mundurowych i cywilów właśnie już od 1 września 1939 roku. Mam na myśli komunistyczne bandy, które działały na terytorium Rzeczpospolitej Polskiej, a były inspirowane z zachodnich republik Związku Sowieckiego i były ich działania koordynowane przez Komintern i przez odpowiednie agendy armii sowieckiej. Żydzi wypowiedzieli lojalność państwu polskiemu. Właściwie trudno powiedzieć wypowiedzieli, bo o tej lojalności nigdy nie mogło być mowy poza jakimiś wyjątkami potwierdzającymi regułę. To były piąte kolumny działające w Polsce, nie tylko niemiecka piąta kolumna działała i można powiedzieć, że niemiecka z tego wszystkiego pewnie najmniejszy miał zasięg działania
I o tym wszystkim warto pamiętać. 1 września, warto o tym wspomnieć, no dlatego, że dzisiaj w Polsce, powiedziałem, hodowane są takie jaczejki, hodowane są zorganizowane formy zorganizowanej, jawnie, publicznie deklarowanej nielojalności wobec państwa polskiego. Jakieś kampusy, to przecież są zjazdy już nie Polaków lojalnych, ale eurokołchoźników, którzy najwyraźniej nie pragną być członkami suwerennego narodu Polaków, wolnych Polaków na własnym terytorium, podlegającym jurysdykcji wyłącznie najjaśniejszej Rzeczpospolitej Polskiej. I z tego trzeba wyciągać wnioski. Piątą kolumnę warto zwalczać zawczasu, warto rzeczy nazywać po imieniu.
Trzecia lekcja z 1 września na 1 września 1939 roku na rocznicę. Ta lekcja, której sam sobie udzielam. Szanowni Państwo, elita, elita sanacyjna, elita, która poprowadziła Polskę na wojnę wrześniową, to była elita, która z wyboru chciała być sama. Sama wobec tych wyzwań i wobec tych skrajnych zagrożeń. Sama bez pomocy nie tylko ludzkiej, ale i boskiej. To jest elita, która zawłaszczyła zwycięstwo, zawłaszczyła cud nad Wisłą w roku 1920. Dziś nie zrobię dygresji szerszej na ten temat, mówiłem o tym szereg razy. W roku 1920 nie tylko determinacja walczących, nie tylko żarliwa modlitwa cywilów, nie tylko wysiłek zbrojny, i wysiłek intelektualny na przykład polskich kryptologów, ale także cuda się zdarzyły, co zaświadczają zeznania bolszewików, którzy ulegli mocom, których oni sami nie byli w stanie opisać w kategoriach fizykalnych. To osobna historia, są na ten temat jakieś publikacje niedostatecznie liczne, ale wracam do 1 września.
Po roku 1920 elita piłsudczykowska wybrała monopol na zwycięstwo 1920 roku i sobie to zwycięstwo przypisała. Piłsudski kosztem generałów, których zapakował potem do więzienia – generał Rozwadowski i inne ofiary siepaczy sanacyjnych – zwycięstwo roku 1920 zostało zawłaszczone. No i skoro tak, we wrześniu 1939 roku to wojsko z takimi wodzami i to państwo z takimi przywódcami zostało na swoim. Pan Bóg nikogo nie uszczęśliwia na siłę. Pan Bóg dał nam wolną wolę i szanuje, swoich decyzji i nie cofa, nie uszczęśliwia nas na siłę. No więc, jeśli jakąś lekcję możemy wyciągnąć, to byłaby to ta lekcja, która się streszcza w najdosłowniejszym rozumieniu tej mądrości potocznej, ludowej, jak trwoga to do Boga. Mnie osobiście, nie będę tego taił, trwoga ogarnia na co dzień, kiedy słucham podżegaczy wojennych, kiedy słucham tych mężów, mężyków i żon stanu, którzy z Warszawy przemawiając jakby dopominali się o kolejną lekcję wojny, którą pytanie, czy sami chcą pobrać, czy chcą tylko przymusić do pobierania tej lekcji naród polski po tylu wcześniejszych, tragicznych doświadczeniach.
A więc z jednej strony uważajmy na przyjaciół, uważajmy na sojuszników. Chroń nas Boże od nielojalnych sojuszników, bo z wrogami przecież jakoś zawsze sobie poradzimy sami. Uważajmy na piątą kolumnę, która butnie i bezczelnie deklaruje całkiem otwarcie, to jest właściwie zaleta tej sytuacji, że otwarcie, bez niedomówień deklaruje rozbrat z takimi kategoriami jak suwerenność, niepodległość, narodowość, polski patriotyzm.
No i nie byłbym sobą, gdybym nie skorzystał z tej okazji, by wezwać państwa do Gietrzwałdu. Do Gietrzwałdu przez zbliżającą się już w perspektywie trzyletniej rocznicę 150. tamtych i tajemniczych, i niezwykłych, i pięknych wydarzeń z roku 1877. Starajmy się wejść na tamtą gietrzwałdzką ścieżkę po to, by nie podążyć ku przepaści tej, która otworzyła się przed narodem polskim i 1, i 17 września 1939 roku. To mówię do Państwa w dzień pogodny, późno-letni, ja, przedstawiciel pokolenia urodzonych zaledwie 20 lat po tamtej wojnie światowej: od polityków oczekujcie nie tylko obietnic tego, co tam zrobią, co zagwarantują, do czego się zobowiążą. Od polityków oczekujcie Państwo także tej gwarancji, że są rzeczy, których na pewno nie zrobią. Których na pewno nie zrobią, niezależnie od tego, jakie mody, jakie doraźne koniunktury, czy naciski polityczne, by zaistniały.
W moim pojęciu, w moich przekonaniach, na moim horyzoncie myślenia politycznego wojna, której sprowadzenia na nasze terytorium sami byśmy pożądali, nie jest instrumentem, który by należał do instrumentarium polskiej polityki. Nie jestem pacyfistą, ale dziś pod koniec sierpnia 2024 roku uważam, że wszystko będzie lepsze od opcji wojennej. Przypominam, że właśnie pod koniec sierpnia 1939 papież Pius XII tak pięknie mówił do świata, ale ze szczególnym uwzględnieniem Polaków, w swoim przemówieniu radiowym nic nie będzie stracone przez pokój. Wszystko może być stracone przez wojnę. Ta diagnoza i dziś pozostaje w mocy.
Artykuł stanowi zapis nagrania udostępnionego przez Grzegorza Brauna. Tytuł nadała redakcja.