Strona głównaMagazynWarszawski: Nie kierujmy się pięknymi kłamstwami!

Warszawski: Nie kierujmy się pięknymi kłamstwami!

-

- Reklama -

Czy pierwiastek metafizyczny w relacjach w ogóle istnieje? Czy współczesna kultura jest kulturą kobiet? Czy szerzenie wiedzy o dynamice relacji damsko-męskich może być misją społeczną? O tym z Romanem Warszawskim, popularyzatorem Czerwonej Pigułki (Red Pill – podejścia do relacji w duchu psychologii ewolucyjnej) i autorem książki „Red Pill. Samiec alfa musi wrócić”, rozmawia redakcja „Najwyższego Czasu!”.

Redakcja „Najwyższego Czasu!”: – Skąd wziął Pan pomysł na napisanie książki? Czy są to po prostu spostrzeżenia dotyczące relacji damsko-męskich, czy może dostrzegł Pan realną potrzebę społeczną, która wymagała odpowiedzi?

- Reklama -

Roman Warszawski: – Tak naprawdę moja publikacja jest po prostu kolejnym kanałem dotarcia do ludzi. Wiadomo, że współcześnie korzysta się przede wszystkim z mediów społecznościowych, ale wciąż pozostaje duża grupa, która preferuje stare formy ekspresji. Jest też i drugi powód: forma książki pozwala na zamieszczenie w niej przypisów, czyli odnośników do tego, z czego korzystamy podczas formułowania przekazów Czerwonej Pigułki.

– Rozumiem, ale czy traktuje Pan wydanie jej jako misję, czy bardziej chce Pan po prostu czerpać zyski z tego nośnego tematu? Jak to wygląda?

– Już nieraz słyszałem, że to jest „skok na kasę”, ale zwracam wtedy uwagę na nakład oraz cenę książki. Nie o to chodzi.

– Czyli jest to bardziej odpowiedź na potrzebę społeczną.

– No, zdecydowanie tak.

– Nawiązując do nakładu, o którym Pan wspomniał, to trzeba powiedzieć, że w przedsprzedaży poszło już ponad 500 egzemplarzy. To sukces czy raczej nie?

– Myślałem, że zainteresowanie będzie bardziej niszowe. Jednocześnie zauważyłem, że sama okładka, to, gdzie ukazała się książka, oraz clickbaitowe, nieużyte przeze mnie sformułowania, sprawiły, że pojawiła się cała masa recenzji pod tytułem: „wprawdzie nie czytaliśmy, ale bardzo potępiamy” albo „co najmniej wyśmiewamy”.

– Niezbyt merytoryczne komentarze?

– Ciężko o merytoryczny komentarz, skoro jeszcze nikt nie miał w swoich rękach tej książki. Spodziewam się, że ktoś może znaleźć w niej parę drobnych błędów, choćby w przytoczonych procentach, ale nie powinno to wpływać na sam opis tendencji, który przytaczam. Może się też okazać, że na przykład będzie jeszcze jeden czynnik, ale niewykluczający tego, co mówię.

– Czyli jakiś hejt już występuje. Czy będzie większy, skoro książka została właśnie wydana?

– Jeśli coś miało wybrzmieć i wzbudzić zainteresowanie ze strony tych ludzi, to już jest po fakcie. Nie podejrzewam, żeby oni sami się za bardzo w moje idee zagłębiali. Red Pill jest ciężko krytykować merytorycznie, ponieważ wielu psychologów nierzadko się nim posługuje, nie wspominając go z nazwy. Zarzuty na temat Red Pill’u często są kierowane również w stronę mojej publiczności i jej komentarzy.

– Opowiadając o Red Pill’u, skupia się Pan głównie na biologicznych aspektach budowania relacji. Czy w ten sposób nie tracimy jakiegoś pierwiastka metafizycznego?

– Z mojej perspektywy pierwiastek metafizyczny nie istnieje.

– I dlatego opisuje Pan relacje damsko-męskie z perspektywy wyłącznie biologicznej?

– Bardziej z perspektywy tego biologicznego hardware’u, który w nas siedzi. Zresztą osoby wierzące też nie powinny tego hardware’u odrzucać, ponieważ oznaczałoby to zignorowanie faktów biologicznych, a więc odtrącenie tego, że Bóg stworzył nas z jakąś tam naturą.

– Czym innym jest jednak połączenie pierwiastka metafizycznego i biologicznego, a czym innym natomiast odrzucenie jednego z nich.

– Ja nie tyle odrzucam pierwiastek metafizyczny, co w ogóle się nim nie zajmuję, bo z mojej perspektywy on nie istnieje. To, co mówię, nie wyklucza pierwiastka metafizycznego. Co najwyżej podkreślam, że osoby, które się nim kierują, powinny pamiętać, żeby nie szły w poprzek tego mechanizmu biologicznego, który obiektywnie istnieje.

– A czy kierując się własnymi wskazówkami i tymi biologicznymi mechanizmami, udało się Panu zbudować szczęśliwą relację?

– Nie opowiadam o swoim życiu prywatnym, ponieważ w tym temacie nie da się nikogo zadowolić. Zawsze znajdzie się milion rzeczy, do których można się przyczepić, na przykład później okaże się, że partnerka nie jest tak idealna, jak widzowie oczekiwali.

– Jordan Peterson, znany psycholog kliniczny i mentor dla wielu ludzi po prawej stronie sceny politycznej, udostępnia swoje życie w mediach…

– Tak, i według mnie jego córka jest największą porażką Petersona (otwarcie żyje ona na przekór radom i naukom taty – dop. red.). Sama znajomość mechanizmów nie gwarantuje bowiem sukcesu. Chciałbym, żeby ludzie nie oceniali mechanizmów, o których mówię, przez pryzmat mojego życia, tylko żeby zastanawiali się nad ich prawdziwością. Nie mogę obiecać, że zawsze będę grał w grę na takim poziomie, że żaden mój związek się nie rozpadnie. Prawdopodobieństwo, że te negatywne rzeczy nastąpią, są u mnie niższe, ale nie oznacza to, że jestem zmuszony do robienia czegoś wbrew sobie. Zresztą jak człowiek „zażyje” Czerwoną Pigułkę i naprawdę ją sobie przetworzy, to przestanie być w relacji, w której druga osoba nie jest nim zainteresowana.

– Woli Pan Andrew Tate’a czy Jordana Petersona?

– To zależy, o którym etapie ich działalności mówimy. Z Petersonem zgadzam się, jeśli chodzi o branie na siebie odpowiedzialności osobistej. Według mnie zawsze trzeba być swoim mentalnym początkiem, a Jordan Peterson przekonuje, że odpowiedzialność jest celem samym w sobie i to ona nadaje sens życiu. Ja wolę stawianie siebie jako własny mentalny punkt odniesienia. Andrew Tate też przechodzi swoją transformację. Wcześniej wyznawał pewne wartości przypisywane Red Pill’owi, ale bardziej w formie rozrywkowej. Nie powiem, że ta droga nie musi przynosić szczęścia. Teraz jego poglądy ewoluują. Im bardziej grozi mu odsiadka, tym bardziej konserwatywny się staje.

– Czy hedonizm rzeczywiście może przynieść szczęście?

– Nie każdy jest stworzony do życia w monogamicznej relacji. Tak naprawdę są mężczyźni, którzy nie powinni się w to ładować, bo będą się lepiej realizować w inny sposób, niż zakładając rodzinę. Ta decyzja powinna zostać dokonana wyłącznie w momencie, gdy mężczyzna zobaczy jakąś kobietę i uzna, że faktycznie może być z nią w relacji monogamicznej.

– Sporo wypowiada się Pan na temat mężczyzn i różnych zasad, którymi powinni się kierować. Może teraz jakieś zalecenia dla kobiet?

– Zalecam, żeby we wszystkim, co robią, przestały się kierować odczuciami oraz pięknymi kłamstwami. Czasami nawiązuję do tego starego żartu: „Dlaczego mężczyźni kłamią? Bo kobiety uwielbiają kłamstwa”. Świat sprzedaje kobietom kłamstwo, że zasługują wyłącznie na to, co najlepsze, tymczasem każdy ma przecież skończone możliwości. Świat wmawia kobietom, że uda im się zarówno zrealizować karierę, jak i mieć szczęśliwą rodzinę, ale to jest jak trafienie szóstki w Lotto. Budując swoje życie, panie powinny zdawać sobie sprawę, że niestety dla płci przeciwnej priorytety układają się inaczej niż dla nich. Życie 20-latki nie będzie wyglądało tak samo jak 30-latki czy 40-latki. Poziom uwagi zmienia się wraz z wiekiem, a liczba szans ulega zmniejszeniu. Moja koleżanka z liceum żartowała ostatnio, że facet po 30. jest jak sedes: albo brzydko ubrudzony, albo zajęty.

– Czyli właśnie to miał Pan na myśli, mówiąc, że współczesna kultura jest kulturą kobiet? Że roztacza się przed nimi nierealistyczne scenariusze?

– Owszem, ale również to, że gdy mężczyźni są oceniający albo wskazują, że podoba im się to, co „nie powinno”, to współczesna kultura to krytykuje. Mamy choćby standardowy mit o tym, że mężczyźni boją się silnych kobiet.

– Kto tak dokładnie mówi?

– To jest wyniesione z całej masy batalii internetowych. Jednym ze źródeł będzie np. „Onet Kobieta”, gdzie możemy przeczytać, że mężczyźni boją się silnych kobiet, kochają zołzy i tak dalej. To jest mainstreamowa prasa kobieca.

– Nawiązując do tematu mainstreamu: co Pan myśli o książkach „Young Adult” dla młodych ludzi, których tematyka kręci się wokół romansów i wielkich emocji?

– Są zbudowane według motywu, który powszechnie się podoba. Jeżeli mamy kobiecego autora, który chce stać się poczytny, to pisanie powieści w stylu „Young Adult” jest dobrym wyborem. Ja tego nie potępiam, tylko widzę mechanizm, który za tym stoi.

– Jakie byłoby najważniejsze przesłanie, które chciałby Pan przekazać swoją książką? Zasady dotyczące mechanizmów biologicznych czy może coś innego?

– Tak, te zasady, ale też to, żebyśmy zrozumieli, że odrzucając je, ludzie wielokrotnie walczą o coś, co tak naprawdę nie istnieje – starają się o miłość, której po drugiej stronie nie ma. Walczą o związek, który niejednokrotnie jest farsą. Jednocześnie samym swoim zachowaniem doprowadzają do tego, że nie są w stanie zbudować satysfakcjonującej relacji. Moje przesłanie dla świata jest takie, że nie ma idealnych drugich połówek; jedni nadają się do tego lepiej, a inni gorzej. Celem nie jest szczęście, lecz to, żeby relacja po drodze działała i dawała nam satysfakcję na punktach kontrolnych.

– Dziękuję za rozmowę.

Książka Romana Warszawskiego „Red Pill. Samiec Alfa musi wrócić” jest już dostępna w naszej księgarni sklep-niezalezna.pl. Publikacja to nieortodoksyjna opowieść o naturze relacji męsko-damskich. Polecamy ją wszystkim, zwłaszcza młodym mężczyznom, ale także kobietom, które przy pomocy tej książki będą mogły spojrzeć w lustro. To pozycja idealna na gorące wakacje, zwłaszcza dlatego, żeby móc je zakończyć w spokoju…

Najnowsze