Branża motoryzacyjna stoi przed dużym wyzwaniem. Produkuje samochody elektryczne na potęgę, tymczasem popyt na te drogie pojazdy jest niższy, niż oczekiwano.
W ostatnich kilkunastu miesiącach, w obliczu zbliżającego się unijnego zakazu rejestracji nowych aut spalinowych po 2035 roku, producenci intensywnie inwestowali w strategie produkcji i sprzedaży samochodów elektrycznych.
Rzeczywistość okazała się inna od oczekiwań. Klienci nie są tak entuzjastycznie nastawieni do elektryków, jak przewidywano. Wysokie ceny, długi czas ładowania podczas dalekich podróży oraz problemy z infrastrukturą ładowania to główne czynniki zniechęcające potencjalnych nabywców.
Skala problemu jest znacząca. Francja, Niemcy i Stany Zjednoczone produkują obecnie o 45% mniej pojazdów elektrycznych niż planowano. Laurent Favre, dyrektor zarządzający w firmie dostarczającej części OPMobility, podkreśla, że przejście na elektromobilność było narzucone odgórnie, a nie wynikało z naturalnego zapotrzebowania klientów. – Przejście na elektromobilność było narzucone przez władze, zapotrzebowanie nie wyszło od klientów – powiedział.
W odpowiedzi na te wyzwania, niektórzy producenci zmieniają swoje strategie. Na przykład Mercedes planuje w 2024 roku zainwestować miliardy w rozwój pojazdów spalinowych i hybrydowych, mimo wcześniejszych planów całkowitego przejścia na produkcję elektryków do 2030 roku. Ford również planował zaprzestać produkcji samochodów spalinowych już po 2030 roku, ale plany te musi zrewidować.
Tymczasem rośnie zainteresowanie napędami hybrydowymi, szczególnie typu plug-in, które oferują możliwość jazdy na baterii na krótszych dystansach. To rozwiązanie zyskuje popularność zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych.