Okazuje się, że aż 10 proc. Amerykanów popiera użycie siły, by Trump nie wrócił do władzy. Z kolei tylko 7 proc. użyłoby siły, by wrócił. Narracja o próbie „zamachu stanu” po wyborze Joe Bidena, w świetle ostatniego zamachu na Donalda Trumpa wali się w gruzy.
Po zamachu na Donalda Trumpa kanadyjska telewizja CBC zwróciła uwagę na wysoki poziom akceptacji dla użycia przemocy politycznej w USA. Według badań politologa Roberta Pape w czerwcu br. ok. 10 proc. dorosłych Amerykanów uważało, że usprawiedliwione byłoby użycie siły, by uniemożliwić powrót Donalda Trumpa do władzy.
Z kolei tylko 7 proc. dorosłych Amerykanów, popierało użycie przemocy, by Trump powrócił na urząd prezydenta. To wyborcy lewicy wydają się bardziej zradykalizowani, co specjalnie nie dziwi, bo podobne obserwacje można zauważyć także w Polsce.
Lewicowe ciągoty do systemu totalitarnego są ciągle żywe, a demokracja jest dla tej formacji akceptowalna, jeśli ta wygrywa wybory. Podobnie wyglądała ostatnio sytuacja we Francji. Nauczyciele, prawnicy, związkowcy zapowiadali jawny bunt w przypadku wygranej Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen, a nawet wymówienie posłuszeństwa państwu.
Lewica światowa coraz mocniej się radykalizuje i można się obawiać, że w przypadku wygranej Donalda Trumpa, może dojść do znacznie większych niepokojów, niż po wygranej Bidena.
.
Źródło: PAP