Nie ma przełomu w negocjacjach. Przywódcy UE nie poparli Ursuli von der Leyen na kolejną kadencję przewodniczącej Komisji Europejskiej, pomimo zapewnień ze strony Emmanuela Macrona z Francji i Olafa Scholza z Niemiec, że są bliscy porozumienia.
Krótko przed północą w poniedziałek zakończył się w Brukseli szczyt ws. obsady kluczowych stanowisk w UE. Miał on charakter nieformalny.
„To była dobra okazja do wymiany poglądów i opinii na temat wyników wyborów oraz przygotowania do oficjalnego posiedzenia Rady Europejskiej, które odbędzie się w przyszłym tygodniu w Brukseli. To była dobra rozmowa, ona zmierza w dobrym kierunku, ale nie ma żadnego porozumienia na tym etapie” – ogłosił po zakończeniu szczytu jego gospodarz, szef Rady Europejskiej Charles Michel.
Jak dodał Michel „to istotne, żeby wszystkie 27 państw czuło, że ma wpływ w proces podejmowania decyzji i żeby wszyscy liderzy posiadali taką samą ilość informacji i takie same możliwości decydowania”.
Liderzy omawiali konkretny zestaw nazwisk. Szefową Komisji Europejskiej miałaby pozostać na drugą kadencję Ursula von der Leyen, a szefową Parlamentu Europejskiego – Roberta Metsola. Te dwa stanowiska pozostałyby więc w posiadaniu Europejskiej Partii Ludowej (EPL), która wygrała wybory europejskie. Estońska premier Kaja Kallas ma zostać szefową unijnej dyplomacji, a socjaldemokrata i były premier Portugalii Antonio Costa w grudniu miałby zastąpić Michela w fotelu szefa Rady Europejskiej.
Chociaż liderom nie udało się osiągnąć porozumienia, na stole nie pojawiły się żadne nowe kandydatury.
Do przełomu jednak nie doszło, bowiem przywódców podzieliła kwestia tego, na jak długo Costa ma objąć urząd przewodniczącego Rady Europejskiej. Kadencja trwa dwa i pół roku i może być przedłużona o kolejne dwa i pół. Niektórzy liderzy z EPL nie chcieli zgodzić się na „automatyzm”, co oznacza, że Costa nie miałby zapewnionej drugiej kadencji. Z kolei socjaldemokraci nie chcą, by EPL „zgarnęła” dwie kadencje szefa PE.
Sami liderzy wchodząc na spotkanie zapowiadali, że liczą na szybkie porozumienie. Tak twierdził m.in. kanclerz Niemiec Olaf Scholz, który mówił, że „żyjemy w trudnych czasach i Europa musi wiedzieć, jaka przyszłość ją czeka”.
Według anonimowego informatora, na którego powołuje się Politico, swoją grę toczyła też premier Włoch Giorgia Meloni. Jak zaznaczyła, jedną z niewielu przywódczyń, które wygrały wybory europejskie w swoim kraju i okazywała niezadowolenie z prób innych przywódców UE, aby zablokować jej udział w negocjacjach.
Włoska premier ponadto „zakwestionowała podejście do dyskusji”. Wyszła z założenia, że „nieformalne spotkanie powinno być momentem, w którym należy przedyskutować, co zrobić w świetle sygnałów z wyborów europejskich, a następnie, od tego punktu wyjścia, rozpocząć dyskusję na temat nazwisk na najwyższe stanowiska, a nie odwrotnie”.
Kolejny szczyt UE zaplanowano w dniach 27-28 czerwca.