Już niedługo pomarańcze mogą stać się dobrem luksusowym. Wszystkiemu winny jest kryzys, który przechodzą plantatorzy. Gdy ceny podskoczą do góry, niektórym mogą przypomnieć się czasy PRL-u, kiedy pomarańcze były jedynie na Boże Narodzenie.
W ciągu roku hurtowa cena soku pomarańczowego wzrosła o prawie 77 proc. We wtorek na giełdzie Intercontinental Exchange w Nowym Jorku kontrakty terminowe na skoncentrowany sok pomarańczowy osiągnęły cenę 4,92 dolara za funt, czyli dwukrotnie więcej niż rok temu.
Za te ogromne podwyżki odpowiada kryzys, który na pierwszy rzut oka nie wydaje się globalny, bo obejmuje jedynie Florydę i Sao Paulo.
To jednak z tych dwóch miejsc pochodzi ok. 85 proc. soku pomarańczowego, który sprzedawany jest na całym świecie.
Tymczasem w ciągu ostatnich dwudziestu lat amerykańskie plantacje zmniejszyły produkcję z 240 milionów pudełek soku pomarańczowego rocznie do zaledwie 17 mln.
W Brazylii zbiory są mniejsze o 24 proc. rok do roku. Podobne problemy dotykają mniejszych plantatorów – w Hiszpanii i Meksyku.
Pomarańcze w USA i Sao Paulo dotyka choroba Huanglongbing (HLB), zwana „chorobą żółtego smoka”. Powoduje ona, że owoce mają gorszy smak i wcześniej spadają z drzew.
Poza tym w Brazylii plantatorzy mieli problem z suszą, a w USA – z huraganami. – To kryzys – mówił w rozmowie z „Financial Times” Kees Cools, prezes Międzynarodowego Stowarzyszenia Soków Owocowych i Warzywnych (IFU). – Nigdy nie widzieliśmy czegoś podobnego, nawet podczas dużych mrozów i wielkich huraganów – żalił się.
Niektórzy producenci zamierzają odpowiedzieć na kryzys, podmieniają pomarańcze na mandarynki. Te mniejsze owoce o podobnym wyglądzie i kształcie są bardziej odporne na zmiany pogodowe.