W czasie wystąpienia na Florydzie, Joe Biden mocno podkreślił, że będzie w nowej kadencji działał na rzecz „prawa do aborcji”. Tymczasem Sąd Najwyższy Florydy akurat zakwestionował „prawo” zabijania dzieci poczętych.
Joe Biden postawił kwestię aborcji w centrum swojej kampanii. Floryda to historycznie republikański stan, który jest jednak bardzo ważny w boju o prezydenturę. Zdobycie Florydy byłoby sukcesem Demokratów i Bidena. Postanowiono wykorzystać do tego temat aborcji.
Sąd Najwyższy Florydy stanął w obronie życia i dał zielone światło zakazowi aborcji po szóstym tygodniu ciąży. Trump wygrał na Florydzie w 2016 i 2020 roku, ale większością 370 000 głosów. Sztab kampanii Bidena chce tematem aborcji odebrać część głosów Republikanom.
Demokraci wypuścili „reklamówki”, w których przypominają, że Trump był „dumny” z decyzji SN USA, który w czerwcu 2022 r. anulował wprowadzenie aborcji na szczeblu federalnym i pozwoliło niej decydować władzom poszczególnych stanów. Biden przedstawia się jako ten, który chce przywrócić takie „prawo” do zabijania dzieci poczętych na szczeblu federalnym i przedstawia Donalda tRympa, jako polityka, który „nie ufa kobietom”.
Florydę odwiedził także przywódca Demokratów w Izbie Reprezentantów Hakeem Jeffries. Ten także mówił, że „główny front to walka o prawo do aborcji”. Ogłosił zbiórkę pieniędzy dla ciężarnych z Florydy, aby mogły uprawiać „turystykę aborcyjną” do innych stanów. Taki fundusz ma służyć także dla kobiet w Georgii, Alabamie i Karolinie Południowej, które to stany opowiedziały się za ochroną życia poczętego.
Źródło: France Info/ AFP