31 marca w Turcji odbędą się wybory samorządowe, do których urzędujący prezydent Recep Tayyip Erdoğan przywiązuje ogromną wagę. Wciąż kamieniem obrazy dla niego jest fakt, że największe tureckie metropolie, m.in. Stambuł i Ankara, są w rękach opozycji. Daje jej to możliwość istnienia i wpływania na bieg spraw w kraju. Tylko w tych miastach mieszka kilkanaście milionów osób! Oba miasta są też wizytówkami republiki i Erdoğan ma określone ambicje inwestycyjne, które chciałby w nich zrealizować. Nie chce jednak, by ich przeprowadzenie zapisała na swoje konto opozycja. Jednocześnie niektórych z nich opozycja nie akceptuje. Jako przykład może służyć tzw. Stambulski Kanał, który ma być przekopany na obrzeżach Stambułu i łączyć Morze Czarne z Morzem Marmara. Rządząca Stambułem opozycja sabotuje tę inwestycję, którą Erdoğan uważa za historyczną.
W zbliżających się wyborach samorządowych prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan chce odebrać opozycji władzę w głównych miastach w republice, a zwłaszcza w liczącym 16 milionów Stambule. Interesy jego ugrupowania, czyli Partii Sprawiedliwości i Rozwoju, będzie reprezentował Murat Kurum, który z jej ramienia będzie ubiegał się o stanowisko mera miasta. Obecnie rządzi nim znany działacz opozycji Ekrem İmamoğlu. Należy on do Republikańskiej Partii Ludowej, głównego przeciwnika Partii Sprawiedliwości i Rozwoju. Erdoğan w zawoalowany sposób daje do zrozumienia, że jeżeli mieszkańcy Stambułu zagłosują ponownie na Ekrema İmamoğlu, to niech nie liczą, że zabagnione sprawy w największym tureckim megalopolis ruszą z miejsca. Nadmienił on, że tak się stanie, ale tylko wtedy, jeżeli mer miasta będzie „współpracował ręka w rękę z rządem”. Wiadomo zaś, że tak będzie tylko wtedy, jeżeli merem zostanie Murat Kurum. Na razie prognozy dla kandydata Erdoğana nie są najlepsze. Wynika z nich, że na obecnego mera, czyli Ekrema İmamoğlu, zamierza głosować 43,8 proc. obywateli, a na jego kontrkandydata 38,2 proc. Do czasu wyborów wszystko oczywiście może się zmienić. Kurum, do momentu wysunięcia jego kandydatury, zajmował stanowisko Ministra Ekologii Turcji. Jest on jednym z autorów inicjatywy przesiedlenia w ciągu pięciu lat półtora miliona mieszkańców Stambułu z domów zagrożonych trzęsieniem ziemi do nowych mieszkań. W sprawie tej odbyło się już wiele debat. Wielu ekspertów uważa, że jeżeli mieszkańców dawnej historycznej stolicy nie przesiedli się do nowych mieszkań, to mogą oni zginąć pod gruzami swych domostw.
Wielkie plany inwestycyjne
Kurum obiecuje też mieszkańcom Stambułu wiele innych inwestycji, m.in. w infrastrukturę komunikacyjną i rozszerzenia sfery usług socjalnych. Zwycięstwo Kuruma pozwoliłoby niewątpliwie Erdoğanowi na realizację zaplanowanych od dawna inwestycji, a zwłaszcza spornego kanału. Dla rządzącej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju wybory samorządowe będą też swoistym referendum, czy może sobie pozwolić na dalsze „reformowanie” konstytucji. Jeżeli odzyska kontrolę na Stambułem i Ankarą, będzie to sygnał, że może zaproponować społeczeństwu referendum, w którym poprzez zmiany w ustawie zasadniczej umożliwi Erdoğanowi wybór na czwartą kadencję w wyborach w 2028 r. Termin ten jest wprawdzie bardzo odległy, ale Erdoğan jest zapobiegliwym politykiem, który planuje swoje przedsięwzięcia na dłuższą perspektywę. Ma on ambicję przejścia do historii jako wielki budowniczy potęgi tureckiego państwa, a nie jako zwykły polityk, zajmujący się tylko administrowaniem. Zaraz po wyborach, jak donoszą media, Erdoğan zamierza przeprowadzić zakrojoną na szeroką skalę operację przeciwko Kurdom w Syrii i Iraku. Przygotowania do niej są już od dawna prowadzone.
Umacnianie granic
Turecka armia od kilku miesięcy umacnia swoje pozycje na granicach państwa, zwłaszcza na kierunku irackim, na które będzie się mogła wycofać po wykonaniu uderzenia wymierzonego w „kurdyjskich terrorystów”. Zdaniem obserwatorów od dawna Erdoğan prowadzi w tej kwestii rozmowy z Moskwą i Waszyngtonem, aby uzyskać ich akceptację dla swojego militarnego przedsięwzięcia i aby te nie utrudniały mu jego planów. Z medialnych przecieków wynika też, że turecki prezydent wybiera się z oficjalną wizytą do Bagdadu, w którym ostatni raz był jako turecki premier w 2011 r. Nigdy nie był w nim jako prezydent państwa. Zdaniem komentatorów jego wizyta w Iraku będzie miała charakter historyczny. Ma w nim z irackimi politykami rozmawiać nie tylko o operacji przeciwko Robotniczej Partii Kurdystanu, ale także o projektach naftowych i rozbudowie transportowych korytarzy. Obserwatorzy zwracają uwagę, że kampania w Iraku przeciwko Kurdom nawet z błogosławieństwem Bagdadu nie będzie łatwa. Będzie się ona toczyła w górach, w których Kurdowie mają ok. 40 twierdz – nie będzie łatwo ich zdobyć.
W Syrii przeprowadzić operację będzie armii tureckiej znacznie łatwiej. Nie wiadomo jednak, czy do jej realizacji Ankara dostanie błogosławieństwo Waszyngtonu. Kurdyjskie formacje są bowiem w tym regionie głównym sojusznikiem USA. Stany Zjednoczone mogą nie pozwolić Erdoğanowi na odniesienie w Syrii spektakularnego sukcesu. Ten zaś tureckiemu prezydentowi jest potrzebny nie tylko z powodu ewentualnych zmian w przyszłej konstytucji. W Turcji pogarsza się nadal sytuacja gospodarcza, która stawia pod znakiem zapytania możliwość realizowania przez Erdoğana jego monstrualnych inwestycji. Sukces w Syrii mógłby sprawić, że społeczeństwo udzieliłoby Erdoğanowi dalszego kredytu zaufania, który umożliwiłby mu przetrwanie trudnego okresu. Czy osiągnie sukces, pewności mieć nie może.