Strajki chłopskie w Polsce nie były zjawiskiem zbyt częstym. Chłopi jako właściciele środków produkcji i wytwórcy (status ten uzyskali w XIX wieku w wyniku uwłaszczenia) nie mieli właściwie powodów do buntów. Poziom zamożności każdego z nich zależał bowiem od jego pracowitości i zaradności.
Chłop mógł bowiem całość wytworzonego przez siebie produktu (poza częścią przeznaczoną na potrzeby własne) sprzedać na wolnym rynku. Poważniejsze problemy związane z sytuacją materialną warstwy chłopskiej pojawiły się dopiero w II RP. Były one związane min. z utratą rynków państw zaborczych. W latach 30. doszło w naszym kraju do masowych wystąpień rolników. Łączyły się one z wielkim kryzysem gospodarczym i towarzyszącym temu zjawisku spadkiem cen na towary rolne.
Doprowadziło to do powszechnej pauperyzacji chłopów. Ich sytuację majątkową pogarszały też wysokie podatki i nadmiar rąk do pracy na wsi. Słabo rozwinięty przemysł nie mógł bowiem wchłonąć dużej liczby wiejskiego proletariatu. W okresie PRL-u status chłopów jako jedynej warstwy społecznej nie uległ zmianom (byli oni jedyną grupą prywatnych właścicieli w socjalistycznym państwie).
Co niesie Unia?
Po upadku ustroju komunistycznego w Polsce nastąpił spadek opłacalności produkcji rolnej. Ten spadek był skutkiem min . wzrostu oprocentowania kredytów (reformy Balcerowicza) i importu taniej, dotowanej żywności z Zachodu. Powyższe powody doprowadziły w latach 90. i 2000 do masowych protestów chłopów, którzy organizowali pikiety i blokady dróg. Po wejściu naszego kraju do UE, Polska przyjęła zasady wspólnej polityki rolnej. Polityka ta stanowiła zaprzeczenie zasad wolnego rynku. Produkty rolne wytwarzane w UE były dotowane z budżetu wspólnoty, a jej obszar chroniono wysokimi cłami.
Po kilkunastu latach UE dokonała modyfikacji swojej polityki w obszarze rolnictwa. Obecnie przebiega więc ona dwutorowo. Z jednej strony władze Unii nadal stosują interwencjonizm, który przybrał postać Zielonego Ładu. Jego skutkiem ma być ograniczenie produkcji w różnych gałęziach gospodarki (w tym w rolnictwie) w imię walki o ochronę klimatu. Z drugiej natomiast przywrócono zasady wolnego rynku. Przykładem funkcjonowania tego aksjomatu było zniesienie ceł w handlu produktami rolnymi między UE i Ukrainą.
Bunt farmerów
Przedstawiona wyżej niekonsekwentna polityka Komisji Europejskiej stała się przyczyną protestów rolników w Polsce i całej Europie. Znaczącym przy tym faktem jest poparcie społeczne, jakie zyskali manifestujący. 78 proc. Polaków wyraziło aprobatę dla strajkujących rolników, a aż 79 proc. uznało, że należy zatrzymać import żywności z Ukrainy. Odrzucono też argument, że może to zaszkodzić walczącemu z Rosją krajowi. Być może wyniki powyższych sondaży skłoniły przedstawicieli rządu do podjęcia rozmów z protestującymi.
Po wspólnych obradach przedstawicieli władz z delegacją manifestujących, które odbyły się dnia 29 lutego br., premier Donald Tusk stwierdził m.in.: ,,Dzisiaj nie ma mowy o tym, żeby zapisy Zielonego Ładu były przymusowe. Rolnicy są gotowi w sposób elastyczny i ewolucyjny realizować Zielony Ład, tam gdzie to jest możliwe, tam gdzie to jest zrozumiałe dla nich, nawet od razu, ale nie zgadzają się – i jestem po ich stronie – na przymusowe egzekwowanie zapisów, które nie do końca są racjonalne, a z punktu widzenia polskiego rolnictwa są – delikatnie mówiąc – przesadzone”.
Wspomniane wyżej deklaracje premiera zostały wygłoszone nieco na wyrost. W spotkaniu z nim wzięła udział tylko wyselekcjonowana grupa przedstawicieli protestujących. Ze strony rolników najczęściej padały bowiem głosy kontestujące Zielony Ład, z głównym postulatem wyrzucenia całego tego projektu do kosza. Ponadto premier zadeklarował przyznanie rolnikom dotacji z KPO. Słowa te były niejako powtórzeniem obietnic, które kilka dni wcześniej złożyła w Warszawie przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Suma dotacji przeznaczonych dla rolników miałaby wynosić 22 mld euro. Farmerzy nie byli jednak zadowoleni z tych propozycji. Ich żądania dotyczyły bowiem nie subsydiów, ale przywrócenia opłacalności produkcji rolnej. Ponadto chcieli odbiurokratyzowania rolnictwa. Natomiast proponowane przez Donalda Tuska i Ursulę von der Leyen rozwiązania idą niestety w zupełnie innym kierunku.
Przedstawiony powyżej mechanizm podejmowania decyzji, w którym rząd polski jest tylko pasem transmisyjnym Komisji Europejskiej, stanowi najlepszy przykład niezadekretowanej jeszcze, ale postępującej federalizacji Unii. Jedynym trwałym wynikiem wymiany poglądów między uczestnikami spotkania była obietnica premiera złożenia wniosku do Komisji Europejskiej o nałożenie embarga na import zboża do UE z Białorusi i Rosji.
Drugim postulatem manifestujących rolników jest konieczność zamknięcia granicy z Ukrainą. Kulisy tego problemu przedstawił w rozmowie z reporterem Radia ZET były minister rolnictwa, a obecnie poseł PiS Jerzy Ardanowski. Stwierdził on, że kłopoty polskiego i europejskiego rolnictwa wynikają z działań międzynarodowych koncernów, które chcą opanować produkcję i dystrybucję energii i żywności. Pod ich naciskiem UE prowadzi rozmowy dotyczące podpisania umowy o wolnym handlu z krajami Mercosur (Argentyna, Brazylia, Urugwaj, Chile). Sfinalizowano natomiast w ubiegłym roku porozumienie o obrocie towarowym z Nową Zelandią. Są to daleko idące zmiany w stosunku do dotychczasowej polityki rolnej UE, która chroniła własnych producentów żywności przed bezcłowym napływem towarów rolno-spożywczych z innych regionów świata.
Wspomniane międzynarodowe korporacje są – jak dalej twierdził Ardanowski – właścicielem połowy ziemi na Ukrainie, a politycy tego kraju i urzędnicy z Brukseli działają w interesie międzynarodowych agroholdingów. Holdingi te nie płacą państwu ukraińskiemu podatków, a część z nich jest zarejestrowana w rajach podatkowych. Do czasu wybuchu wojny rosyjsko-ukraińskiej korporacje te sprzedawały swoje produkty do północnej Afryki, Azji i na Bliski Wschód. Są to jednak rynki chimeryczne i niepewne. W związku z utrudnieniami na kierunku handlowym przez Morze Czarne (został on zablokowany przez Rosję) korporacje te postanowiły wejść na rynek UE. Do momentu wybuchu wojny z Rosją obrót towarowy na tym kierunku był reglamentowany.
Podpisanie przez Unię Europejską umowy o handlu bezcłowym z Ukrainą usunęło te bariery. Innym problemem jest też tranzyt żywności przez Polskę do UE. Niestety mamy tu do czynienia z fikcją. Jak w rzeczywistości funkcjonuje ten nieuczciwy proceder? Otóż, towary wysyłane z Ukrainy po przetransportowaniu przez nasz kraj trafiają np. do Niemiec, by następnie powrócić do Polski. Nasi producenci rolni są więc wypierani przez artykuły rolne pochodzące od naszego południowo-wschodniego sąsiada. Dodajmy przy tym, iż nie dotyczy to tylko rynku wewnętrznego.
Ukraińska konkurencja obejmuje bowiem także wywóz towarów. W tym miejscu warto wspomnieć, że polscy handlowcy sprzedali w 2023 roku poza nasze granice żywność na sumę 52 mld euro (z czego 80 proc. do krajów UE). Jest to więc pokaźna suma i stanowi 14 proc. udziału polskiego eksportu. Jak więc wynika z zamieszczonych danych, obrona interesów polskich rolników jest niezwykle ważna dla funkcjonowania całej naszej gospodarki. Czy zarysowane powyżej problemy rozwiąże rząd Donalda Tuska?