Strona głównaMagazynCzy Piwowarczyk ma "oficera prowadzącego"?

Czy Piwowarczyk ma „oficera prowadzącego”?

-

- Reklama -

Pozwalam sobie na kolejny komentarz tym razem do artykułu pana Radosława Piwowarczyka: „Brudna Prawda” zamieszczonego w numerze 7-8 z dnia 12-25 lutego 2024 r.

Redakcja zna moje poglądy polityczne i już nie proszę o zamieszczenie mojego listu w rubryce „Listy do Redakcji”, bo prawdopodobnie moje wypowiedzi nie pasują do profilu pisma, ale mimo wszystko prosiłbym o zadbanie, by pan Radosław Piwowarczyk zapoznał się z moim komentarzem do wniosków, które w swoim artykule propaguje na temat kierownictwa Konfederacji i to na tyle w zdeterminowany sposób, że aż napisał na ten temat książkę. Książki nie czytałem, bo wystarczy mi wyżej wymieniony artykuł, by sformułować swoje uwagi.

- Reklama -

Na wstępie nie mogę się powstrzymać od stwierdzenia, że wali prosto z mostu, aż ciśnie się pytanie, na czyje zlecenie to napisał i czy czasem nie ma „oficera prowadzącego”.

Będę się powtarzał, ale przypomnę, że w początkach Unii Polityki Realnej byłem członkiem jej ścisłego kierownictwa i pochwalę się, że pełniłem funkcję Koordynatora Straży – które to ciało statutowe miało prawo wyrzucić dowolnego członka partii bez prawa odwołania się do kogokolwiek.

Znam pana Janusza Mikke od niepamiętnych lat, bywałem również regularnie na corocznym „zjeździe” partyjnych działaczy w domu pana Janusza Mikke w Józefowie na jego imieninach. Mam już swoje lata, więc formułuje poniższe uwagi bez emocji i wydaje mi się, że warto się nad nimi zatrzymać.

Po pierwsze: Pan Janusz Mikke – jak sam deklaruje, z wykształcenia jest filozofem i bardzo dobrze mu to wychodzi. Z maniakalnym uporem zakłada kolejne partie i za każdym razem (nie z dobroci a z wyrachowania) promuje na prezesów młodych ideowców, którzy mają być od ciężkiej roboty w terenie i rozbudowywania struktur. Powtarzam: to nie jest z jego strony dobrotliwe promowanie, a jedynie wyrachowanie. Kiedy młodzi prezesi próbują się usamodzielnić, niszczy ich.

Sam po bezwzględnym takim działaniu w stosunku do prezesa Stanisława Wojtery straciłem chęć do bycia czynnym politykiem i złożywszy wszystkie partyjne funkcje, odszedłem w 2005 roku z UPR. Bo skoro tak się działo w ideowej Partii, to nie warto było sobie zawracać głowy innymi formacjami.

Po drugie: Pan Janusz Mikke – powiem wyrozumiale – ma już swoje lata, ale skoro decyduje się na startowanie z list Konfederacji do Sejmu w ostatnich wyborach, to przyjmuje na siebie obowiązek bycia aktywnym. Startował z okręgu podwarszawskiego i nie zdobył mandatu. Uzyskał dopiero trzeci wynik i jest to efektem braku jakiejkolwiek aktywności w kampanii wyborczej. Żadnych plakatów, banerów czy też spotkań z wyborcami. Jak kandydat traktuje wyborców, tak wyborcy traktują jego – to jest banalna prawda. Wiem co piszę, bo sam głosowałem pod Warszawą.

Nie jest też żadnym usprawiedliwieniem to, że kierownictwo Konfederacji apelowało o unikanie kontrowersyjnych wypowiedzi w rodzaju: „kobieta praktycznie jest inwentarzem mężczyzny” – stwierdzenie które padło na zebraniu założycielskim fundacji Patriarchat, na które został zaproszony, a po fakcie usprawiedliwiał się, że znalazł się tam przypadkowo. Czy też o tym, że ośmiolatka, która zaczyna miesiączkować, może podjąć współżycie, a zależy to od decyzji jej samej lub ewentualnie jej matki.

Przyznaje co prawda łaskawie, że jest to „łagodna pedofilia”. Tak jakby istniał „łagodny syfilis”. Syf to syf, a pedofilia to pedofilia i tyle. Poseł Braun też bywa kontrowersyjny, ale w trakcie kampanii wyborczej zastosował się do zaleceń o umiarkowane wystąpienia, a ponieważ był aktywny, to został posłem.

Po trzecie: Konfederacja jako ugrupowanie polityczne ma praktycznie stały i niestety niszowy elektorat. Mówienie o poparciu niemal 15-to procentowym jest powtarzaniem świadomych manipulacji głoszonych przez badaczy opinii publicznej w sondażach zamawianych przez przeciwników politycznych po to, by zmobilizować swoich zwolenników. Jak mniemam Konfederacji nie stać na przeprowadzenie poważnych sondaży. Więc te dane o kilkunastoprocentowym poparciu są manipulacją, którą pan Radosław Piwowarczyk z premedytacją powtarza, by uzasadnić swoją tezę.

Na zakończenie: Pan Sławomir Mentzen prowadzi kancelarię prawną, gdzie zatrudnia około 200 osób. Jest zamożnym człowiekiem i z tego, co deklaruje, wszedł do polityki nie dla diet, ale by przywracać normalność w Polsce. Dał sobie na to cztery lata i gdy w następnych wyborach Konfederacja nie uzyska 50-60-ciu mandatów, to da sobie spokój. Pan Krzysztof Bosak jest zawodowym politykiem i od najmłodszych lat angażował się m.in. w pracach Młodzieży Wszechpolskiej.

Pani Karina Bosak jest prawnikiem, prowadzi własną kancelarię prawną, udziela się też w Organizacji Pożytku Publicznego „Ordo Iuris” na stanowisku dyrektora. W moim mniemaniu w ostatnich wyborach miała być godnym zaufania „wypełniaczem” bo przecież liderem był pan Janusz Mikke. Tak, ponieważ skromności kadrowe Konfederacji doprowadziły do wystawiania kandydatur nie do końca sprawdzonych, na które natychmiast rzucili się „życzliwi” dziennikarze śledczy.

Te informacje personalne są dostępne w internecie i każdy może je sprawdzić.

Trochę przydługo marudzę jak na dzisiejsze oczekiwania zwłaszcza młodych, ale trudno tak po prostu mam.

Pozdrawiam Redakcję i czytelników,

Andrzej Wójcik

List od Czytelnika. Tytuł nadała redakcja.

Najnowsze