Po 31 grudnia 2034 roku motoryzacyjny krajobraz Unii Europejskiej czekają wielkie zmiany. Jak pamiętamy, Rada Unii Europejskiej podjęła kontrowersyjną decyzję o zakazie rejestracji nowych samochodów spalinowych, kierując się ideą walki ze zmianami klimatu i poprawy jakości powietrza. Jednak czy jesteśmy gotowi na taką rewolucję?
Opisywana regulacja z 28 marca 2023 roku została poparta przez zdecydowaną większość państw członkowskich Unii Europejskiej, przy 3 głosach wstrzymujących się (Bułgaria, Rumunia i Włochy) oraz 1 przeciwko (Polska). Zmiana przepisów oczywiście ma związek z unijną polityką Europejskiego Zielonego Ładu, zgodnie z którą do 2030 roku Europa ma ograniczyć emisję gazów cieplarnianych netto o co najmniej 55% w porównaniu z poziomami z 1990 r., natomiast już w 2050 roku – stać się pierwszym kontynentem neutralnym dla klimatu.
Trudno zaprzeczyć, że brukselska agenda będzie miała decydujący wpływ na gospodarki poszczególnych krajów, ich sektory energetyczne czy transportowe, jak również życie codzienne zwykłych obywateli. Jednak warto przy tym zauważyć, że „ekologizacja” tych obszarów – rozumiana w szerszym kontekście jako „zielona polityka”, niekoniecznie związana bezpośrednio z zakazem rejestracji samochodów spalinowych – może jedynie poprawić wizerunek Wspólnoty, ale niekoniecznie przyczynić się do globalnego zmniejszenia emisji CO2. Otóż jeśli europejski przemysł systematycznie jest przenoszony do krajów Trzeciego Świata, to mamy do czynienia z tzw. ucieczką węgla – problem ten po prostu wędruje do innych regionów, ale z pewnością nie znika.
Zakaz rejestracji aut spalinowych od 2035 roku poskutkuje tym, że zainteresowani zakupem nowego samochodu będą musieli zadowolić się elektrykami, które zgodnie z interpretacją wprowadzonych przepisów nie wpływają negatywnie na efekt cieplarniany. Jak wynika z uzasadnienia przedstawionego w propozycji wprowadzenia omawianych regulacji, sektor transportu drogowego jest jedynym obszarem w Unii Europejskiej, w którym zanotowano wzrost emisji CO2. W logice twórców „nowego ładu” zaniechanie rejestracji spalinówek ma umożliwić realizację celów wyznaczonych przez Unię Europejską na 2050 rok (pełna neutralność klimatyczna). Nieśmiało zauważmy, że według Global Carbon Atlas w globalnej emisji CO2 przodują Chiny (11 tys. jednostek MtCO2, czyli ton metrycznych), Stany Zjednoczone, Indie, Rosja, Japonia i Iran, natomiast Niemcy są dopiero na 7. pozycji z… 675 jednostkami MtCO2. Dalej na 17. miejscu mamy Wielką Brytanię, potem Włochy i wreszcie Polskę. To jednak tylko złośliwa uwaga, która oczywiście nie powinna zakłócać wysiłków tych, którzy aktywnie dążą do ocalenia całego świata.
Szereg problemów do rozwiązania
Pierwszym aspektem, który wymaga szczególnej uwagi, jest kwestia infrastruktury. Zmiana na elektromobilność oznacza konieczność rozwinięcia i dostosowania sieci ładowarek. Obecnie infrastruktura do ładowania pojazdów elektrycznych jest niewystarczająca, a jej rozbudowa wymaga znacznych nakładów finansowych. W przypadku braku odpowiednich środków zakaz rejestracji aut spalinowych może skutkować utrudnieniami w korzystaniu z nowego rodzaju pojazdów. Zgodnie z „Licznikiem Elektromobilności” 31 maja 2023 roku w Polsce działało 2 836 ogólnodostępnych stacji ładowania pojazdów elektrycznych, które udostępniały w sumie 5 597 punktów ładowania. Szybkie stacje ładowania prądem stałym (DC) stanowiły 31% z nich, zaś stacje ładowania prądem zmiennym, o mocy mniejszej lub równej 22kW (AC) – 69%. Tylko w maju 2023 roku w Polsce uruchomiono 68 tego typu stacji, na których dostępne było 157 nowych punktów ładowania.
Przy chęci całkowitego zastąpienia samochodów spalinowych samochodami w pełni elektrycznymi do 31 grudnia 2034 roku należałoby zagwarantować każdemu pojazdowi możliwość jednoczesnego ładowania na ogólnodostępnych stacjach na terenie naszego kraju (chodziłoby o 19 663 403 punktów ładowania, bo właśnie tyle mamy wszystkich zarejestrowanych w Polsce samochodów pozostających w użytku na koniec 2022 roku). Zakładając, że punkty takie powstawałyby zgodnie ze statystyką z maja 2023 roku (157 miesięcznie), do ww. daty w Polsce mielibyśmy ich zaledwie 21 823 (ponad 900 razy mniej, niż potrzeba). Chociaż to koncept czysto teoretyczny, który nie uwzględnia m.in. domowych punktów ładowania, to jednak pokazuje on, że transformacja transportu zdominowanego przez samochody spalinowe w transport oparty o samochody elektryczne okazuje się naprawdę karkołomnym przedsięwzięciem.
Drugim kluczowym problemem jest cena samochodów elektrycznych. Choć technologia ta rozwija się dynamicznie, pojazdy zasilane prądem wciąż są znacznie droższe od tradycyjnych aut spalinowych. Wprowadzenie zakazu rejestracji może wywołać skokowy wzrost cen samochodów, co sprawi, że dla wielu konsumentów dostęp do nowoczesnych pojazdów będzie ograniczony. Kierowcy postawieni przed koniecznością zakupu samochodów elektrycznych będą niemile zaskoczeni już na etapie wizyty w salonie. Jak informuje dział ekonomiczny portalu rp.pl, auto z napędem w pełni elektrycznym w styczniu 2023 roku kosztował średnio 260 000 złotych (w stosunku rocznym – o 13.5% więcej). Z kolei w tym samym okresie średnia ważona cena nowego samochodu spalinowego wynosiła 162 400 złotych, przy zachowaniu identycznego 13,5%-krotnego wzrostu rok do roku. Wyliczenia potwierdza portal money.pl, na którym możemy przeczytać, że ceny samochodów spalinowych o podobnych parametrach do samochodów elektrycznych wciąż pozostają o wiele niższe. To nie koniec – jak wynika bowiem z sondażu przeprowadzonego przez Instytut Badań Rynku Motoryzacyjnego SAMAR, w opinii aż 51% respondentów z branży motoryzacyjnej ta dysproporcja cenowa nigdy nie zniknie. Podsumowując, już obecna średnia cena elektryka w Polsce jest zaporowa dla większości kierowców, a co dopiero powiedzieć, gdy nadejdzie gwałtowna podwyżka…