Od 1 lutego ceny benzyny 94-oktanowej wzrosną na stacjach benzynowych na Kubie przeszło pięciokrotnie – z 30 do 156 peset za litr – zakomunikował na początku tego tygodnia kubański minister finansów i cen Vladimir Rogueiro.
Minister wyjaśnił w oficjalnym komunikacie, że nie dało się uniknąć tej podwyżki. Inaczej bowiem – wobec ostrego kryzysu gospodarczego jaki przeżywa kraj – nie zdołanoby zapewnić zaopatrzenia stacji benzynowych w ten rodzaj paliwa najczęściej poszukiwanego przez kierowców na wyspie.
Jak tłumaczą w oficjalnym komunikacie władze kubańskie, wobec skąpych zasobów walut wymienialnych, bez których trzeba by jeszcze bardziej ograniczyć rynek niektórych podstawowych artykułów żywnościowych i paliw, „nie mamy innego wyjścia jak ograniczanie spożycia artykułów importowanych poprzez radykalne podwyżki cen”.
W szybkim tempie będą także wzrastać na Kubie od 1 lutego – zapowiadają od kilku dni komunikaty w radio i telewizji – opłaty za elektryczność i gaz w butlach, używany powszechnie na wyspie do celów kuchennych.
Kuba, której tradycyjne uzależnienie od importu wielu dóbr, w tym paliw, z zagranicy znacznie wzrosło w ciągu ostatnich czterech lat, wini za ten stan rzeczy zwłaszcza administrację amerykańską z czasów prezydenta Donalda Trumpa. Waszyngton bardzo zaostrzył wtedy sankcje gospodarcze wobec tego autorytarnie rządzonego wyspiarskiego kraju.