Strona głównaMagazynWybory prezydenckie w USA. Pierwszy przegląd kandydatów

Wybory prezydenckie w USA. Pierwszy przegląd kandydatów

-

- Reklama -

Za rok, 5 listopada odbędą się wybory prezydenckie w USA. Wybór głowy państwa naszego najważniejszego sojusznika nie jest sprawą bez znaczenia dla naszych interesów, zwłaszcza że kandydaci na prezydenta mają bardzo różniące się poglądy na temat wojny na Ukrainie, a jest to obecnie najważniejsza kwestia dla naszego bezpieczeństwa.

W USA zazwyczaj, jeśli urzędujący prezydent zamierza kandydować na drugą kadencję, to politycy tej partii nie zgłaszają swoich kandydatur, udzielając mu w ten sposób poparcia i podkreślając jedność partii, z której pochodzi. Zupełnie inna strategia jest przyjmowana  przez drugą wielką partię. Swoją kandydaturę w celu uzyskania partyjnej nominacji jako kandydat na prezydenta zgłasza kilkunastu polityków, z których dwóch, czasami trzech jest poważnymi kandydatami, a reszta czyni to w celu uzyskania rozgłosu niezbędnego później w przypadku ubiegania się o stanowiska w legislaturze federalnej lub stanowej: w wyborach na senatora, członka Izby Reprezentantów lub też na gubernatora. Niektórzy liczą, że poprawią swoje notowania w partyjnej hierarchii, a nawet w przypadku uzyskania zadowalającego poparcia, mogą być brani pod uwagę przez partyjnego nominata, kiedy będzie on wyznaczał swojego kandydata na wiceprezydenta.

- Reklama -

Demokraci

Naturalnym kandydatem Partii Demokratycznej jest urzędujący prezydent Joseph Robinette Biden Jr., skrótowo nazywany Joe Biden. Urodzony w listopadzie 1942 r., w czasie wyborów będzie miał niemal 82 lat, a gdyby odniósł zwycięstwo, to przy końcu swojej drugiej kadencji miałby 86 lat. Wiek jest największym problemem Bidena. Już podczas poprzedniej kampanii wyborczej zdarzało mu się mylić miejsca, nie być pewnym, gdzie się znajduje. Ze względu na jego wiek aż 75 proc. ankietowanych w jednym z sondaży uznało, że Biden nie powinien startować w wyborach.

Biden wcale niezrażony tym faktem zgłosił swoją kandydaturę do prawyborów swojej partii w stanie Nevada, gdzie odbędzie się pierwsza tego rodzaju rywalizacja wśród demokratów. Akces ten spowodował dylemat wśród establishmentu demokratów. Odmowa poparcia dla Bidena mogłaby stworzyć szansę dla wiceprezydenta Kamili Harris, mającej ultralewicowe poglądy, co radykalnie zmniejsza jej szansę na pokonanie kandydata republikanów. Dylematem jest również niejednoznaczna ocena prezydentury Bidena. Ma on dość słabe notowania. Poparcie dla niego kształtuje się na poziomie poniżej 40 proc., ale ma też pewne sukcesy. Przede wszystkim zmniejszenie bezrobocia po covidzie. Kiedy obejmował władzę, wynosiło ono ponad 8 proc., a obecnie ok. 3,5 proc. Drugim ważnym sukcesem jest wielki plan inwestycyjny mający na celu m.in. reindustrializację USA. Nie bez znaczenia jest też fakt, że Biden już raz pokonał Trumpa, ponadto w wyborach do Izby Reprezentantów oraz częściowych do Senatu w 2022 r. Partia Demokratyczna osiągnęła lepszy wynik, niż się spodziewano, co zawsze „idzie na konto” prezydenta, a z kolei kandydaci republikańscy z frakcji Trumpa ponieśli w tych wyborach wyraźną porażkę.

Marianne Williamson. Brak poważnych kontrkandydatów dla Bidena daje szansę uzyskania rozgłosu przez kandydatów i kandydatek „egzotycznych”. Jedną z nich jest Williamson, pisarka, kandydująca już bez najmniejszych sukcesów w poprzednich wyborach. Poglądy tej pani lokują ją na lewym skrzydle Partii Demokratycznej.

Dean Phillips. Trochę inaczej należy ocenić jego kandydaturę. W odróżnieniu od Williamson, która nie wygrała żadnych wyborów, Phillips jest kongresmenem. Zgłaszając swój akces do prawyborów, powiedział, że Biden ze względu na swoje słabe notowania przegra z Trumpem.

Republikanie

Donald Trump. To absolutny lider notowań wśród republikańskich wyborców, wśród których ma poparcie na poziomie 60-50 proc. Następny kandydat, gubernator Florydy Ronald DeSantis ma notowania wynoszące 30-20 proc. Dlatego wydaje się, że Trump powinien bez problemu otrzymać nominację swojej partii jako republikański kandydat na prezydenta USA. Największym problemem Trumpa jest jego przeszłość. Jako pierwszy b. prezydent USA jest oskarżony w sprawach kryminalnych i to w aż czterech! Postawiono mu 91 zarzutów.

Pierwsza sprawa dotyczy przekazania w 2016 r. 130 tys. USD aktorce porno, żeby ta nie mówiła o związkach z Trumpem. Zarzut dotyczy nie tyle przekazania pieniędzy, ile – według oskarżenia – dokonania fałszerstwa w dokumentach księgowych. Druga sprawa dotyczy wyprowadzenia dokumentów państwowych, które po zakończeniu kadencji powinny być przekazane do narodowego archiwum. FBI dokonała przeszukania rezydencji Trumpa na Florydzie i odnalazła dokumenty dotyczące m.in. bezpieczeństwa USA. Trump jest oskarżony o aktywną działalność w celu ich ukrycia i świadomego ich przetrzymywania.

Grozi mu za to nawet 40 lat więzienia. Trzecia sprawa to spisek przeciwko USA, czyli działalność Trumpa, która według oskarżenia spowodowała atak tłumu na Kapitol 6 stycznia 2021 r. Czwarta sprawa to namawianie sekretarza stanu Georgia, żeby skorygował wyniki wyborów w tym stanie na jego korzyść. Powstaje więc pytanie, czy ewentualnie skazany prezydent mógłby rządzić z więzienia? Przeciwnicy Trumpa cytują 14. poprawkę do Konstytucji USA z 1868 r. Zgodnie z §3 tej poprawki: „Nie może… sprawować w służbie Stanów Zjednoczonych… jakiegokolwiek urzędu… kto poprzednio jako… funkcjonariusz Stanów Zjednoczonych złożył przysięgę na konstytucję Stanów Zjednoczonych, a następnie wziął udział w powstaniu lub buncie przeciwko niej albo udzielał jej wrogom poparcia”.

Skazanie Trumpa w trzeciej sprawie wypełnia znamiona tej poprawki. W ogóle jakiekolwiek skazanie skończyłoby jego karierę, ponieważ według sondażu IPSOS niemal połowa republikanów oświadczyła, że w takim przypadku nie zagłosowałaby na niego. W związku z tym prawnicy b. prezydenta zrobią wszystko, żeby żadna ze spraw nie zakończyła się przed wyborami.

Ronald DeSantis. Ten najbardziej poważny konkurent Trumpa ma spadające poparcie. Było 30 proc., obecnie jest na poziomie 20 proc. DeSantis to były trumpista, który prowadzi dość ostrożną kampanię. Nie atakuje konkurenta, bojąc się odwrócenia od niego wyborców. Natomiast Trump w swoim stylu atakuje go bezwzględnie. Gubernator Florydy, który w imponującym stylu (niemal 60 proc. głosów) wygrał ponownie wybory w tym stanie, jest zdecydowanym konserwatystą, w tym także w życiu prywatnym, co odróżnia go od b. prezydenta.

Vivek Ramaswamy. Biznesmen z branży biotechnologii i medycznej, syn hinduskich emigrantów, mający poglądy bardzo zbieżne z Trumpem. W odróżnieniu od kilku innych kontrkandydatów nie atakuje b. prezydenta. Uważa się, że jego kampania wyborcza ma na celu otrzymanie od Trumpa propozycji startowania razem z nim jako kandydat na wiceprezydenta. Ma aktualnie poparcie na poziomie ok. 10 proc.

Nikki Haley to druga osoba pochodzenia hinduskiego, b. gubernator Południowej Karoliny, b. przedstawiciel USA w ONZ. Jedyna kobieta w gronie kandydatów jest zwolenniczką w wielu sprawach konsensusu z demokratami.

Tim Scott. Senator z Południowej Karoliny. Ceniony za zdolności porozumiewania się z innym osobami i umiejętności gromadzenia funduszy. Scott, pierwszy czarnoskóry senator z południowych stanów, jest aktywny w sprawach rasowych. Wbrew wielu przedstawicielom czarnej społeczności nie uważa, że w USA istnieje systemowy rasizm. Zwolennik obniżenia podatków i wydatków na cele społeczne.

Christopher Christie. Były prokurator i gubernator stanu New Jersey jest największym krytykiem Trumpa wśród kandydatów republikańskich. Uważa, że on ponosi odpowiedzialność za wojnę na Ukrainę, którą nazywa proxy war z Chinami. Trump według niego to marionetka Putina.

Mike Pence, były wiceprezydent, wycofał się z wyścigu. Inni kandydaci to polityczny plankton mający poparcie nie w procentach, ale w promilach.

Niezależni kandydaci

Robert Kennedy Jr. to kolejny przedstawiciel słynnej amerykańskiej dynastii politycznej. Syn zamordowanego senatora Roberta Kennedy’ego oraz bratanek zamordowanego prezydenta Johna Kennedy’ego i bratanek senatora Edwarda Kennedy’ego. To bardzo barwna postać. Kilkakrotnie wyrzucany ze szkół lub karany przez sąd za posiadanie narkotyków. 69-letni Robert Jr. jest doktorem prawa, znany jako obrońca środowiska naturalnego, a ostatnio jako antyszczepionkowiec. Obrońca klasy średniej, krytyk wielkiego biznesu i miliarderów, którzy, jak twierdzi, bogacą się kosztem reszty społeczeństwa.

Kennedy zamierzał wystartować w barwach Partii Demokratycznej, ale kiedy sondaże dawały mu 20-10 proc. poparcia, zdecydował się wystąpić jako kandydat niezależny. Decyzja ta spotkała się nie tylko z niezadowoleniem demokratów, z którymi klan Kennedych jest związany od XIX w., ale nawet jego własnej rodziny. Nie ulega wątpliwości, że decyzja Roberta Jr. jest wbiciem noża w plecy Demokratom. W Amerykańskim systemie zwycięzca w każdym stanie otrzymuje wszystkie głosy elektorskie z tego stanu. Z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że na Roberta Jr. zagłosują potencjalni wyborcy Bidena, w ten sposób odbierając głosy Bidenowi i przyczyniając się zwiększenia szans kandydata republikańskiego. USA miały już taki precedens. Kiedy miliarder Henry Ross Perot w 1992 r. uzyskał prawie 19 proc. głosów wyborczych, odbierając je w większości prezydentowi Bushowi seniorowi i tym samym umożliwiając zwycięstwo Billowi Clintonowi. Dlatego też Robert Jr. jest hołubiony przez prawicowe media.

Stosunek do wojny na Ukrainie

Biden chce pomagać Kijowowi. Zwrócił się do Kongresu o pomoc wynoszącą 61 mld USD.

Trump twierdzi, że zakończy wojnę w jeden dzień. Znając jego uległość wobec Putina, on raczej odciąłby pomoc dla Ukrainy i zmusił Kijów do zgody na terytorialne ustępstwa.

DeSantis początkowo popierał Ukrainę. Obecnie uważa, że poparcie dla Kijowa nie jest korzystne dla USA, ponieważ zacieśnia sojusz Chin i Rosji, a ponadto tracone są wielkie pieniądze, które można wydać w kraju.

Vivek Ramaswamy uważa, że Ukraina powinna oddać część terytorium Rosji i w ten sposób zakończyć wojnę, a USA wycofać swoje bazy z Europy Środkowej.

Nikki Haley zdecydowanie popiera Ukrainę. Krytykuje Bidena za zbyt słabą pomoc.

Tim Scott popiera Ukrainę, ale przeciwny jest propozycji Bidena.

Christopher Christie żąda zwiększenia pomocy dla Ukrainy. Był w Kijowie i rozmawiał z Zełenskim.

Robert Kennedy Jr. ma dwuznaczny stosunek. Uważa, że jest to wojna USA z Rosją, ale nie wykluczyłby przyjęcia Rosji do NATO. Wojna została sprowokowana przez USA z powodu rozszerzenia NATO na Wschód. Nie zgodziłby się na przyjęcie Ukrainy do Paktu, ale uważa, że Donbas powinien należeć do Ukrainy.

Nasz interes

Biorąc pod uwagę nasze interesy, to z punktu widzenia Warszawy spośród liczących się graczy (Biden, Trump, DeSanits) uważam, że najkorzystniejszą opcją jest opcja obecnego prezydenta.

Najnowsze