Minister spraw regionalnych Estonii Madis Kallas zapowiedział zniesienie w całym kraju bezpłatnego transportu publicznego, podkreślając, że ta inicjatywa „nie spełniła pokładanych w niej oczekiwań” – poinformował dziennik „Tartu Postimees”.
Polityk zaznaczył, że wprowadzenie opłat jest niezbędne przede wszystkim ze względu na potrzebę usprawnienia sieci transportu publicznego. Dodał, że w styczniu zakończą się bezpłatne przejazdy autobusami dla mieszkańców w wieku pozwalającym na podejmowanie zatrudnienia.
– Darmowa (bezpłatna – przyp. red.) komunikacja nie przeniosła masowo ludzi z samochodów do transportu publicznego. Teraz trzeba szukać nowych rozwiązań – powiedział Kallas, co sugeruje, że lewica nie ustaje w walce z wolnością, jaką daje posiadanie własnego samochodu.
– W transporcie publicznym ważny jest czas, dlatego musimy usprawnić działanie i komfort połączeń tak, żeby ludzie byli skłonni płacić za dobrą usługę – dodał minister.
Minister zaznaczył, że celem rządu jest wprowadzenie ujednoliconego systemu biletowego w całym kraju. – Obecnie w niektórych regionach transport publiczny jest płatny, a w innych bezpłatny, jednak aby usprawnić siatkę tras, musimy mieć jednolity system – powiedział przedstawiciel rządu w Tallinie.
Polityk oznajmił, że bilety mogłyby kosztować 2 euro przy zakupie u kierowcy lub 1,5 euro przy zakupie z wyprzedzeniem, natomiast bilet miesięczny – około 25 euro. Zdaniem ministra, w zależności od regionu przyniosłoby to od 300 tys. do miliona euro przychodu rocznie.
Obecnie bezpłatny transport publiczny jest dostępny dla obywateli Estonii oraz osób posiadających status rezydenta. Bilet miesięczny w stolicy kraju kosztuje 30 euro, a jednorazowy – 2 euro.