Strona głównaMagazynNASZ WYWIAD. Braun: Polacy nie mogą być żyrantami czyichś kłamstw!

NASZ WYWIAD. Braun: Polacy nie mogą być żyrantami czyichś kłamstw!

-

- Reklama -

Cała Polska żyje kolejną wypowiedzią Grzegorza Brauna, któremu redaktor Radia Wnet nie pozwolił dokończyć myśli, nagle przerywając wywiad, w którym padły inkryminowane tezy. Posłużyły one jako kolejny sztandarowy argument do kreowanego przez media głównego nurtu obrazu antysemity. Opinia publiczna i przeciwnicy polityczni zarzucili posłowi rozpowszechnianie tzw. kłamstwa oświęcimskiego. Co Prezes Konfederacji Korony Polskiej miał na myśli?

Tomasz Sommer: Jak wyraziłbyś własnymi słowami, w telegraficznym skrócie, co zaszło w czasie wywiadu, który stał się przyczyną kolejnego wzmożenia sięgającego w tej chwili niebios?

Grzegorz Braun: Bardzo prosta diagnoza: historiografia Holokaustu, z punktu widzenia warsztatu historyczno-naukowego, jest dalece niezadowalająca. Nie spełnia kryteriów tego warsztatu. Krytyka wewnętrzna, kontekstowa, dokumentów kanonicznych, świadków, weryfikacja wiarygodności, wreszcie materiał: audio, foto, wideo… To wszystko prowadzi do bardzo prostego wniosku. Utrzymująca się jako kanoniczna teza o istnieniu systemu komór gazowych w niemieckich nazistowskich koncentracyjnych obozach zagłady jest nieudokumentowana na tyle, żebym ją uznał za przekonującą. I co to za kanoniczne dokumenty? Protokół z Wannsee, tzw. Raport Gersteina, oficera Waffen-SS odpowiedzialnego za rozwożenie cyklonu B po tych wszystkich miejscach kaźni, męczeństwa i zagłady, rzeczywistej zagłady, a także pamiętniki komendanta Hössa napisane w więzieniu UB przy Montelupich, a zatem edytorami tych wspomnień byli funkcjonariusze komunistycznej bezpieki. Stąd zasadne pytania o wiarygodność tych świadectw. W Norymberdze dowody przedstawione Międzynarodowemu Trybunałowi zostały przygotowane przez Anglosasów, Amerykanów, Brytyjczyków i prokuratorów sowieckich. Amerykanie pokazali w Norymberdze film z komory gazowej z jednego z wyzwolonych przez swoją armię obozów. Szkopuł w tym, że już od dawna poprawna politycznie historiografia nie podtrzymuje twierdzenia o istnieniu jakichkolwiek komór gazowych w obozach wyzwolonych od Zachodu.

Oskarżyciele sowieccy to są ci sami prokuratorzy, którzy na wokandę norymberską najbezczelniej wprowadzili Katyń jako zbrodnię niemiecką. I musi badacz nieuprzedzony, obiektywny zadać pytanie o kryteria, które pozwolą odróżnić oczywisty fejk od prawdy. Świadectwa publikowane w czasie wojny, np. dramatyczny „Rok w Treblince” napisany przez Jankiela Wiernika, rzekomo naocznego świadka, uciekiniera z Treblinki – to ważny świadek, bo w latach 60. jest jednym z głównych świadków w procesie Eichmanna w Jerozolimie. Jankiel Wiernik, stolarz, pisze tam o pierwszych komorach gazowych, które zaprojektował i wykonał z drewna w Treblince. Jest niemożliwie, żebym tutaj schodził głębiej w te szczegóły, ale wszystkie te dokumenty, jak im się bliżej przyjrzeć, nie spełniają kryteriów, jakie by pozwalały nadać im walor pewnej wiarygodności.

- Prośba o wsparcie -

Wesprzyj wolne słowo. Postaw kawę nczas.info za:

Film Spielberga „Lista Schindlera” jest wpisywany w filmografię źródeł wiedzy o zagładzie Żydów. Jak ma młody czy starszy człowiek czegoś się dowiedzieć o tych sprawach, to jest obfita literatura, ale są też filmy. Są to filmy fabularne. Są też filmy dokumentalne i pseudodokumentalne, jest sztandarowe „Shoah” Lanzmanna. Tam są bajki z mchu i paproci, niestety opowiadane przez ludzi, którzy niewątpliwie są straumatyzowani, bo czegoś tam doświadczyli. Opowiadana jest np. historia fryzjera, który golił ofiary siedzące na ławkach wstawionych do komory gazowej, zanim zostanie uruchomiona procedura gazowania. To są rzeczy, których nigdy nie poddawano rzetelnym badaniom. To są produkty sowieckiej, anglosaskiej i żydowskiej propagandy. Jest notatka z 1944 r. brytyjskiego urzędnika Davida Cavendish-Bentincka, szefa Kolegium Operacji Wywiadowczych i Kontrwywiadowczych, który był tuż po wojnie ambasadorem w Warszawie: „Świetnie nam poszło z tymi komorami gazowymi, koledzy, ale ponieważ ta rzecz jest całkowicie pozbawiona substancjalnych podstaw, to już nie idźmy dalej w tę stronę, bo jak to się wysypie, to będzie na nas”. Warto, Szanowni Państwo, skonstatować, że mamy do czynienia z tym, co nam zostawili zwycięzcy II wojny światowej: Anglosasi i Sowieci, co podjęli później Żydzi z dobrodziejstwem inwentarza i twórczo rozwinęli, ale to nie jest historiografia, np. na poziomie badań chemicznych – tynku w tych ruinach w Brzezince.

Robili takie badania.

Robili, ale pokątnie. Nie były te badania ponawiane, a już w latach 80. Franciszek Piper, szef działu naukowego w Muzeum Oświęcimskim, do kamery, z którą przyjechał dociekliwy Żyd amerykański David Cole, powiedział, że to, co on zwiedza, to jest rekonstrukcja, czyli fake. Czyli nie to, co turyści sądzą, że oglądają, a chyba się należy wszystkim taka oczywista informacja.

Na stronie jest napisane, że te wszystkie komory zostały zniszczone z wyjątkiem jednej, która została przerobiona.

Ważne zastrzeżenie. Ja mam w Oświęcimiu, w Auschwitz, umocowane osobiste, rodzinne sentymenty i wspomnienia. Kuzyn mojej mamy, brat cioteczny Aleksander Stawiski, nie dożył tam chyba 18. urodzin. Jako siedemnastolatek został do Oświęcimia posłany jako aresztant i nie uszedł z życiem. W innym obozie, akurat na terenie Niemiec, ginie wuj mojego taty, Tymieniecki, zatłuczony tam podobno styliskiem od łopaty czy kilofa, bo sam nie chciał czegoś podobnego uczynić koledze współwięźniowi. Więc nikt nie potrzebuje mi uświadamiać, tłumaczyć i przekonywać, do czego Niemcy są zdolni, jak grają na wyjeździe wobec słabszego. Bestialstwa niemieckie, miliony Polaków wymordowane, moim zdaniem niedoszacowane miliony Polaków. Gdyby się nad tym pochylić, gdyby państwo polskie wróciło w swoim majestacie, to by się okazało, że tych strat jest więcej.

Są już takie prace, które jednak robią te inwentarze śmierci.

Chwała Bogu, lepiej późno niż wcale. Ale to nie jest powód, żeby Polacy po wsze czasy byli żyrantami anglosaskiej, sowieckiej i żydowskiej propagandy. Żydowskich kłamstw, jedwabieńskich i innych. To nie jest powód, żebyśmy my, Polacy, uznawali za niezbędne siedzieć cicho, kiedy na naszym terytorium jest po raz kolejny, w kolejnym pokoleniu, petryfikowana ta wersja historii – propagandowa, jedyna słuszna. Bo za chwilę przyjdzie ktoś ze Wschodu czy z Zachodu i powie, że historię w Oświęcimiu fałszowali Polacy. Nie będzie dzieleniem włosa na czworo, że jakieś NKWD stacjonowało w Oświęcimiu. Nie będą wnikać, być może przyszłe pokolenia, w to, kto to zrobił. Że stojąca na czele Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej pani Engelking-Boni, żydowska rasistka, powie, że Polacy fałszowali. Ja nie chcę tego mieć na sumieniu, dlatego dopominam się badań. Po prostu: badań naukowych. Napisaliście z kolegą, prof. Markiem Chodakiewiczem, wzorową książkę „Jedwabne. Historia prawdziwa” i ja czekam na takie książki, takie monografie obozów i gett…

Przecież to muzeum produkuje straszną ilość takich rzeczy, dobrze o tym wiesz.

Jak się nad tym pochylisz, to się okazuje, że jest to „wytnij-wklej” – przepisywanie poprzedników. Ja w swoim czasie się na własny użytek „doktoryzowałem” z tego tematu. Po prostu okładałem się przewlekle tą literaturą i starałem się wchodzić głębiej. Mianowicie kupowałem gdzieś po antykwariatach pierwotne testy kanoniczne z lat 40. i 50., przez co stwierdzam, że to wszystko było przepisywane i potem wchodziło do jakichś encyklopedii i doszło aż do lat 80., kiedy Sowieci otworzyli archiwa. I w Moskwie pewien Francuz, badacz, po raz pierwszy dostał do wglądu księgi oświęcimskie. Ale przeczytał tam przerażającą, budzącą grozę liczbę ofiar Oświęcimia: 60 czy 70 tysięcy, co dalej jest przerażające. Ale nie są to ani 4 miliony, jak w swoim kazaniu w 1979 roku przeczytał papież Wojtyła, kiedy kanonizował św. Maksymiliana. Spadło z 4 na 2, a potem z 2 na 1, bo już niżej nie może być, ale to dalej jest nienaukowe. Na Majdanku mówiono o 600 tysiącach, a obecnie o 70 czy 80 tysiącach. Ale w niektórych krajach dalej można pójść do więzienia, jak jest urealniana kanoniczna liczba 6 milionów i ona spada. Dlaczego? Ponieważ jest magiczna i kanoniczna – pojawiała się w prasie jeszcze w czasach I wojny światowej. Anglosaska propaganda pisała o tym, jakich bestialstw dopuszczają się Niemcy na Wschodzie i że wymordowali 6 milionów Żydów, za I wojny światowej. Więc to nie jest nauka. To jest quasi-religia, to jest propaganda, wojna psychologiczna. Operacje specjalne, to się w naszych czasach nazywa strategicznym zarządzaniem percepcją. I ja nie chcę, by moją i moich rodaków percepcją w nieskończoność zarządzali Żydzi.

Jaki masz w związku z tym postulat polityczny?

Badać.

To postulat niepolityczny.

Jest to bardzo polityczny postulat, bo ja nawet do ostatniej kropki nie mogłem dojechać. A już są wezwania do tego, żeby mnie po raz kolejny przyprawić o śmierć cywilną. Więc co dopiero jakiś magistrant czy nawet doktorant albo i profesor. Będzie się trzymał od tego z daleka, bo będzie się bał badać. Zwłaszcza jak w Oświęcimiu pan dyrektor Cywiński, który jest kapłanem tej świeckiej religii Holokaustu, w swoim czasie publicznie deklarował, że kiedyś zgłosiła się jakaś ekipa, chyba z Iranu, która chciała tę sprawę zbadać. To absolutnie nie wpuszczą, to kijem pogonią, bo Oświęcim mogą badać tylko ci, którzy wiedzą, że już niczego badać nie trzeba, bo wszystko jest kanonicznie stwierdzone.

Zwracam uwagę, że środowisko „Najwyższego Czasu!” jest zasłużone nie tylko dla polskiej polityki i wolnościowych doktryn, ale także dla polskiej historiografii. Kiedyś to środowisko dawało produkt intelektualny również w postaci nieregularnego periodyku „Stańczyk”. W latach 80. pan prezes Korwin już chyba nie był redaktorem naczelnym tego pisma, ale pojawiła się bardzo ciekawa publikacja „Rewizjonizm Holokaustu”. Jest ona bardzo porządnie napisana, jest to publicystyczna relacja. Jest przegląd literatury, który zaczął potem badać i relacjonować np. śp. dr Dariusz Ratajczak, i pamiętamy, co na niego spadło.

On u nas pisał w swoim czasie.

Świętej pamięci Ratajczak był publicystą „Najwyższego Czasu!”.

Te książki, nazwijmy ten nurt „rewizjonizmem Holokaustu”, zaczęły się tak naprawdę bardzo dawno temu, w latach 70. i 80. Tych pozycji jest bardzo dużo. Można je sobie znaleźć, jeśli ktoś będzie chciał wyszukać. Jest cała seria, w której są różni autorzy.

Trzeba przyznać, że nie jest tak łatwo jak parę lat temu, gdyż cenzorskie zakusy eliminują część literatury z aukcji i księgarni internetowych.

Ja sobie te książki kiedyś ściągnąłem z sieci. Były dostępne.

To sprawdź, czy dalej są dostępne, bo ja nie byłbym tego taki pewien.

W każdym razie niektóre tezy z tych książek oczywiście były absurdalne.

Dlatego, że to bardzo często piszą Niemcy albo anglosascy germanofile, którzy znajdując przykłady kłamstw propagandy sowieckiej i żydowskiej, dochodzą wobec tego do wniosku, że Hitler to świetny gość. Otóż żydokomuna kłamie. My, Polacy, wiemy, jak było, i my ogrom niemieckich zbrodni, nie tylko na ziemiach polskich, mamy – można powiedzieć – w kościach. Każda polska rodzina ma bliżej czy dalej zapośredniczone świadectwa pamięci. Ja je mam, mają je inni – i dlatego uważam, że wbrew pozorom to Polacy są predystynowani do tego, żeby pisać historię prawdziwą. Żeby nie być żyrantami czyichś kłamstw.

Dziękuję za rozmowę.

Najnowsze