W czynie społecznym. Czy Konfederacja usunie Mentzena?

Kategoria:

UWAGA! Tekst zdemonetyzowany!
CENZURA

Szanowny Czytelniku! Czytasz artykuł, w którym musieliśmy wyłączyć reklamy. Został on uznany za nienadający się do monetyzacji, zbyt kontrowersyjny, niepoprawny politycznie itd. Rozważ wsparcie Fundacji Najwyższy Czas, która pomaga utrzymywać portal nczas.info / nczas.com (KLIKNIJ)

Jak tak dalej pójdzie, to ścisłe kierownictwo Konfederacji nie będzie miało innego wyjścia, jak wyrzucić z partii pana Sławomira Mentzena i to pod tym samym pretekstem, pod jakim wcześniej ścisłe kierownictwo wyrzuciło z niej Korwina.

Jak pamiętamy, chodziło o to, że pozostali członkowie Konfederacji przeżywali straszliwe katusze, bo musieli się tłumaczyć z tego, co powiedział Korwin – a Korwin mówił same niepoprawne politycznie rzeczy, które wzbudzały oburzenie funkcjonariuszy Propaganda Abteilung w niezależnych mediach głównego nurtu. Ci funkcjonariusze wzywali Bogu ducha winnych dygnitarzy Konfederacji na przesłuchania i molestowali ich, by się do wszystkiego przyznali, bo w przeciwnym razie będzie z nimi brzydka sprawa. Dygnitarze Konfederacji mieli już dość tego molestowania, więc rada w radę uradzili, żeby pozbyć się Korwina, a tym samym – doszlusować do partii poważnych i absolutnie przewidywalnych.

CENISZ SOBIE WOLNOŚĆ SŁOWA? MY TEŻ!

Środowisko skupione wokół pisma "Najwyższy Czas!" i portalu NCzas.com, a także NCZAS.info od lat stoją na straży konserwatywno-liberalnych wartości. Jeżeli doceniasz naszą pracę i nie chcesz pozwolić na to, aby w Internecie zapanowała cenzura – KLIKNIJ wesprzyj naszą działalność. Każda złotówka ma znaczenie!

I kiedy wydawało się, że sprawa rzeczywiście została załatwiona nie tylko zresztą ze złowrogim Korwinem, ale również – z niemniej szkodliwym dla wizerunku Konfederacji jako formacji poważnej i przewidywalnej Grzegorzem Braunem – okazało się, że cały pogrzeb na nic, bo ni stąd, ni zowąd, z niepoprawnymi politycznie wypowiedziami niczym Filip z konopi wyskoczył sam pan Sławomir Mentzen. Jakby nie wiedział, jaki jest rozkaz, powiedział, że aborcja powinna być zakazana nawet w przypadku ciąży pochodzącej z giewałtu.

We wszystkich niezależnych mediach głównego nurtu podniósł się przeraźliwy klangor oburzonych funkcjonariuszy Propaganda Abteilung, ale to jeszcze nic w porównaniu z tym, że znowu zaczęły się wezwania na przesłuchania, molestowanie, żeby delikwenci się przyznali, słowem – powtórzyły się katiusze, jakich dygnitarze Konfederacji doznawali za Korwina.

Ja oczywiście wszystkich tych przesłuchań nie widziałem, bo dla higieny psychicznej unikam kontaktu z niezależnymi mediami, zwłaszcza z tymi, które podejrzewam o to, iż zostały utworzone przez stare kiejkuty przy udziale forsy ukradzionej z Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego – ale jedno takie przesłuchanie sobie wysłuchałem. Chodzi mianowicie o przesłuchanie Wielce Czcigodnej pani Bryłki przez zasłużonego funkcjonariusza, pana red. Stankiewicza Andrzeja, przydzielonego do Radia Zet.

Pani Bryłka stawiła się na wezwanie bez konieczności stosowania przymusu, ale mimo wysiłków zasłużonego funkcjonariusza nie chciała przyznać się do wszystkiego, tylko udzielała odpowiedzi wymijających, że „my wszyscy” w Konfederacji uważamy giewałt za coś okropnego. Oczywiście panu red. Stankiewiczowi nie o to chodziło, bo co tam sądzą w Konfederacji o giewałcie, to go nie obchodzi. Chodziło mu o to, by pani Bryłka się przyznała i potępiła pana Sławomira Mentznena, albo przynajmniej się od niego odcięła – jak to było za pierwszej komuny.

Nie wiem, czy w Radiu Zet dopuszczają, by w razie wyjątkowej zatwardziałości delikwenta zerwać mu paznokcie przynajmniej z jednej dłoni – ale pewnie bez tego się nie obejdzie, tym bardziej że w „Gazecie Wyborczej” w imieniu Judenratu Sławomira Mentzena potępiła sama pani Agnieszka Kublik, której takie rzeczy po prostu nie mogą pomieścić się w kiepełe. Aj waj! „Giewałt niech się giewałtem odciska, a ze słabością łamać uczmy się za młodu” – nakazywał Wieszcz zatwierdzony przez obydwu cadyków Judenratu: starszego i młodszego, czyli – pana red. Jarosława Kurskiego.

Żeby tedy uniknąć najgorszego, czyli prawie pewnego okaleczenia Wielce Czcigodnej pani Bryłki w niedalekiej przyszłości, w czynie społecznym przypominam o możliwości zrobienia pana red. Stankiewicz Andrzeja w tak zwane bambuko. Pani Bryłka jest młoda, więc może nie pamiętać, iż w 1991 roku napisałem projekt ustawy aborcyjnej, który składał się z jednego zdania – dodatkowego paragrafu do art. 148 kodeksu karnego, który traktuje o zabójstwie człowieka. Paragraf ten miał brzmienie następujące: „W razie zabójstwa dziecka jeszcze nie urodzonego, sąd może podżegacza uwolnić od kary”. Taka ustawa byłaby zarazem i surowa i humanitarna. Surowa – bo aborcja byłaby traktowana jako zabójstwo człowieka – ale zarazem humanitarna, bo dawałaby sędziemu możliwość odstąpienia od karania kobiety (bo w konstrukcji tego przestępstwa kobieta występuje w roli podżegacza; sama sobie aborcji nie robi, a tylko zamawia ją u kogo innego) – na przykład w sytuacji gdyby się wyskrobała po giewałcie.

Myślę, że gdyby Wielce Czcigodna pani Bryłka zrobiłaby panu red. Stankiewiczowi Andrzejowi stosowny wykład, to zanim by zasięgnął miarodajnej opinii, w jakim kierunku sterować dalej przesłuchaniem, audycja musiałaby się zakończyć i cały pogrzeb na nic. Wprawdzie ten mój projekt nie znalazł uznania ani w oczach płomiennych obrońców życia, ani – tym bardziej – w oczach vaginess-aktywistek – ale na użytek kampanii prezydenckiej pana Sławomira Mentzena nadałby się jak mało co.

Podobnie nadałoby się spostrzeżenie Miltona Friedmana, którego trudno byłoby funkcjonariuszom Propaganda Abteilung, a nawet cadykom z Judenratu podważyć, jako że noblista, no a poza tym – Żyd nastojaszczy, jak – dajmy na to – pan Rafał Trzaskowski. Otóż ten Friedman powiada, że są cztery sposoby wydawania pieniędzy: pierwszy – gdy wydajemy własne pieniądze na nas samych, drugi – gdy wydajemy własne pieniądze na kogoś innego, trzeci – gdy wydajemy cudze pieniądze na nas samych i czwarty – gdy wydajemy cudze pieniądze na kogoś innego. W przypadku pierwszym wydajemy oszczędnie, no i przede wszystkim – celowo – bo własne potrzeby znamy doskonale. W przypadku drugim – wprawdzie nadal oszczędnie, ale już nie tak celowo, bo potrzeb tego innego już tak dobrze nie znamy. W przypadku trzecim – wprawdzie wydajemy rozrzutnie, ale przynajmniej celowo, a w przypadku czwartym – ani oszczędnie, ani celowo. Państwo wydaje pieniądze w sposób trzeci i czwarty, bo nie ma własnych, tylko cudze, tzn. wydarte podatnikom. W sposób trzeci – gdy z tych cudzych pieniędzy finansuje tzw. własne potrzeby państwa, których wspólnym mianownikiem jest przemoc. To jest ok. 20 proc. wydatków państwowych, a cała reszta, czyli 80 proc., jest wydawana jako socjal w sposób czwarty. Racjonalizacja wymaga przesunięcia tych marnotrawionych sum ze sposobu czwartego do sposobu pierwszego, w którym każdy wydaje swoje na siebie. Tylko tyle i aż tyle.

I na koniec – dwa wierszyki, jakie zamierzam wysłać na ludowy konkurs poetycki do Ministerstwa Chałtury.

Pierwszy – na „Marsz Patriotów” 12 kwietnia: Wpierw Naczelnik Anschluus stręczy, potem – patriotów męczy – bo każe im maszerować, by Krzysztofa wylansować.

Drugi – na Marsz Folksdojczów 11 maja: Popatrz matko, popatrz ojcze – dziś maszerują folksdojcze. Jeszcze będzie w Polsce git; z folksdojczami – polski Żyd.