„Popatrz matko, popatrz ojcze! Oto idą dwaj folksdojcze. Co za hańba, co za wstyd! Jeden Polak, drugi Żyd” – taki okupacyjny wierszyk wyrecytował mi kiedyś pan mecenas Stanisław Szczuka. Kto by pomyślał, że te skrzydlate słowa znowu nabiorą aktualności w naszym bantustanie w roku 2024?
Inaczej zresztą być nie może, skoro pod kierownictwem Reichsfuhrerin Urszuli von der Leyen, która premieru Donaldu Tusku, stojącego na czele Volksdeutsche Partei, powierzyła zadanie przygotowania terenu pod ponowne przerobienie naszego nieszczęśliwego kraju na Generalne Gubernatorstwo w ramach IV Rzeszy, którą tylko patrzeć, jak zaczniemy budować, kiedy tylko zostanie znowelizowany traktat lizboński.
CENISZ SOBIE WOLNOŚĆ SŁOWA? MY TEŻ!
Środowisko skupione wokół pisma "Najwyższy Czas!" i portalu NCzas.com, a także NCZAS.info od lat stoją na straży konserwatywno-liberalnych wartości. Jeżeli doceniasz naszą pracę i nie chcesz pozwolić na to, aby w Internecie zapanowała cenzura – KLIKNIJ wesprzyj naszą działalność. Każda złotówka ma znaczenie!Jak wiadomo, ten program jest realizowany przez masy członkowskie Volksdeutsche Partei i jej wierny elektorat, co to chlipie swoją intelektualną zupę z sagana, w którym mieszają nie przez jakieś makbetowskie wiedźmy, tylko właśnie Judenrat „Gazety Wyborczej”. W ten sposób spełnia się proroctwo anonimowego autora wierszyka, że „jeden Polak, drugi Żyd”. Jak się okazuje, nawet przy przerabianiu naszego nieszczęśliwego kraju w Generalne Gubernatorstwo Żydów zabraknąć nie może, jak nie w takiej, to w innej roli.
Po gospodarskiej wizycie Naszego Złotego Pana w Warszawie, co to nakazał Donaldu Tusku przyśpieszyć dintojrę. Jak pamiętamy, podkręcony przez premiera Tuska pan minister Adam Bodnar, na czele swoich bodnarowców, zaczął uwijać się jak w ukropie – ale przysłowie powiada, że jak się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy. Toteż nie obyło się bez kompromitacji, kiedy to pan prokurator Korneluk machnął ręką na europejski immunitet pana Romanowskiego, którego trzeba było wypuścić z aresztu, na zaskakujący rozkaz niezawisłego sądu. Wydawało się, że sąd jest zblatowany, a tu taka siurpryza.
Toteż teraz pan minister Bodnar zabiera się za pana Romanowskiego kompleksowo. Oto niezależna prokuratura poleciła niezawisłym sądom, by wyłączyły z rozpatrywania sprawy pana Romanowskiego niezawisłego pana sędziego Przemysława Dziwańskiego. Wprawdzie wydaje się on niezawisły, podobnie jak wszyscy inni niezawiśli sędziowie, ale to tylko pozór, bo okazało się, że tak naprawdę, to niezawisły on być nie może, jako że został rekomendowany do nominacji przez pana prezydenta przez „nową” Krajową Radę Sądownictwa.
Tymczasem bodnarowcy uradzili („uradziły dwie geldonie, by się wybrać na kolonie”), że oni żadnej nowej KRS nie uznają. Co innego, gdyby jej członków mianował Stefan Bandera, albo Jewhen Konowalec – ale gdzie tam marzyć o tem! Znaczy się, teraz bodnarowcy dobiorą taki skład sądowy, że pan Romanowski popamięta ruski miesiąc i w areszcie wydobywczym będzie jęczał i szlochał („a kto nie będzie Donalda kochał, ten będzie w lochu jęczał i szlochał”) przez resztę swoich dni, chyba że w akcie łaski zostanie zariezany, albo zarąbany siekierą.
Tak czy owak, przypadek pana Romanowskiego pokazuje, ile mozołu płomiennym szermierzom praworządności dostarcza uprawianie dintojry detalicznej. A tu Nasz Złoty Pan domaga się efektów, grożąc, że jak tak dalej pójdzie, to i z premierem Tuskiem i z członkami jego vaginetu będzie brzydka sprawa. W tej sytuacji nie było innej rady, jak pójść na masówkę i zamiast ceregielić się z pojedynczymi wrogami demokracji ludowej, za jednym zamachem zlikwidować znienawidzone Prawo i Sprawiedliwość, które sypie piasek w szprychy rozpędzonego parowozu dziejów.
Nawiasem mówiąc, to właśnie z inicjatywy PiS, a konkretnie – śp. Ludwika Dorna, który illo tempore był jeszcze przy braciach Kaczyńskich „trzecim bliźniakiem”. Wykombinował on sobie, żeby partie polityczne dostawały z pieniędzy wydartych podatnikom tak zwaną „subwencję wyborczą”. Ta „subwencja” jest elegancką nazwą łapówki wypłacanej partiom politycznym, żeby się nie korumpowały na własną rękę. Tak w każdym razie uzasadniał konieczność jej wprowadzenia p. Dorn – że w przeciwnym razie będą się korumpowały. Ale apetyt rośnie w miarę jedzenia, toteż kiedy tylko subwencje zostały wprowadzone, partie zaczęły korumpować się na skalę przedtem niespotykaną, natomiast nieszczęśni podatnicy zostali przez Naszych Panów Gangsterów zmuszeni do składania się na partie polityczne – również te, których działalność uważają za szkodliwą dla państwa i obywateli. Pozorów tak zwanego „majestatu prawa” dostarcza Państwowa Komisja Wyborcza, która albo zatwierdza finansowe sprawozdania partii – albo ich nie zatwierdza.
No i właśnie na tle przyspieszenia dintojry doszło do rozdźwięków między Wielce Czcigodnym panem mecenasem Giertychem, będącym aktualnie „bull-terrierem” premiera Tuska, a panem mec. Ryszardem Kaliszem ze wspomnianej Komisji. Pan mec. Giertych wezwał Komisję, by nie „rżnęła głupa”, tylko puściła tę całą PiS-owską watahę z torbami, bo przecież „sygnaliści” przygotowali tyle niezbitych dowodów, że starczyłoby ich nie na jedną, a na wszystkie partie. Tymczasem Komisja ustami pana mec. Kalisza poradziła mecenasu Giertychu, by „wziął sobie na wstrzymanie”. Łatwo powiedzieć – ale jak pan mec Giertych ma sobie „wziąć na wstrzymanie”, skoro czuje na plecach gorący oddech Naszego Złotego Pana, a na domiar złego, okazało się, że Donald Tusk, najwyraźniej nie w ciemię bity, wcale nie odciął go od stryczka i lubelska prokuratura jak gdyby nigdy nic prowadzi śledztwo w sprawie Pol Nordu, z którego – według fałszywych pogłosek – pan mec. Giertych miał sobie sprywatyzować prawie 100 mln złotych?
Widać wyraźnie, że premier Tusk wprawdzie wziął swego „bull-terriera” na smycz – ale na króciutką i – podobnie jak to było w Sowietach, kiedy konwój prowadził kolumnę łagierników – „krok w tył, krok w przód, krok w lewo, krok w prawo – konwój otwiera ogień”. Jak w tych warunkach brać na wstrzymanie? Już tam niezależna prokuratura powinność swej służby rozumie, podobnie jak niezawisłe sądy, zwłaszcza gdy pan minister Bodnar przeprowadzi w nich kurację przeczyszczającą. Chodzi – bagatela – o niecałe 26 milionów złotych – bo najwyraźniej tyle warta jest nasza młoda demokracja. Taki wniosek trzeba bowiem wyciągnąć z przestrogi wygłoszonej przez Jarosława Kaczyńskiego, że jak PiS nie dostanie subwencji, to będzie to „koniec demokracji” w Polsce. PKW odłożyła egzekucję do końca sierpnia i przekonamy się, czy na placu boju zostanie tylko Volksdeutsche Partei z satelitami. A przecież na tym nie koniec, bo kuracją przeczyszczającą objęta została też nasza niezwyciężona armia. Oto generał Artur Jakubczyk wyleciał z Kwatery Głównej NATO z powodu „homofobii”, a na wylocie jest jeszcze grupa generałów, którzy takiej kariery jeszcze nie zdążyli zrobić. Po nich przyjdzie kolej na oficerów młodszych, później – na podoficerów i szeregowców – i tak, aż do ostatecznego zwycięstwa.