U progu wyborów, których wynik ma szansę „wywrócić stolik”, przy którym karty rozdają różne emanacje lewicy (pobożnej, bezbożnej, „naszej”, europejskiej…), przypominamy pierwszy tekst, który ukazał się w pierwszym numerze „Najwyższego Czasu!”. Przytaczamy go w całości i bez żadnych zmian. Uważamy, że od 1990 r. nie tylko nie stracił on na swojej aktualności, ale wręcz zyskał!
Piszę te słowa do ciebie, Obywatelu Rzeczypospolitej. Polaku-lewaku z wykształcenia, ale Polaku-prawicowcu z tradycji. Do Ciebie piszę – by wyzwolić Twą duszę zduszoną miliardami słów i obrazów narzuconych nie tylko przez partyjną prasę, radio i telewizję. Pisze – by dać Ci: Słowo. Wiesz bowiem, że w tym wszystkim coś jest nie w porządku – ale nie umiesz tego wyrazić, gdyż nowo-mowa nie posiada na to słów – a jeśli, to słowa te są złe, brudne.
Takim brudnym słowem jest „prawica”. Przyznam, żem był zaskoczony, gdy na jakimś spotkaniu audytorium zareagowało zdziwieniem na informację, że w języku polskim słowo „lewica” jest obciążone ujemnie. Rację miał nieboszczyk dr Goebbels: wystarczy – jak z psami Pawłowa – powtórzyć dowolne słowo dostatecznie wiele razy w dodatnim kontekście – a stanie się ono dodatnie! A przecież każdy wie, że „prawy człowiek”, „wyciągnąć prawicę” – to zwroty pozytywne, natomiast „lewy facet”, „zrobić na lewo”, „zrobić lewą ręką”, „mieć dwie lewe ręce”, „lewizna” itd. – ujemne. Nasz język obronił się – a mimo to tysiące podręczników, książek, słuchowisk i filmów, gdzie człowiek lewicy jest nieodmiennie pozytywny, a prawicowiec negatywny – zrobiło swoje. Ostatnio lewica – zarówno „awangarda klasy robotniczej”, jak i ta do niedawna podziemna – zaczęła lansować hasło: „rozróżnie lewica – prawica nic dziś już nie znaczy…” Oznacza to chęć kapitulacji fortecy – przy założeniu wszakże, że obrońcy po wpuszczeniu wroga nadal będą świetnie wiedzieć kto jest kto i swoich popierać – a my mamy – broń Boże – nie dostrzegać różnic.
Przegrali. Przegrali w praktyce i przegrali w teorii. Mało kto czyta szeregi uczonych słów produkowanych przez lewicę. Co więcej: skoro chcą zatrzeć różnice, to znaczy, że wiedzą, że przegrali. Chcą nas teraz jak Al-manzor: podstępem. Nic z tego. Różnice między lewicą i prawicą są jasne – i są widoczne. Jeśli istnieją Marsjanie – u nich też istnieje lewica i prawica, choć jeśli mają trzy ręce, to pewno inaczej się nazywa.
Nie raz już wyliczałem przeciwieństwa lewicy i prawicy. Nie będę się powtarzał. Nie będę też twierdził – jak czynią to niektórzy endecy – że istnieje lewicowo-socjalistyczno-żydomasońsko-inteligencki spisek, by doprowadzić do powstania Państwa Światowego, dobrotliwie rządzonego przez intelektualistów, którego prototypem jest Szwecja. Nie, drogi Czytelniku! Nie ma żadnego spisku! Prawda jest znacznie straszniejsza. Ci ludzie, gotujący nam (i sobie) niewolę pod płaszczykiem „państwa dobrobytu” święcie wierzą, że działają dla zbawienia Ludzkości i szczęścia Jednostki. I tym są groźniejsi!
Czy to znaczy, że trzeba ich odróżnić od nas, by wypalić zakażone miejsca rozpalonym żelazem? Nie! Co więcej – twierdzę, że formacja lewicowa jest potrzebna, jest wręcz niezbędna – tak samo jak dzieci ze swą wrażliwością na krzywdę niezbędne są w każdym społeczeństwie. Twierdzę za to, że tak samo, jak nikt rozsądny nie pozwala rządzić w swoim domu dzieciom, tak samo nie wolno lewicy dopuszczać do rządów.
Tu doszliśmy do podstawowej różnicy między lewicą i prawicą. Wszystkie inne liczne cechy są jedynie jej konsekwencją. Lewica i prawica chcą w gruncie rzeczy tego samego: chcą dobra, chcą szczęścia, chcą zdrowia dla siebie i bliźnich. Różnica polega na tym, że lewica jest krótkowzroczna. Lewica zachowuje się jak dziecko lub kobieta. One chcą tego dobra już, zaraz. To, że dobro tu i teraz spowoduje zło tam i potem – lewicy nie obchodzi. Jest to ciekawe: lewica dysponuje potężnymi mózgami, które powinny łatwiej niż przyziemny umysł prawicowca orlim wzrokiem dojrzeć, te konsekwencje. Jednak te potężne mózgi potrafią również rozwijać wymyślne argumenty, byle oszukać samych siebie.
Intelektualiści potrafią dokonywać cudów kazuistyki, by przy pomocy najnowszych osiągnięć nauki „udowodnić” rzeczy, o których fałszywości wie każda sprzątaczka. Lewicowiec potrafi twierdzić, że jeśli w rozwój dziecka w ogóle nie ingerować – to wyrośnie nie mały neandertalczyk lecz właśnie „najlepiej rozwinięty człowiek”. Swoje dziecko oddaje przy tym do najlepszych szkół – nie wywozi np. na bezludną wyspę – i naprawdę nie widzi w tym sprzeczności!
Wielu wspaniałych naukowców obdarzonych było przy tym umysłem naiwnym jak dziecko. Albert Einstein lub lord Bertrand Russell („najmądrzejszy dureń w Anglii”) są klasycznymi przykładami. Ludzie ci – w praktyce zawodowej rozszczepiający włos na czworo – podpisywali dowolne apele kierując się wyłącznie uczuciem, bez kontroli rozumu. Ich następcy czynią to do dziś.
Ich głosy witane są przez lewicę z aplauzem. Gdy jednak w sprawach społecznych zabierają głos nie fizycy, matematycy, filolodzy lub chemicy – lecz fachowcy, np. socjo-biolodzy – już lewica gwiżdże i woła: „faszyzm nie przejdzie!”. Albowiem wnioski wyciągane pod kontrolą Rozumu inne są, niż to, co swym uczuciem widzi lewica. Trudno się dziwić, że dla wielu „czucie i wiara silniej mówi” niż szkiełko i oko mędrca – ale tu widzimy coś więcej, widzimy chłopców z Goldinga „Władcy Much”, którzy usiłują terrorem zabronić nam korzystania z Rozumu.
Tak więc, drogi Czytelniku, musisz krytycznie używać własnego umysłu – jeśli dopuścisz, by biegł on po utartych ostatnio szlakach – zaprowadzi Cię do obozu lewicy. Może już jesteś w jego obrębie: przyjrzyj się temu gmachowi.
Oto kilka przykładów, gdzie lewica działając w imię bliskiego interesu naraża naszą przyszłość na szwank.
Zacznę od drobiazgów, ilustrujących metodę:
1) Pomoc nauce. Cóż wspanialszego! Cóż bardziej może przyczynić się do Postępu Ludzkości niż zasilenie rządowymi pieniędzmi uczonych, przebijających się ku światłu Wiedzy! Jakiż postęp! A jednak…
A jednak! Gdy pieniądze zamiast z funduszów własnych lub prywatnych ofiarodawców idą z kasy państwowej (lub zinstytucjonalizowanej) z wolna, z wolna, z wolna, miejsce badaczy rzeczywistości zajmują ci, co umieją żebrać o dotacje. To jest nieuniknione: ten, kto 99 proc. czasu poświęca zabiegom o otrzymanie pieniędzy uzyska ich więcej, niż ten, co swój czas traci na badania. Co więcej: ci, co dają pieniądze, zaczynają domagać się określonych badań – a więc to biurokraci, a nie uczeni, determinują naukę. Z wolna hochsztaplerzy zaczynają dominować – i nauka ląduje tam, gdzie jest obecnie, tj. na dnie. Zauważ! Ci sami ludzie, którzy żałuję, że została wynaleziona energia jądrowa, którzy domagają się „zerowego wzrostu” – domagają się, by państwo subsydiowało naukę w imię postępu! Nie, oni nie są wynajęci – oni nie widzą w tym sprzeczności!
2) Pomoc dla przemysłu. Budowa np. nowych miejsc pracy przez tworzenie państwowej firmy lub nawet dotowanie prywatnej. Jakież to piękne! A jednak…
A jednak pieniądze na to skądś muszą iść. Ściąga się je z tysięcy przedsiębiorstw, które wobec tego statystycznie mniej inwestują – a zatem mniej tworzą miejsc pracy. Każdy ekonomista może udowodnić, że w końcowym efekcie powstanie mniej miejsc pracy i mniejszy dochód społeczny niż gdyby rząd nie interweniował. Jednak lewicowe dziecię widzi nowy zakład pracy i tysiąc zatrudnionych robotników – nie widzi, że w tysiącu stu zakładach gdzieś na prowincji nie przyjęto po jednej osobie. Jeśli nawet widzi – to nie kojarzy tych dwóch faktów, tylko ochoczo bierze się za budowę tysiąca stu nowych zakładów pracy.
3) Zasiłki dla bezrobotnych! Wspaniała rzecz! Dlaczego ludzie, nie z własnej winy nie pracujący, mają głodować?
A jednak! Przyznawanie zasiłków powoduje nie tylko to, że ludzie nawykają do swej poniżającej roli. Najpierw zasiłki dawane są hojnie – powstaje więc kasta ludzi umyślnie bezrobotnych (przynajmniej formalnie, bo w rzeczywistości często biorą forsę, a pracują na lewo). Ci zawodowcy – (porównaj z naukowcami) – zaczynają z wolna wygryzać prawdziwych bezrobotnych. Na to nie ma rady: prawdziwy bezrobotny nie zdobędzie tak wspaniałych zaświadczeń jak zawodowiec.
4) Płaca minimalna. Wspaniała sprawa! Niech ludzie zarabiają godziwie!
A jednak! Pomińmy ludzi, którzy sami potrafią znaleźć sobie pracę za np. 7000 – im ustawa o minimalnej płacy 7000 nie jest potrzebna. Ale co zrobić z takim, który ma dwie lewe ręce – i którego za 5000 jeszcze by wzięli, ale za 7000 już nie? Musi iść na zasiłek dla bezrobotnych… Wszelako dziecina z lewego autoramentu sądzi, że ten co ma pracę za co najmniej 7000 ma ją dzięki ustawie – a powstającego wśród upośledzonych bezrobocia nie kojarzy z ustawą o płacy minimum. Absolutnie!
(Jest gorzej! Ten, co ma pracę za 7000, bez ustawy miałby płacę 7500. Przecież z czegoś trzeba płacić zasiłek owemu stworzonemu przez lewego wujaszka bezrobotnemu. Niechby to było skromne 4000 – ale pracując za 500 wytworzyłby on dobra dla społeczeństwa i wyrównałby bilans; nie pracując za 4000 – czy 6000 – sam się demoralizuje, innym nie daje nic i powiększa inflację).
5) Ubezpieczalnia! Genialny pomysł! Dlaczego chory ma być pokrzywdzony? Płaćmy mu całość lub choćby część zarobków! Jednak…
A jednak! Wiesz, Czytelniku, co, nieprawdaż? Tak jest! Jest to samo, co z naukowcami, bezrobotnymi itd. Zdrowe byki na zaświadczeniach idą robić fuchy, a prawdziwy chory ma kłopoty. Jeśli jest ciężko chory, stoi w kolejce z setkami hipochondryków (którym do głowy by nie przyszło wezwać lekarza, gdyby był on płatny), a jeśli jest lekko chory, to nie dostanie zwolnienia. Kogoś przecież trzeba uznać za symulanta w tej lawinie zwolnień!
Przy okazji tysiące urzędników zajętych jest kontrolą lekarzy, recept i zwolnień. Oczywiście, jeśli można oszukać lub przekupić lekarza, to na pewno tym łatwiej przekupić urzędnika – sprawa jest więc beznadziejna, proszę lewicy.
To wszystko były drobiazgi. Drobiazgi??? Toż to zniszczenie moralności i mechanizmów społecznych, nie mówiąc o ekonomicznych – zakrzykniesz pewno, Czytelniku. A ja powiadam Ci: „To są naprawdę drobiazgi. Po pozbyciu się socjalizmu znikną w parę lat. Lewica zaburza nam znacznie bardziej podstawowe mechanizmy”. Takich jak te mógłbym jeszcze podawać dziesiątki.
Pomówmy teraz o sprawach naprawdę ważnych.
Lewica nieustannie narzeka że nasza cywilizacja w swej nieznośnej pruderii posuwa się do utożsamiania wręcz moralności z moralnością seksualną. Lewica atakuje to wściekle. Znów jednak nie przychodzi jej do głowy, że akurat nasza cywilizacja jest taka – i akurat nasza cywilizacja zdominowała świat – i że między tymi faktami może być jakiś związek przyczynowy!
Tymczasem to właśnie pozornie nierozumne społeczeństwo jest mądrzejsze od przemądrzałych intelektualistów. Najlepszym dowodem są ostatnie sukcesy prawicy. Lewica opanowała szkoły i uniwersytety, prasę i telewizję, parlamenty i senaty, radio i kino. Tabuny feministek-lewicówek sączyły truciznę, którą wymyślały setki błyskotliwych autorów, edukacjonistów i dziennikarzy. A prawica spokojnie produkowała – dzieci. Przekazywała im swe tradycje rodzinne. I na czyje w końcu wyszło?
Społeczeństwo jest mądre. Społeczeństwo wie, że sfera seksualna jest najważniejsza. Płeć determinuje bowiem dobór naturalny. Weź, Czytelniku, dowolną książkę z tego zakresu, a przekonasz się, że nawet paroprocentowa zmiana w doborze jakiejś cechy po kilku lub kilkunastu pokoleniach całkowicie przeobraża populację. Stąd dobór ludzi w pary, sposób przekazywania cech dziedzicznych dzieciom – jest na najdłuższą metę najważniejszym czynnikiem określającym nasz byt.
Zauważ! Ten sam lewak – najlepiej niedojrzały Czerwony, czyli Zielony – będzie bronił okolicę przed osuszeniem błot – bo paroprocentowa zmiana wilgotności może zakłócić lęgi prukawki-błotniarki. I ten sam lewak beztrosko twierdzi, że wszystko jedno, czy dzieci będą rosły w rodzinach, czy w komunach, czy kobiety będą monogamiczne, czy nie. Będzie żądał rewolucji seksualnej, rewolucji obyczajów małżeńskich… Zupełnie jak gdyby nie zakłócało to naszego środowiska naturalnego, jakim jest tradycja rodzinna!!!
Jasne, że to dziecko, które w zapale bredzi. Ale te dzieci stanowią ustawy!!! Te dzieci podejmują działania, które odbijać się będą na nas – tak na NAS – za dwieście i więcej lat! A ludzie pozornie odpowiedzialni wzruszają ramionami: niech się dzieci bawią, ludzkość nie ma wrogów, wytrzyma różne eksperymenty. Może to i racja. Ale niech nie eksperymentują na nas!
Oto kilka konsekwencji lewicowych eksperymentów:
6) Fundusz alimentacyjny. Godny podziwu poryw serca! Dlaczego mają cierpieć dzieci nieodpowiedzialnych ojców?
A jednak! Lewica tym dzieciom pomaga. Nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, że dzięki istnieniu systemu alimentów rodzi się dziesięć lub więcej razy dzieci równie nieszczęśliwych. Rodzi się – gdyż dziewczyny wiedzą o dobrodziejstwie alimentów i nie dbają o właściwy wybór partnera! Jest paradoksem, że troska o wygląd ludzkości spoczywa w rękach (rękach?) mężczyzn – a troska o jej rozum w rękach kobiet. To one dobierały partnerów pod tym kątem: musi być silny, mądry i odpowiedzialny. Nieubłagana selekcja eliminowała dzieci tych kobiet, które o to nie zadbały.
Obecnie kobieta może mieć dziecko z byle kim. Jeśli jest to osobnik nie zainteresowany rodziną – będzie płacił, byleby był bogaty. Może nawet i nie być bogaty – państwo za niego alimenty wyłoży! Nie mówię, że kobiety świadomie zachodzą w ciążę z byle kim, najlepiej jednak bogatym! Skądże znowu, są to rzadkie przypadki. Po prostu mniej na to zważają. A przesunięcie o parę procent w doborze jakiejś cechy…
Gdy pytamy, skąd pijaństwo wśród młodzieży, nie zapominajmy, że pijak miewał dawniej trudności w znalezieniu żony czy metresy. Teraz ma o wiele mniejsze. Narzekamy na nieodpowiedzialność młodzieży? Jest to młodzież od nieodpowiedzialnych ojców. Dzieci urodzone z tych związków są naprawdę nieszczęśliwe. Lewica stara się ratować tysiąc tych dzieci – a produkuje nowe dziesięć tysięcy. Nie widzi związku między tymi aktami – przeto jedyną jej reakcją jest żądanie zwiększenia alimentów, przedłużenia wieku alimentacji itd.
7) Rozwody. Oczywiście! Jak można w ogóle kwestionować ten humanitarny akt? W krajach bez rozwodów dziesiątki tysięcy par cierpi i męczy się ze sobą – dajmy im wolność!
A jednak! Te pary uzyskają wolność. Ale co z tymi, które dopiero się tworzą? One – przynajmniej podświadomie – wiedzą, że mają furtkę – a więc będą zawierać związki bardziej lekkomyślnie. Stąd następne rozwody – ale i tragedie setek tysięcy i milionów dzieci. Nie wiesz, Czytelniku, że z zawartych w Warszawie obecnie małżeństw rozpada się średnio więcej niż co drugie? To się dowiedz! Wiedz też, że jest to wynik ustawy rozwodowej. Nie jest to efektem, że się rozwodzą – lecz to, że powstało tyle małżeństw, które rzeczywiście powinny się rozwieść! Można powiedzieć: sami sobie są winni. Można też wykopać dziurę w chodniku i twierdzić, że ci, co w nią wpadną sami są sobie winni – i nawet hoduje się wskutek tego rasa bystrzejszych ludzi. Tylko nie tego oczekujemy od ustawodawcy! W dodatku: co z małżonkami, z których jedno myśli, że zawiera związek dozgonny, a drugie myśli, że zawiera czasowy kontakt?
8) Równouprawnienie kobiet w rodzinie. Wreszcie coś bezspornego. Czemu jeden człowiek ma podlegać dyktatowi drugiego?
A jednak! To jest jeden z przykładów, gdzie endeków rozgrzeszam z tego, że widzą w tym posunięciu spisek wymierzony przeciwko ludzkości przez jej wrogów. Jest tak oczywiste, że żadna organizacja mająca dwie równouprawnione głowy nie może sprawnie funkcjonować – że fakt, iż laureaci Nobla tego nie wiedzą wydaje się po prostu niewiarygodny. A jednak tak jest. Ci ludzie tak wierzą w dogmat o równouprawnieniu, że sprzecznych z nim faktów po prostu nie dostrzegają. A w dogmat wierzą, bo ludzie nauki są uczeni, że teoria im prostsza, tym lepsza: zróżnicowanie ludzi komplikuje teorię…
Obcięcie rodzinie głowy odbija się jednak – i tego lewicowa dziecina nie dostrzega – niekorzystnie przede wszystkim na… kobietach. Wychodzi taka za mąż nie dbając za kogo, pewna, że w razie czego prawo ją obroni. Wobec tego stawia się hardo, prowokuje – aż wreszcie zdesperowany mąż nie wytrzymuje i tłucze ją na kwaśne jabłko. Gdy grozi, że odwoła się do sądu, mąż spokojnie mówi, że po pierwsze wówczas połamie jej kości, a po drugie gdy pójdzie do więzienia, to ona straci na tym finansowo. I biedaczka milczy. To jest prawdziwa tragedia. Ta kobieta wpadła w pułapkę. Gdyby wiedziała, że będzie musiała być mężowi posłuszna, długo wybierałaby takiego, co do którego nabrałaby rozsądnej pewności, że jej nie skrzywdzi. I bardzo starałaby się o utrzymanie harmonii w rodzinie…
Obecnie na niesnaskach cierpią dodatkowo dzieci – o ile są. Prawdziwie odpowiedzialny mężczyzna długo bowiem zastanawia się nad spłodzeniem dziecka, nad którym potem nie ma kontroli. Nie może on zdecydować o kierunku jego kształcenia (natomiast musi za nie płacić), nie ma nad nim w zasadzie żadnej władzy. W Szwecji nawet uderzyć smarkacza nie wolno, bo grozi proces sądowy!!!
9) Emerytury. To już bezsprzeczne dobrodziejstwo wymyślone przez lewicę. Każdy płaci składkę – a nawet jeśli nie, to w Szwecji i tak o starość troszczyć się nie musi… Tylko – co to ma wspólnego z rodziną?
A jednak! Ma! Lewica nie dostrzega, że skoro ludzie mniej muszą troszczyć się o przyszłość, to rośnie rasa ludzi beztroskich. Można powiedzieć: beztroskie dzieci zatroszczyły się o swoją reprodukcję, o to, by w przyszłych pokoleniach było jak najwięcej lekkomyślnych…
Co więcej, homo jednak jest oeconomicus. W normalnym społeczeństwie człowiek chciał mieć dzieci motywowany świadomym lub podświadomym pragnieniem zapewnienia sobie starości. Im więcej dzieci, im lepsze ich wychowanie, im są zdrowsze, im lepiej wykształcone – tym większe prawdopodobieństwo, że starość będzie dostatnia i szczęśliwa.
Wprowadzenie przez lewicę przymusowych ubezpieczeń odwróciło wszystko. Emeryt jest od dzieci niezależny – o tyle, o ile nie musi do nich dokładać ze swej emerytury. A dokładać musi, gdyż dzieciom w wieku 25-45 lat – czyli wtedy, gdy najbardziej potrzebują pieniędzy na wychowanie własnych dzieci – zabiera się dwie trzecie pieniędzy na przyszłe emerytury…
Tak więc homo oeconomicus wylicza sobie, że im mniej dzieci – tym lepiej. Jak porządny endek nie ma uwierzyć, że to wszystko nie zostało zmontowane przez paru genialnych Żydów w nowojorskiej Świątyni Cyrkla i Kielni? Przecież to naprawdę wygląda na genialny spisek!
W dodatku lewica uzyskuje drugą rzecz: zmniejszenie się przyrostu naturalnego. Lewica nie lubi wielu dzieci, gdyż wiele dzieci oznacza większą śmiertelność – czyli lepszą selekcję. Wiele dzieci oznacza też – argumentuje nie tylko dziecina lewicy, ale i taki pozornie błyskotliwy libertyn jak p. Jerzy Urban – zmniejszony dobrobyt. Dlaczego? Dlatego, że dochód dzieli się na większą liczbę ludzi niepracujących.
Nikt mi nie wmówi, że p. Urban czy lewicowy profesor nie jest w stanie zauważyć, że skoro zmniejszy się liczba dzieci, to w pokoleniu następnym na jednego pracującego przypadać będzie jeszcze więcej niepracujących – emerytowanych rodziców-egoistów. Z tym, że to lewicowca nie obchodzi, bo to będzie w następnym pokoleniu. Po nas – choćby potop?
10) Zabijanie płodów. Każda kobieta powinna mieć prawo do zawartości swojego brzucha, nieprawdaż? Czy można krępować wolność jednostki? – woła dziecina lewicowa, wzywając do sojuszu liberałów.
A jednak! Ciekawe, że prawa do abortu domagają się wyłącznie ci, którym już nie grozi wyskrobanie z łona matki… Miliony zamordowanych – milczą. Proszę popatrzeć. W starożytnym Rzymie ojciec rodziny miał prawo skazać wyrodne dziecko – nawet na śmierć. Dziecina lewicowa oburza się na ten barbarzyński zwyczaj… Tam decyzję podejmował człowiek rozważny – i karał śmiercią złe dziecko. Dziecko, które zawiniło. Tu decyzja podejmowana jest na podstawie kaprysu kobiety – a śmierć dosięga wszystkich: zdolnych i niezdolnych, świętych i zbrodniarzy, zdrowych i chorych. Czyli aborty ze wszech miar są gorsze, niż ius necis ojca rodziny. A mimo to lewica uważa aborty za dobro. I przez długi czas liberałowie popierali to stanowisko: dopóki nauka nie ustaliła, że człowiek powstaje w chwili połączenia gamet. Od tej chwili, gdy wiadomo, że zygotę można będzie utrzymać przy życiu bez matki – od tej chwili argument o prawach człowieka skłania liberałów do opowiedzenia się przeciwko abortom.
Zauważ: zwolenniczki abortów używają dwóch argumentów: zarodek jest obcym ciałem, które kobieta ma prawo usunąć – oraz: zarodek jest własnością kobiety, która może z nim zrobić, co chce. Nie widzisz w tym sprzeczności?
A co z prawami ojca – pytam?
O to lewica nie dba. Można by odnieść wrażenie, że stara się ona przekazać jak najwięcej decyzji kobietom. Mężczyźni myślą zbyt precyzyjnie – przeto zbyt łatwo znajdują luki w lewicowych ple-ple-ple. Nie, równouprawnienie kobiet, a jeszcze lepiej: matriarchat – to byłoby znacznie lepsze. Lewica nie dba o to, że brutalizują się kobiety zmuszone do podejmowania takich decyzji. Nie dba również o rzecz zasadniczą: o piekło, jakie ustawa dopuszczająca zabójstwo dziecka tworzy matkom: dzięki niej mężczyzna może kobietę szantażować: „Jak nie zrobisz skrobanki – to…”. To – oczywiście – lewicy nie obchodzi. Nie zdaje sobie jednak sprawy, że dopuszczając usankcjonowanie abortów, obniża szacunek dla ludzkiego życia! Tadeusz Boy-Żeleński zginął z rąk faszystów – ale można powiedzieć, że dosięgła go Nemezis: on bowiem jest jednym z wielu twórców Epoki Pieców (już słyszę krzyk oburzenia lewicy!).
Na ten temat też można jeszcze długo. Rozumny człowiek widzi, że lewica robi niemal wszystko, co może, by podkopać fundament naszego bytowania. Jeszcze rozumniejszy człowiek wie, że robi to ona po prostu z głupoty. Lewica chce dla nas dobrze. Niestety: nie ma tego dobrego, co by na złe nie wyszło. Jej dobrymi chęciami solidnie wybrukowane jest piekło, które nam gotuje.
W każdym razie: wie prawica, co czyni lewica. Natomiast liberałom dopiero otwierają się oczy. Z tą chwilą los lewicy jest przesądzony. Intelektualiści przechodzą do przeciwnego obozu.